niedziela, 29 grudnia 2013

XLIV Rozdział + nowina :3

PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM :3

*oczami Ally*
Jechaliśmy samochodem tego przystojnego detektywa. Było już późno w nocy, gdzieś około drugiej. Na dworze było cicho, tak jak i u nas w aucie. Nikt nic nie mówił, nikt nawet nie miał odwagi wypowiedzieć chociaż jednego słowa. Każdy z nas był za bardzo zdenerwowany i roztrzęsiony, aby zacząć rozmowę.
Siedziałam z tyłu na środkowym miejscu, z mojej lewej był Mike, z prawej Dez, a obok kierowcy Trish. Miałam wrażenie, że czas ciągnie się niemiłosiernie. Ze stresu zaczęłam zwijać resztę swojej koszuli. Poczułam jak Dez wpatruje mi się z uwagą.
-Nie można szybciej? - rudzielec spytał nagle detektywa. Mężczyzna tylko spojrzał na niego.
-Proszę - wyszeptałam łapiąc wzrok Andrew. Chwilę się zastanawiał i nagle się odezwał.
-Ale macie nikomu o tym nie mówić, jasne? - spytał, ale nawet nie zaczekał na naszą odpowiedź i już wyjął syrenę policyjną, zwinnie położył ją na dachu, włączył i momentalnie dodał gazu. Pojechał tak szybko, że w pierwszej chwili polecieliśmy lekko do tyłu. Teraz mężczyzna mógł jechać nie bacząc na przepisy drogowe. Byłam świadoma tego, że detektyw złamał dla nas przepisy, ponieważ z tej syreny można korzystać tylko i wyłącznie podczas pościgów i innych akcji policyjnych. Zrobił dla nas wyjątek za co jestem mu dozgonnie wdzięczna.
A jeżeli Austin z tego nie wyjdzie? Co jeśli nie zdąże mu niczego wytłumaczyć? Co jeśli Kira miała racje? Co będzie jeżeli blondyn nie będzie w stanie mi już nigdy zaufać? A co jeśli jego miłość do mnie zniknęła? Przez te wszystkie sytuacje związane z Dallasem musiałam kłamać i to wiele razy...
Z moich oczu popłynęła mi łza. Wytarłam ją wierzchem dłoni. Patrzyłam przed siebie beznamiętnym wzrokiem. Nagle poczułam jak ktoś delikatnie ujmuje moją dłoń. Spojrzałam na Mike'a. Był blady, krew odpłynęła mu z twarzy. Uśmiechnął się do mnie smutno. Uścisnęłam jego dłoń. Wiedziałam, że on także się bał. Bał się, że jak już przyjedziemy do szpitala będą czekać na nas złe wiadomości...
* * * * *
Wbiegliśmy do szpitala. To miejsce nie wiąże mi się z przyjemnymi wspomnieniami. Byłam tu po wypadku Austina, a także po tym jak Dallas mnie pchnął czym spowodował mój upadek niosący zanik pamięci. Biegnąc tym długim i białym korytarzem poczułam, że wszystkie złe myśli powracają do mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam szybciej oddychać.
Po drodzę spotkaliśmy jakąś pielęgniarkę.
-Przepraszam, czy wiadomo coś o stanie Hannah Cullen? - zapytał Mike zatrzymując kobietę, która w tym momencie wyglądała jakby się gdzieś spieszyła. Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
-A Pan jest z rodziny? - spytała, a brunet zamilkł.
-To jest moja kuzynka - powiedziałam pospiesznie mając nadzieję, że kobieta mi uwierzy i zaufa, jednak tak nie było.
-A mogę zobaczyć jakiś dowód, który potwierdzi pańskie pokrewieństwo? - spytała pospiesznie wciąż patrząc na zegarek. Musiała się bardzo spieszyć.
-Niestety nie mam przy sobie...
-Witam Panią, detektyw Andrew Doney z policji. Muszę wiedzieć wszystko o stanie Hannah Cullen oraz Austinie Moon'ie - powiedział pokazując przy tym odznakę - Taki dokument wystarczy? - spytał, a kobieta przyjrzała się odznace. Miałam okazję się jej przyjrzeć. Była młoda, miała może dwadzieścia sześć lat. Miała bladą cerę, duże niebieskie oczy, czerwone usta i blond włosy związane w wysoki kucyk. Była bardzo ładna.
