czwartek, 26 grudnia 2013

XLIII Rozdział

*oczami Ally*
-NIEEE!!! - z gardła Mike'a wydobył się przeraźliwy krzyk. Natychmiast wstał z ziemi i ruszył na Dallasa, który zimnymi oczami wpatrywał się w blondynkę. Chłopak wpadł na bruneta przewalając go zarazem.
-Han! - krzyknęła Trish i szybko do niej podbiegła wraz z Dezem. Postanowiłam pójść w ich ślady. Austin postanowił wyrwać się z rąk Kiry, lecz z takimi ranami nie było to łatwe. Podbiegłam do leżącej blondynki, która z trudem łapała oddech. Kątem oka zobaczyłam, że Mike okłada pięściami bruneta, a pistolet leży trzy metry dalej od nich.
-Boże... - powiedziała cicho Trish widząc ranę w brzuchu dziewczyny. Patrzyłam na to z otwartymi i wystraszonymi oczami.
-Dez zadzoń na policję, JUŻ! A ty Trish na pogotowie, NATYCHMIAST! - rozkazałam, a przyjaciele bez wahania od razu chwycili za telefony i poczęli wybierać pożądane numery. Natomiast ja chwyciłam swoją koszulę i zaczęłam ją drzeć. Wydarłam z niej spory kawał. Teraz moja koszula sięgała mi do pępka. Chwyciłam wyrwany materiał i delikatnie przyłożyłam jej do rany.
-Źle to wygląda, prawda? - spytała mnie blondynka. Spojrzałam w jej oczy, w których widziałam ból i strach. Całe jej ciało się trzęsło.
-Wystarczy jak przytrzymasz to do rany i będzie dobrze. Nic ci nie będzie - obiecałam, a ona zaczęła przytrzymywać kawałek materiału do rany - Dziękuję - wyszeptałam patrząc w jej oczy. Ona się do mnie lekko uśmiechnęła, lecz jej kąciki ust on szybko opadły. Teraz widziałam wyraz smutku i skruchy.
-Przepraszam - powiedziała cicho, nie miała siły powiedzieć głośniej. Patrzyłam na nią i w końcu, po chwili zastanowienia, ujęłam jej rękę i uścisnęłam ją delikatnie uśmiechając się przy tym krzepiąco.
-Halo?! Potrzebujemy pomocy, strzelają do nas - usłyszałam głos Deza - Ile? - chłopak rozejrzał się dookoła. Jeden z nieznanych nam kolesi właśnie ruszył do walczącego Dallasa i Mike'a, lecz jeden nadal leżał nieprzytomny - Czterech, lecz jeden leży i się nie rusza - relacjonował przejęty - W lesie obok Pinecrest. Błagam przyjedźcie szybko, bo mają pistolet i mogą strzelać. Mamy już ranną osobę...
-Halo?! Mamy osobę z raną postrzałową! - mówiła drżącym głosem Trish, a ja w tym czasie ściskałam dłoń blondynki - Nie wiem. Rana jest w brzuchu, ciągle leci krew... W lesie obok Pinecrest... Przyjedźcie szybko, bo nie wiem ile ona wytrzyma - mówiła czarnowłosa patrząc w przejętą Han, której oczy były zaszklone - Nie, tylko jedna osoba jest ranna - i gdy wypowiedziała te słowa, rozległ się głos kolejnego wystrzału. Wszyscy spojrzeliśmy przerażeni w tamtą stronę. Tam bili się chłopcy - Albo może być więcej - powiedziała wystraszona drżącym głosem.
Puściłam dłoń Han, wstałam i zaczęłam biec w stonę walczącego Mike'a. Zrobiłam parę kroków, gdy usłyszałam krzyk Austina. Od razu odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak ten dziwny koleś miażdzy butem ranę na ramieniu blondyna. Chłopak zwijał się z bólu, a ja poczułam jaki ból mógł odczuwać teraz Austin. Bez żadego namysłu ruszyłam w ich stronę. Już prawie dobiegłam, gdy ktoś na mnie wbiegł i powalił na ziemię. Zobaczyłam obok siebie leżącą Kirę.
-Znowu ty? - spytałam wściekła, a ona z chytrym uśmiechem ujęła z ziemi nóż. Moje oczy tylko się rozszerzyły, bo wiedziałam jakie zamiary ma dziewczyna. Szybko wstałam i pędem ruszyłam w stronę stodoły, w której przebywałam wcześniej. Byłam pewna, że Kira goni mnie i jest trzy kroki za mną. Wbiegłam do małego pomieszczenia, który nadal był wypełniony dymem. Zakryłam nos i usta rękawem i podbiegłam do ściany, na której znajdowały się narzędzia. Nie widząc nic chwyciłam jakiś mały przedmiot, który schowałam do kieszeni kurtki, oraz duży, który ujęłam w dwie dłonie. W tym momencie mulatka wpadła do stodoły.