-Tak, wystarczy - powiedziała i uśmiechnęła się do nas lekko - Przepisy - wytłumaczyła, a my kiwnęliśmy głowami. Wiemy, że kobieta nie mogła nam nic powiedzieć nie będąc pewna, że jesteśmy spokrewnieni z pacjentami -Zaraz przyjdę i poinformuję państwa o wszystkim, ale teraz muszę szybko iść na salę operacyjną. Wybaczcie - powiedziała i szybko pobiegła do jakiegoś pomieszczenia.
Zdziwiona tym, że mężczyzna się za nami wstawił, odwróciłam się w jego stronę. Brwi miałam lekko uniesione. Zobaczyłam, że detektyw spojrzał się na mnie i uśmiechnął się do mnie lekko.
-Usiądźcie lepiej - powiedział i poszedł do automatu z kawą.
-Ally, chodź - powiedział Dez prowadząc mnie, abym usiadła na krześle w korytarzu. Dałam prowadzić się przyjacielowi. Usadowiłam się na twardym siedzeniu, a tuż obok mnie usiadł Mike. Natomiast Dez z Trish usiedli na innych krzesłach z drugiej strony korytarza. W tym momencie mogliśmy spokojnie porozmawiać.
-Więc jednak zaczęliście się umawiać? - spytałam szeptem, a brunet spojrzał na mnie zdziwiony - Ty i Han. Chociaż ci to odradzałam, pamiętasz?
Chłopak spuścił ze mnie wzrok.
-Taki był plan - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Jaki plan? - spytałam cicho. Brunet nie odpowiadał mi chwilę tylko nerwowo ściskał swoje dłonie.
-Gdy cię poznałem miałem wrażenie, że się kogoś obawiasz i chyba się nie myliłem - spojrzał na mnje wymownie, a ja spuściłam swój wzrok - Jednak ty postarałaś, aby odwieść mnie od tej myśli... Zaczęliśmy trenować, ale to nie trwało długo, bo miałaś wypadek. Gdy się o nim dowiedziałem to odnalazłem Austina, aby poinformować go o moich podejrzeniach. Wtedy dowiedziałem się o tym, że masz chłopaka Dallasa i, że Austin nie był wcale pewien co do jego czystych zamiarów w stosunku do ciebie. No i właśnie wtedy wraz z Dezem i Trish postanowiliśmy dowiedzieć się kto cię tak okalecza i chronić cię przed tą osobą. Jednak, jak mam być szczery, wszyscy od razu stawialiśmy na Dallasa, lecz najpierw musieliśmy być tego stu procentowo pewni - powiedział cicho Mike, a mnie zatkało. Moi przyjaciele postanowili mnie ochronić, mimo że ja też próbowałam to robić przez cały ten czas. Spojrzałam zszokowana na rudzielca i czarnowłosą. Dez obejmował opiekuńczo dziewczynę, aby mogła poczuć się bezpieczniej i mogła, choć na chwilę, odpocząć od tego wszystkiego co się ostatnio wydarzyło. Widząc ten widok uśmiechnęłam się lekko.
-To znaczy, że odkąd straciłam pamięć wy zaczęliście działać? - spytałam wpatrując się w bruneta, jednak on kiwnął przecząco głową.
-Twoi przyjaciele już wcześniej coś podejrzewali i próbowali się czegoś dowiedzieć, po twoim wypadku ja dołączyłem - wyszeptał. Ciągle mówiliśmy cicho, by nikt, a przede wszystkim Andrew, nas nie usłyszał.
-Ale dlaczego? - nie mogłam pojąć, że właśnie on chciał mi pomóc. Chłopak westchnął ciężko.
-Miałem siostrę. Nazywała się Lucy... - Mike w tym momencie opowiedział mi o swojej siostrze. Nie mogłam wierzyć własnym uszom, że ktoś mógł w taki sposób skrzywdzić młodą dziewczynę. Po policzku spłynęła mi łza.
-Tak mi przykro - wyszeptałam i objęłam go delikatnie, a on odwzajemnił mój gest.
-A co do Han... - zaczął brunet odrywając się ode mnie lekko. Spojrzałam na niego uważnie - Miałem ją w sobie rozkochać, aby móc się czegoś dowiedzieć, jeśli ona miała z tym wszystkim coś wspólnego. Problem polegał na tym, że...
-Że się w niej zakochałeś - przerwałam mu i uśmiechnęłam lekko. Mike odwzajemnił mój gest.