-Nie uciekniesz mi - wysyczała, a ja próbowałam nie kaszlnąć, aby nie zdradzić swojej pozycji. Kira zrobiła parę kroków do przodu, lecz nadal była ode mnie oddalona. Szukała mnie, choć nic nie widziała. Zaczęłam się dusić i już nie wytrzymałam, więc zaczęłam kaszleć. Usłyszała mnie i zaczęła biec w moim kierunku, natomiast ja skierowałam się do wyjścia. Podbiegłam do drzwi omijając ją i znowu kaszlnęłam zdradzając swoją nową pozycję. Stanęłam za drzwiami wiedząc, że dziewczyna zaraz się tu pojawi. Mocno chwyciłam w dłonie długi przedmiot, będąc gotowa do ataku. Nagle Kira wybiegła, a ja podniosłam ciężki przedmiot i jak najmocniej walnęłam ją w plecy. Dziewczyna upadła na ziemię nieprzytomna.
-Leż i nie wstawaj - powiedziłam i spojrzałam na to, co trzymałam w dłoniach. Była to łopata. Uśmiechnęłam się lekko, bo zrozumiałam, że mam dobrą broń do samoobrony. Nagle przypomniałam sobie o blondynie. Spojrzałam w kierunku, w którym się znajdował, i zobaczyłam, że nadal zmaga się z tym wielkim i muskularnym kolesiem. Wściekła podbiegłam do nich i przywaliłam łopatą temu chłopakowi w tył głowy. On także upadł nieprzytomny obok Austina. W oczach blondyna ujrzałam ulgę, lecz gdy spojrzałam na jego rany poczułam, że zaraz zemdleje. Z brzucha sączyła się krew, a jego ramię wyglądało okropnie. Rana kłuta po nożu była teraz podeptana i rozwalona jeszcze bardziej. Przygryzłam wargę na ten widok.
-Pomogłabyś mi wstać? - spytał z lekkim uśmieszkiem. Wiedziałam, że chce pokazać mi, że to go wcale nie boli i, że nie jest tak źle jak wygląda. Chwyciłam jego jedną dłoń i pomogłam mu wstać. Austin ledwo się trzymał na własnych nogach. Już miał upaść, ale chwyciłam go w swoje ramiona. Przytuliliśmy się do siebie.
-Zaraz będzie tu policja i pogotowie - wyszeptałam mu do ucha, a on tylko mocniej mnie objął. Nasz gest trwał zaledwie sekundę, bo znowu usłyszeliśmy wystrzał. Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyliśmy, że Dallas nadal walczy z Mikem, a pistolet krąży wokół nich. Z szeroko otwartymi oczami podbiegliśmy do chłopaków.
-Zabiję cię! - krzyknął Dallas, który leżał na Mike'u unieruchamiając go i w tym momencie ujął w dłoń broń palną. Widząc ten ruch moje usta otworzyły się szeroko z ogromnego strachu. Kompletnie mnie zatkało, tak, że nie mogłam się ruszyć. Ten widok mnie sparaliżował. Nawet nie zauważyłam kiedy Austin, ostatkiem swoich sił, zrzucił chłopaka z naszego kolegi.
-Nie! - krzyknęłam widząc, że Dallas nadal trzymał w ręku pistolet. Spojrzałam na Mike'a, który nagle na mnie popatrzył wystraszony. Szybko rzuciłam mu to co miałam w kieszeni, a on to chwycił i błyskawicznie wbił w jego ranę, która powstała od wbitego noża przez Hannah. Brunet zawył z bólu i wypuścił broń z dłoni. Blondyn szybko ją zabrał i schował za pas. Podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać. Mike wyjął narzędzie z rany chłopaka i patrzył na niego jak próbuje wstać. Nagle usłyszeliśmy w oddali syrenę policyjną oraz pogotowia. Przerażony Dallas chciał uciec, jednak Mike chwycił z moich rąk łopatę i przywalił mu tak, że ten znowu upadł.
-Gdzie ona jest? - spytał wystraszony brunet, a ja wskazałam mu skinieniem głowy w stronę, gdzie leżała dziewczyna. Chłopak pobiegł tam przerażony.
-Ally... - wyszeptał blondyn i spojrzałam na niego. Opadał już z sił, spojrzałam na jego ranę na brzuchu. Wyglądała coraz gorzej. Wiem, że z każdą sekundą chłopak tracił więcej krwi i sił. Nagle poczułam jak uginają się pod nim kolana i upada na ziemię. Nie dałam radę go utrzymać. Położyłam jego głowę na moich kolanach.
-Wytrzymaj chwilę - wyszeptałam błagalnym głosem słysząc, że pomoc jest coraz bliżej.

*oczami Mike'a*
Pędem podbiegłem do leżącej blondynki.
-Dez leć pilnować Dallasa, aby nie uciekł! - zawołałem, a rudzielec od razu kiwnął głową i poleciał do leżącego bruneta, który z trudem próbował wstać. Trish trzymała głowę Han na kolanach. Spojrzałem na blondynkę. Była biała jak kreda, a jej oczy były zamglone. Uklęknąłem obok niej i delikatnie odgarnąłem kosmyki jej blond włosów z twarzy. Han zwróciła swój wzrok na mnie. Widać było, że traciła już siły, nie wytrzyma długo...
-Przepraszam - wyszeptała, jej oczy były smutne - Pragnę, abyś mi wybaczył zanim...
-Nie! Przestań! - przerwałem jej - Nie przepraszaj mnie. Nie będziesz się teraz ze mną żegnać, rozumiesz? - ująłem jej dłoń, a do oczu zaczęły napływać mi łzy - Nie dziś. Wytłumaczysz mi to kiedy indziej, nie teraz. Słyszysz? - mówiłem do niej, a po jej zimnym policzku spłynęła łza. Usłyszałem głos karetki. Jest coraz bliżej - Pomoc już jedzie. Wytrzymasz, rozumiesz? Jesteś silna. Jeszcze kiedyś będziesz opowiadać o tym swoim dzieciom i będziesz się z tego śmiać. Za miesiąc pójdziesz na studia architektoniczne. Pamiętaj, jeszcze zaprojektujesz w życiu wiele mieszkań, tylko teraz patrz na mnie i nie zamykaj oczu. Jesteś silna. Pamiętaj, silna - błagałem ją, a po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy. Han uścisnęła moją dłoń jak najmocniej potrafiła i uśmiechnęła się smutno do mnie.
Po chwili, zza moich pleców, wyłonili się sanitariusze.
-Proszę się odsunąć - usłyszałem głos dorosłego mężczyzny. Nie mogłem się ruszyć, nie mogłem puścić dłoni blondynki - Proszę odejść! - powiedział donośle zdenerwowany ratownik.
-Mike chodź! - powiedział Dez podnosząc mnie za ramiona i oddalając przy tym od Han. Sanitariusze okrążyli ją i od razu poczęli akcje ratunkową. Odwróciłem się twarzą do rudzielca i chwyciłem go za ramiona.
-A gdzie jest Dallas?! - spytałem przerażony. Dez spojrzał na mnie i
położył dłoń na moim ramieniu.
-Zabrali go przed chwilą wraz z Kirą i tymi dwoma chłopakami do samochodu policyjnego - powiedział spokojnie.
-A gdzie Ally i Austin? - spytałem wystraszony, że coś im się stało.
-Tam są - wskazał skinieniem głowy na dwójkę przyjaciół, których okrążali ratownicy. Szybko do nich podbiegliśmy.
*oczami Ally*
-Będzie dobrze - powiedziałam, gdy mężczyźni kładli blondyna na nosze. Chłopak nie miał siły sam wstać, doznane obrażenia pozbawiały go wszelkiej energii. Patrzył na mnie wykończonym wzrokiem.
Nagle podbiegli do nas Dez i Mike.
-Wszystko w porzą... - zaczął brunet, lecz gdy zobaczył blondyna i jego rany, szybko zamilkł.
-Zabieramy go do karetki - powiedział jeden ratownik do nas, zwinnie wzięli Austina i zanieśli do pojazdu.
-Mogę z nim jechać? - spytałam z nadzieją patrząc jak sanitariusze wchodzą do karetki.
-Niestety to nie jest możliwe - powiedział, a za chwilę przybiegli drudzy ratownicy z blondynką na noszach.
-Han! - krzyknął Mike chcąc do niej podejść, lecz drogę zagrodził mu ten sam mężczyzna, który mi odmówił.
-Przepraszam, musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Proszę tego nie utrudniać - powiedział i wszyscy ratownicy weszli do karetki zamykając, przed naszymi nosami, drzwi. Zobaczyłam złość, oburzenie i strach na twarzy bruneta. Widziałam, że chciał już mu coś powiedzieć, jednak nie zdążył tego zrobić, gdyż ktoś go wyprzedził.
-Allyson Dawson, Michael Moore oraz Dezmond Worthy? - spytał nas przystojny mężczyzna ubrany w garnitur. Musiał być po trzydziestce. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Tak, to my - odpowiedział ostrożnie rudzielec. Ja wraz z brunetem wpatrywaliśmy się w nieznanego podejrzliwie.
-Nazywam się Andrew Doney. Jestem detektywem i pracuję dla policji. Muszą państwo pójść z nami złożyć zeznania - powiedział stanowczo, ale nadzwyczaj spokojnie. Moje usta szeroko się otworzyły.