-To, aż takie oczywiste? - spytał z lekkim uśmiechem.
-Trochę - powiedziałam odwzajemniając jego gest.
-Tobie też nie jest łatwo to ukryć - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona - Austin. Nigdy nie przestałaś go kochać, prawda? - spytał, a ja otworzyłam lekko usta, aby jakoś mu odpowiedzieć, ale w tym momencie przyszła pielęgniara, która mnie uprzedziła:
-Witam Państwa, pacjent Austin Moon - zaczęła, a my wszyscy szybko wstaliśmy z krzeseł podchodząc do niej szybko. To samo uczynił detektyw - jest na sali operacyjnej, jednak jego stan zdrowia jest stabilny. Musieliśmy sprawdzić czy jakiekolwiek narządy zostały uszkodzone, jednak na szczęście pacjent nie doznał tak poważnych obrażeń. W tej chwili doktor Fritz próbuje zaszyć ranę na brzuchu oraz na ramieniu uprzednio sprawdzając czy wszystkie mięśnie są całe i nie zostały w jakiś sposób naderwane - powiedziała na jednym tchu, a mnie kamień spadł z serca. Nic mu nie będzie, przeżyje...
-A co z Hannah? - spytał przejęty brunet. Pielęgniarka spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Jej stan jest bardzo ciężki. Kula uszkodziła wątrobę. Nie wiemy na razie czy coś więcej, lecz jesteśmy dobrej myśli - powiedziała spokojnie pielęgniarka, a z twarzy bruneta odpłynęła krew. Zobaczyłam, że jego ciało wiotczeje. Kolana zaczęły się pod nim uginać. Dez podszedł szybko do niego i złapał go, aby przypadkiem nie upadł - Jednak pacjentka straciła dużo krwi. Potrzebujemy dawcy.
-Ja oddam jej krew - Mike powiedział ledwo słyszalnym głosem, a kobieta spojrzała w jakieś papiery.
-Jaką ma Pan grupę krwi? - spytała nieodrywając wzroku od kartki.
-ABRh+ - powiedział, a pielęgniarka cicho westchnęła.
-Przykro mi, ale Pan nie może zostać dawcą.
-Dlaczego? - spytał zdenerwowany całą tą sytuacją.
-Ponieważ pacjentka ma grupę ARh+. Pańska grupa krwi charakteryzuje się tym, że może Pan przyjąć każdą grupę krwi, jednak ofiarować może tylko i wyłącznie osobie o tej samej grupie co ma Pan. Przykro mi... - powiedziała cicho, a brunet zaczął kiwać głową z niedowierzaniem.
-Ja oddam krew. Mam taką samą grupę - usłyszałam swój głos wydobywający się z mojego gardła.
-Ma Pani skończone osiemnaście lat? - spytała mnie młoda kobieta, a ja kiwnęłam twierdząco głową - W takim razie zapraszam za mną - powiedziała i spojrzała jeszcze na moich przyjaciół - Zaraz kogoś do Państwa przyślę, aby was opatrzył - powiedziała, a ja się im przyjrzałam. Dez miał małą ranę ciętą z boku szyji i pocharatane całe dłonie. Trish nie miała jakiś szczególnych ran prócz dużych siniaków i optarć. Mike natomiast miał ranę na przedramieniu i dziwnie kuśtykał. Może coś mu się stało z kolanem. Jednak prócz tych obrażeń każdy z naszych chłopców byli mocno pobici, miejscami aż do krwi - Zapraszam - powiedziała kobieta i ruszyła pospiesznie w stronę drugiego korytarza. Zrobiłam dwa kroki za nią, lecz nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam wpatrującego się we mnie bruneta.
-Dziękuję - powiedział, a ja się do niego lekko uśmiechnęłam.
-Daj spokój, to tylko krew.
-Za wszystko - dopowiedział, a ja zrozumiałam o co mu chodzi. W jego oczach widziałam wdzięczność za to, że uchroniłam Hannah od więzienia.
-Ty zrobiłeś dla mnie to samo - powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń. Uratował mnie wraz z moimi przyjaciółmi, gdyby nie on nie wiem co by się stało. Uśmiechnął się do mnie lekko i po tym ja pospiesznie podążyłam za pielęgniarką.