-Najpierw jedziemy do szpitala - zadecydował Mike i już chciał odejść, lecz ten mężczyzna zatorował mu drogę.
-Może powiem inaczej, jeżeli nie pojedziecie teraz i nie złożycie zeznań, to tamta czwórka wyjdzie na wolność jeszcze dzisiaj. Więc jeśli chcecie, aby sprawiedliwości stało się za dość to pojedźcie ze mną, aby złożyć krótkie, ale obiążające ich wyjaśnienia - powiedział poważnie i w tym momencie przyszła roztrzęsiona Trish.
-Już z nim rozmawiałam. Jeśli nie pojedziemy teraz to oni nie będą mieć prawa ich przetrzymywać, więc wyjdą na wolność. A do tego nie możemy dopuścić - powiedziała kładąc dłoń na ramieniu bruneta.
-To nie potrwa długo, a po wszystkim osobiście zawiozę was do szpitala. Obiecuję - mężczyzna wypowiedział te słowa bardzo łagodnie, miałam przez to wrażenie, że mogę mu ufać. Dez kiwnął twierdząco głową dając znak, że się zgadza. Rozejrzałam się dookoła. Policjanci zamykali już Dallasa, Kirę i resztę w furgonetce, zbierali też wszystkie dowody rzeczowe i zabezpieczali teren, a karetka przed chwilą błyskawicznie odjechała.
-Dobrze - powiedział Mike i spojrzał na mnie. Poczułam jego wzrok na sobie, więc ja także na niego spojrzałam. Wiedziałam, że chłopak nigdzie się nie ruszy bez mojej aprobaty. Jesteśmy w tym razem. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Tylko szybko - powiedziałam i wszyscy ruszyliśmy do samochodu detektywa.
* * * * *
-Panno Allyson, podsumujmy. Oskarża Pani Dallasa Centineo oraz Kirę Starr o szantaż, groźby, mobbing, porwanie, pobicie i usiłowanie zabójstwa Pani oraz pańskich przyjaciół, tak? - spytał mnie detektyw Andrew. Siedzieliśmy w pokoju przesłuchań na komendzie. Było to małe pomieszczenie, w którym znajdowało się jeden stół i dwa krzesła. Byliśmy tutaj tylko we dwójkę. Patrzyłam na mężczyznę zmęczonym wzrokiem. Nie siedziałam tu długo, może piętnaście minut, jednak po tych wszystkich wydarzeniach byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie.
-Tak - powiedziałam cicho, a on kiwnął głową.
-Doszło do bijatyki, Dallas zaatakował Panią nożem? - spytał, a pokręciłam głową.
-Po pierwsze to była rzeź, walka na śmierć i życie. Po drugie osobiście mnie nie zaatakował tym narzędziem. Po prostu próbowałam chronić innych, gdy on ich w ten sposób atakował - powiedziałam roztrzęsiona. Wzięłam łyka wody, którą dostałam od mężczyzny.
-Jednak nie uniknęła Pani zetknięcia z nożem - stwierdził, a ja spojrzałam na niego nierozumiejąc co ma na myśli. Mężczyzna ruchem dłoni wskazał na moje czoło. Zmrużyłam oczy, ale postanowiłam dotknąć swojego czoła. Miałam tam ranę, z której powoli ciekła krew - Chce Pani opatrzeć tą ranę?
-Nie trzeba, dziękuję.
-Dobrze - powiedział i spojrzał w jakieś papiery - To wystarczy, żeby ich zatrzymać. Jednak i tak będziemy musieli spotkać się na dokładniejsze zeznania, dobrze?
-Oczywiście - powiedziałam roztrzęsiona. Spojrzałam na zegarek. Minęło prawie dwadzieścia minut.
-Tak jak obiecałem zabiorę Panią i resztę do szpitala - powiedział, wstał, podszedł do drzwi i otworzył je - Panno Dawson, możemy jechać - poinformował mnie, a jak strzała wybiegłam z tego pomieszczenia. Na korytarzu spotkałam Mike'a, Trish i Deza. Spojrzałam w oczy bruneta, w których widziałam strach i pewne pytanie, na które pragnie znać odpowiedź. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Han nic nie będzie. Powiedziałam, że Dallas ją zmusił do tego wszystkiego. Nie będzie o nic sądzona - wyszeptałam mu do ucha, a on westchnął ciężko i mocniej mnie przytulił.
-Jedziemy - zadecydował mile detektyw i musieliśmy się od siebie oderwać. Pospiesznie, wręcz biegiem ruszyliśmy do samochodu. Byliśmy zdenerwowani i wystraszeni. Po prostu baliśmy się o osoby, które kochamy.