Szłyśmy bardzo szybko do jakiegoś pomieszczenia, musiałyśmy się spieszyć, bo krew trzeba prędko dostarczyć organizmowi blondynki. Weszłyśmy do małego pokoju i kobieta wskazała mi gdzie mam usiąść. Usadowiłam się na twardym krześle i podałam jej rękę, którą pielęgniarka przygotowała do pobrania krwi.
-Jesteś pewna? Wyglądasz na wyczerpaną - stwierdziła z troską kobieta patrząc na mnie uważnie. Kiwnęłam głową.
-Jestem pewna - powiedziałam, a ona szybko zaczęła przygotowywać wszystko do pobrania mi krwi. Jednak zanim zaczęła, spojrzała na mnie uważnie i po chwili chwyciła za telefon.
-Annie? Możesz przyjść do 23 z opatrunkami, igłą i nitką?... Dzięki - powiedziała do słuchawki, rozłączyła się i przystąpiła do pobierania mi krwi. Gdy wbiła mi igłę w żyłę, cicho syknęłam z bólu - Wybacz.
-Nic nie szkodzi - powiedziałam patrząc jak kobieta napełnia pół litrowy woreczek moją krwią.
-Napij się - powiedziała wskazując ruchem głowy na kubek wody.
Chwyciłam go i szybko opróżniłam.
Po paru minutach milczenia, woreczek był już prawie pełen. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanęła młoda dziewczyna o rudych włosach. Weszła trzymając w dłoniach tacę z narzędziami do szycia i paroma opatrunkami.
-Hej Melanie, mam tu o co prosiłaś - powiedziała z uśmiechem i położyła tacę na stoliku obok blondynki.
-Dzięki - odpowiedziała i wyjęła igłę z mojej żyły, gdy woreczek był już pełen. Zabezpieczyła go i podała dziewczynie - Pobiegnij na salę operacyjną do doktora Hussain, dobrze? Tylko szybko, bo pacjentka potrzebuje tej krwi na już - powiedziała, a Annie kiwnęła głową i pospiesznie wyszła z sali. Blondynka, o imieniu Melanie, nałożyła mi opatrunek na ręku w miejscu, gdzie przed chwilą była wbita igła - Teraz opatrze ci wszystkie rany i zszyję je, dobrze? - spytała patrząc na mnie z troską.
-Dobrze - powiedziałam przełykając ślinę.
-To może trochę boleć, ale muszę to zrobić, aby nie wdał się żadne zakarzenie - wytłumaczyła, a ja kiwnęłam głową.
-Rozumiem - powiedziałam cicho, a ona się do mnie szczerze uśmiechnęła i wzięła się do pracy.
Po kilkunastu męczących minutach kobieta skończyła mnie opatrywać i obie ruszyłyśmy pod salę operacyjną, gdzie czekali na mnie przyjaciele, a kobieta musiała się znaleźć. Gdy zobaczyłam znajome mi twarze od razu się uśmiechnęłam.
-Ally, wszystko dobrze? - spytała mnie Trish, a ja kiwnęłam głową.
-Proszę Państwa radzę, aby udali się Państwo do naszej szpitalnej kawiarni i tam odpoczęli oraz zaczekali na nowe informacje dotyczące pacjentów - poradziła nam pielęgniarka i zniknęła za drzwiami sali operacyjnej.
-Ma rację, chodźcie - powiedział detektyw Andrew, a my po chwili skierowaliśmy się za mężczyzną.
* * * * *
Siedzieliśmy na miękkich kanapach już ponad godzinę. Opierałam głowę o ramię mojej przyjaciółki, a z drugiej strony siedział Dez. Natomiast Mike i detektyw siedzieli na drugiej kanapie obok nas.
-Mike mi wszystko powiedział. Dziękuję wam za wszystko - powiedziałam ściskając ich dłonie, a oni odwzajemnili mój gest.
-Dla ciebie wszystko - wyszeptał Dez, a ja się do niego uśmiechnęłam i po chwili ponownie ułożyłam wygodnie głowę na ramieniu Trish.
Siedzieliśmy tu tak długo, że powoli zaczynało mną nosić. Stwierdziłam, że długo tak nie wytrzymam. Moje dłonie zaczęły mi się trząść. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Zamknęłam oczy. Nie, tak nie wolno mi myśleć. Nagle moją głowę zaczęły zaprzątać inne myśli - Czy to jest takie oczywiste, że nadal czuję coś do blondyna? Czy widział to tylko Mike? Zaczęłam przygryzać swoją wargę ze stresu.
-To Państwo czekają na wieści o stanie Hannah Cullen oraz Austina Moona? - usłyszałam głos jakiegoś starszego mężczyzny i od razu otworzyłam oczy spoglądając na niego. Wszyscy zerwalśmy się równe nogi.
-Tak, to my - powiedziała pospiesznie Trish.
-Nazywam się Hussain i operowałem przed chwilą pacjentkę...
-Co z nią? - przerwał mu Mike, który ze strachu o blondynkę stał się bardzo niecierpliwy.
-Okazało się, że kula tylko drasnęła wątrobę i nie uszkodziła żadnego innego narządu ani tętnicy, więc udało nam się ją uratować. Stan pacjentki jest ciężki, ale stabilny - powiedział doktor, a brunet chwilę trawił tą wiadomośc i w końcu, ze łzami w oczach, odetchnął z ulgą. Widziałam, że na jego twarzy pojawił się uśmiech szczęścia.
-Gdzie ona teraz jest? - spytał pospiesznie.
-W sali nr 47, jednak nie można jej teraz odwiedza... - mężczyzna nie dokończył, bo Mike od razu pędem ruszył w stronę pomieszczenia, gdzie znajdowała się Han - Proszę Pana! - krzyknął za nim i już miał pobiec w kierunku chłopaka, lecz ja go zatrzymałam chwytając go za ramie.
-A co z Austinem? - spytałam go, a on popatrzył na mnie.
-Stracił trochę krwi, ale to nie stanowiło dla nas wielkiego problemu. Zaszyliśmy ranę na brzuchu z zadowoleniem stwierdzając, że żaden narząd wewnętrzny nie uległ uszkodzeniu. Jednak jego mięsień naramienny został trochę przecięty, dlatego musieliśmy go zoperować. Udało nam się uratować ten mięsień, lecz pacjent musi teraz leżeć i uważać na siebie - powiedział, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Gdzie on leży?
-Teraz Pani nie powiem, bo poleci Pani tak samo jak tamten chłopak, a pacjent koniecznie musi odpocząć - doktor miał kamienną twarz, a słysząc jego słowa mój uśmiech zniknął.
-Ale ja muszę wiedzieć - powiedziałam trochę agresywnie. Jak zaraz mi ten doktor nie powie gdzie on leży to się na niego rzucę, obiecuję.
-Przykro mi, lecz nie po... - zaczął doktor, jednak przed nim stanął Andrew z odznaką.
-Bardzo proszę - powiedział wymownym głosem. Mężczyzna spojrzał tylko na tą odznakę i westchnął zirytowany.
-Sala 53 - powiedział, a ja bez zastanowienia rzuciłam się biegiem w poszukiwaniu tej sali. Musiałam ją znaleźć. Musiałam go znaleźć. Z mojego oka poleciała łza, a ciało się trzęsło ze stresu, niecierpliwości i radości, że za chwilę ujrzę uśmiechniętego chłopaka z blond czupryną.

*oczami Mike'a*
Biegłem białym korytarzem z walącym sercem. Żyje. Przeżyje. Nie jest łatwo, ale przeżyje. Złapałem się na tym, że mimowolnie moje kąciki ust podniosły się do góry. Spojrzałem na jedne drzwi w korytarzu. Sala 47. Podszedłem szybko do nich i z trzęsącymi rękoma otworzyłem je powoli.
Moim oczom ukazał się widok leżącej bladej dziewczyny podłączonej do niezliczonej ilości kroplówek. Moje usta lekko się otworzyły. Wszedłem do sali zamykając za sobą drzwi. Powolnym krokiem podszedłem do łóżka i usiadłem przy nim na krześle ujmując dłoń blondynki w swoje. Uścisnąłem ją lekko i podniosłem, aby złożyć na niej delikatny pocałunek. Po tym skromnym geście poczułem jak ciało dziewczyny się porusza. Nagle odwróciła głowę w moją stronę i otworzyła oczy.
-Han... - wyszeptałem uśmiechając się przy tym. Dziewczyna zaczęła się powoli rozglądać.
-Gdzie ja jestem? - spytała ochrypiałym głosem.
-W szpitalu. Wszystko jest dobrze, będziesz musiała tu trochę poleżeć, ale jesteś bezpieczna. Mówiłem ci, że jesteś silna - powiedziałem nie mogąc oderwać od niej wzroku. Han w końcu spojrzała na mnie, a na mój widok się lekko uśmiechnęła.
-Witaj - powiedziała i po chwili uśmiech zniknął z jej twarzy - Musimy porozmawiać - powiedziała z trudem.
-Han, możemy później. Teraz musisz odpocząć.
-Nie - przerwała mi stanowczo - Muszę teraz ci to wszystko wytłumaczyć - powiedziała i z trudem poprawiła się na łóżku. Na jej twarzy pojawił się grymas spowodowany bólem, jednak po chwili on zniknął. Blondynka spuściła ze mnie wzrok - Gdy przyjechałam tu do Dallasa, nie miałam o niczym pojęcia. A jak poznałam Austina to on zaczął mi się podobać, a ja łudziłam się, że on po rozstaniu z Ally będzie ze mną, lecz się myliłam. Gdy zrozumiałam, że on nie zapomni o brunetce to byłam taka zła, że byłam gotowa zrobić wszystko, aby cierpiał i dopiero wtedy Dallas podzielił się ze mną swoim planem. Przystałam na jego propozycję i długo mu pomagałam, jednak jak zrozumiałam, że kuzyn nie chce ich tylko upokorzyć, lecz także dotkliwie skrzywdzić, postanowiłam, że z tym skończę. Dallas nie chciał mnie puścić, ale zagroziłam mu policją, więc zostawił mnie w spokoju. No i wtedy poznałam ciebie - powiedziała i spojrzała się na mnie. Oczy miała załzawione - Starałam się nie angażować. Próbowałam po prostu żyć chwilą w otoczeniu kolejnego przystojniaka, ale stało się to czego się obawiałam. Poczułam coś do ciebie - blondynka przerwała na chwilę i otarła łzę z policzka wierzchem dłoni - Jednak Dallas to odkrył i zagroził, że jeśli nie wrócę i nie pomogę mu w jego planie, to ciebie skrzywdzi. Nie mogłam na to pozwolić, dlatego z tobą zerwałam - westchnęła ciężko spuszczając ze mnie wzrok - Resztę już znasz - powiedziała i spojrzała w okno - A ty? Jason czy Mike? Jakkolwiek... - wyszeptała, a w jej głosie dało się usłyszeć ból. Han zabrała swoją dłoń z mojego uścisku. Westchnąłem ciężko i zacząłem.
-Gdy poznaliśmy się w kawiarni, przedstawiłem się jako Jason, bo bałem się, że Dallas mógłby mnie skojarzyć w jakiś sposób z tym, że trenowałem Ally w tajemnicy przed nim. Nie wiedziałem czy on mógł mnie śledzić, w sumie wszystko było możliwe... Jednak w żaden sposób nie przewidziałem tego, że dasz mi swój numer telefonu. Dez, Trish i Austin namówili mnie, żebym jednak skorzystał z twojej propozycji spotkania - przerwałem na chwilę, a dziewczyna na mnie spojrzała - Miałem cię w sobie rozkochać, aby móc w ten sposób zbliżyć się do twojego kuzyna i dowiedzieć się co on planuje - powiedziałem zawstydzony i spojrzałem na dziewczynę. Jej oczy były zaszklone, była bliska płaczu - Jednak moje uczucia były szczere, nigdy nie udawałem tego co do ciebie czuję - wyszeptałem, a Han spuściła ze mnie wzrok. Ująłem jej rękę w swoją, lecz ta szybko ją zabrała - Han, nie rób mi tego... Wybacz mi - prosiłem - Jeśli naprawdę coś do mnie czujesz to nie odsuwaj się ode mnie - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie. Była wykończona i posiniaczona, lecz nadal była piękna. Usiadłem na krańcu jej łóżka i pochyliłem się na jej twarzą. Miałem wielką ochotę ją pocałować, lecz czekałem na jej pozwolenie. Han wpatrywała się we mnie chwilę i w końcu wyszeptała słowa:
-Zostań ze mną.
Po usłyszeniu tych słów, nie wytrzymałem. Złożyłem na ustach blondynki czuły, ale zarazem delikatny pocałunek, który dziewczyna odwzajemniła. Ujęła moją twarz w swoją dłoń i uśmiechnęła się. Oderwałem się od niej i spojrzałem w jej oczy.
-Nazywam się Michael Moore, mam 19 lat, za miesiąc idę na studia, a teraz trenuję ludzi judo oraz samoobrony. Jednak od niedawna szaleję za pewną śliczną blondynką - wyszeptałem, a dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
-Nazywam się Hannah Cullen, także mam 19 lat i marzę o studiach architektonicznych i o mieszkaniu tu, w Miami, tuż obok pewnego bruneta, którego kocham jak szalona - wyszeptała, a ja uśmiechnąłem się szczerze.
-Ja ciebie też - wyszeptałem i czule pocałowałem. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, bo wreszcie czułem się spełniony i szczęśliwy. A to wszystko przez tą jedną śliczną blondynkę...

*oczami Ally*
49, 50, 51... Jest. Sala 53. Gdy zobaczyłam oddalone ode mnie o trzy metry drzwi od tego pomieszczenia, moje serce od razu zaczęło szybciej bić. Bez większego namysłu z mety ruszyłam pędem do tej sali. Położyłam dłoń na klamce i jednym ruchem otworzyłam skrzydło drzwiowe. Jednak to co tam zobaczyłam mnie zdziwiło. Dokładniej mówiąc nie ujrzałam tam nic. Łóżko było puste. Nikogo w sali nie było.
-Siostro?! - zawołałam zdziwiona widząc pielęgniarkę na korytarzu. Starsza kobieta zmarszczyła brwi i szybkim krokiem do mnie podeszła.
-Tak? - spytała mnie zaglądając przy tym do pomieszczenia. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie - A gdzie jest pacjent?
-O to samo chciałam spytać - powiedziałam. Pielęgniarka popatrzyła na mnie uważnie.
-Zaczekaj tu, idę go poszukać - powiedziała przejęta, a ja kiwnęłam głową. Kobieta wybiegła na korytarz zostawiając mnie tu samą.
Gdzie on poszedł? Dlaczego go tu nie ma? Zastanawiałam się ciągle stojąc jak słup soli. A dlaczego ja tu tak stoję? Ocknęłam się i zrozumiałam, że muszę go poszukać. Nie mogę tak tu stać bezczynnie. Wyszłam z sali i zaczęłam szybkim krokiem przemierzać korytarze na tym piętrze. Rozglądałam się bardzo uważnie. Poszłam w innym kierunku niż pielęgniarka mając nadzieję, że ja znajdę go pierwsza. Przeszłam jeden korytarz i zbliżałam się do skrętu, gdzie znajdował się drugi. Z bijącym sercem pobiegłam tam szybko i wyłoniłam się zza zakrętu. Dziesięć metrów dalej zobaczyłam wysokiego chłopaka w szpitalnej piżamie. Ledwo co stał na nogach, jednak na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Austin - wyszeptałam i pędem ruszyłam w jego stronę. Blondyn musiał usłyszeć czyjeś kroki, bo odwrócił się w moją stronę. Na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Ally - powiedział radośnie, a ja do niego podbiegłam i od razu wtuliłam. Chłopak jęknął cicho z bólu, a ja oderwałam się od niego momentalnie.
-Przepraszam - powiedziałam zmartwiona, a on uśmiechnął się lekko.
-Nic nie szkodzi - powiedział.
-Co ty robisz? Powinieneś leżeć - skarciłam go.
-Wybacz, ale musiałem jak najszybciej zobaczyć... - przerwał. Moje oczy się zaświeciły, bo miałam nadzieję, że chłopak zechciał zobaczyć mnie - Was. Musiałem zobaczyć was... - powiedział, a mnie uśmiech zniknął z twarzy. Spuściłam z niego wzrok zawiedziona -A gdzie Dallas? - spytał i jego ciało zaczęło się trząść. Dotknęłam jego zdrowego prawego ramienia, aby go uspokoić.
-Zatrzymali go, złożyłam zeznania na komisariacie. Długo stamtąd nie wyjdzie - uśmiechnęłam się lekko, a Austin odwzajemnił mój gest.
-Czyli, że to koniec? - spytał, a ja kiwnęłam głową. Chłopakowi jakby ulżyło. Wypuścił powietrze i uśmiechnął się szeroko - Teraz będziesz bezpieczna - powiedział patrząc na mnie - Muszę ci o czymś powiedzieć. Wiesz... wraz z Trish, Dezem i Mikem...
-Ja wiem - przerwałam mu, a on spojrzał na mnie zdziwiony - Mike mi o wszystkim powiedział. Dziękuję.
-Nie ma za co, dla ciebie zrobiłbym wszystko - powiedział i uśmiechnął się lekko. Staliśmy na przeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje twarze w milczeniu. Nie mogłam tak stać i tylko patrzeć na niego. Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, lecz nie mogłam. Moje uczucia do niego się nie zmieniły, wręcz przeciwnie. Dodatkowo wzrosły. Jednak nie wiem co czuje blondyn, a boję się zaryzykować. Boję się, że go stracę. Wolę mieć go obok siebie jako przyjaciela, niż nie mieć go w ogóle. Ale mogę zrobić jedno. Mogę mu wyznać prawdę, wytłumaczyć wszystko. I mogę wyznać mu przy tym swoje uczucia. Tak, zaryzykuję. Nie mogę się tego bać. Przed chwilą pokonałam strach przed Dallasem i nie dam się znowu tak łatwo wystraszyć. Tak nie będzie.
-Austin... - zaczęłam niepewnie spuszczając z niego wzrok - Dallas mi groził, że zrobi wam krzywdę, jeżeli nie będę z nim. Zmusił mnie do bycia z nim - powiedziałam powoli i wyraźnie, aby blondyn mógł przetrawić moje słowa - Po tym jak miałeś wypadek i Dallas dokonał sabotażu na castingu Trish, zrozumiałam, że on nie żartuje. Zgodziłam się zrobić to co on chciał, lecz nie chciałam tego - powiedziałam i spojrzałam na blondyna, który wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami - Zerwanie z tobą było najtrudniejszą i najbardziej bolesną rzeczą w moim życiu - wyznałam, a moje oczy się zaszkliły - Gdybym mogła to nigdy nie pozwoliłabym ci odejść. Nigdy - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła łza. Austin patrzył na mnie i trawił moje słowa.
-Czyli, że ty nigdy nie przestałaś do mnie czegoś czuć? - spytał przejętym głosem, a ja kiwnęłam głową.
-Nigdy nie przestałam cię kochać - powiedziałam i spuściłam głowę w dół. Próbowałam zakryć mój płacz w jakiś sposób. Odrzuci mnie, na pewno, myślałam, lecz to trwało tylko sekundę. Nagle poczułam zimny dotyk dłoni na moim policzku i ciepły dotyk warg blondyna na moich. Zdziwiłam się, ale ten gest mnie uszczęśliwił. Austin pocałował mnie czule, ale niepewnie, jakby bał się, że go odrzucę. Po chwili chłopak się ode mnie odsunął i sporzał na mnie.
-Ja też nigdy nie przestałem cię kochać - powiedział, a ja zaśmiałam się cicho ze szczęścia. Ujęłam jego twarz w moje dłonie i wbiłam się w jego usta. Pocałunek był zdecydowany i namiętny. Nasze ciała się stykały tworząc idealną kombinację. Czułam jego smak i zapach. Czułam dotyk jego dłoni na mojej talii i ramieniu. Nie przestawaliśmy długo, to był nasz czas.
-Tu pan jest! - usłyszeliśmy głos pielęgniarki, która go szukała - Do łóżka. Raz, dwa! - nakazała stojąc za moimi plecami. Z trudem oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyłam w jego oczy, które błyszczały zagatkowo.
-Tylko jeśli ta pani pójdzie ze mną - powiedział z kokieteryjnym uśmiechem.
-Wszystko jedno, idziemy - powiedziała starsza kobieta obojętnie kręcąc głową. Śmiała się widząc nasz widok. Odwróciła się i pokazała nam, że mamy za nią podążać. Uśmiechnęłam się do niego wtulając się delikatnie w jego ramiona.
-A może ja wcale nie chce iść z panem do pańskiego łóżka? - powiedziałam drocząc się z nim, a on spojrzał się na mnie.
-Jestem pewien, że tak - odpowiedział także się ze mną drocząc. Uśmiechnął się do mnie i ucałował mnie w usta.
-No to idziemy - powiedziałam ujmując jego dłoń w swoją i ruszyliśmy za pielęgniarką.
Pierwszy raz, od bardzo dawna, czułam się spokojna, szczęśliwa i bezpieczna, bo w końcu byłam blisko osoby, która sprawiała, że tak się czułam.

--------------
Heeeeej! :*
1. Jest AUSLLY!!! Cieszycie się? :D Ja bardzo :) Jednak to się z czymś wiąże