----------------
Siemanko! :D
BAAAAAARDZO Wam dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy mega mili i uroczy!  Nawet nie sądziłam, że moglibyście nazywać mój blog "zajebistym" czy "zarąbistym" xd Takie opinie sprawiają m ogromną radość! To jeden z lepszych prezentów na te święta :3
Co do tego rozdziału, mam nadzieję, że i on się spodobał, pomimo mojego postanowienia, że potrzymam was jeszcze trochę w niepewności co do Han i Austina. Jeśli chodzi o nich to na pewno dowiedzie się co z nimi będzie w następnym rozdziale :) A kiedy next? Hmmm..... I have no idea :/ ale mam nadzieję, że zdąże na 29 ;)
Miłego dalszego obżerania się! :D
Całuję! :*
P.S. Nie mogłam znaleźć serialowych nazwisk Deza i Dallasa, więc podałam nazwiska aktorów, którzy ich odgrywają xd

13 komentarzy:

  1. Ha! Piep**ony Dallas! Pójdzie za kraty! No! To się nazywa sprawiedliwość!
    Proszę niech Austin niczego nie zapomina, niech nie umiera, żeby był "Happy End"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą :] ale Han tez niech nie umiera... :*

      Usuń
  2. łoo. wreszcie bd koniec Dallasa ;333 <3
    no to czekamy na happy endzik :3
    pozdrawiam ^^
    ps. przepraszam, że tak krótko.. mam zły humor ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. hipphipp hurra♥ Dallas w kratach Dobrzy mają żyć! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, tyle akcji co u ciebie to nawet w dobrych kryminalach nie ma... Lofciam twoja historie. Jest jedna z moich ulubionych...

    OdpowiedzUsuń
  5. No i to sie nazywa "zajebisty" rozdział. nie bede pisala jaki jest zajebisty bo to już wiesz. Nareszcie ten szmaciarz sie doigrał... Roszę tylko nie rob tak, ze austin nie bedzie nic pamietał albo co.... Czekany na HAPPY END... Mam nazdieje ze wyrobisz sie do tego 29 bo juz nie moge sie doczekać.... Całuję
    WIERNA FANKA <3 -.-

    OdpowiedzUsuń
  6. lubię nie uwielbiam nie kocham twojego bloga
    Dallas nareszcie w pudle sprawiedliwość istnieje życie jest cudowne
    PS, nie przesadzam

    OdpowiedzUsuń
  7. ZAJEBISTY rozdział tylko niech nikt nie umiera! ten blog to mój ulubiony i czekam na happy endzik!

    OdpowiedzUsuń
  8. Pewnie się powtarzam ale jesteś stworzona do pisania! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Yeah! Pier*olony sk*rwysyn za kratkami! I tak ma być ;)
    Tylko się trochę boję o Han, bo Austina raczej nie uśmiercisz, ale ona....
    ANI MI SIĘ WAŻ!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Super ! Dodaj szybko nexta . Nie będę się rozpisywać.. powiem tylko tyle, żebyś nikogo nie uśmiercała.
    czekam na HAPPY END :)
    niki

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu dziewczyno ty nas pozabijasz ! ten Dallas to , normalnie mam ochote ,,WEJŚĆ" w tą historie i strzelić mu w łeb . Tak samo Kirze , boże. Jezu kiedy dasz jakies sceny z AUSLLY , bo się podniecam jak się przytulają i czekam na jakiś całusek ^.^ haha okey , czekam na nexta :*
    Anonimek ^^ Albo wiesz co , zamiast Anonimka ^^ będe się podpisywać imieniem , bo chce normalnie pisać , a nie mam bloga i konta :/
    A więc Wiktoria :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział genialny.
    A dziś Ross ma osiemnastkę. Wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń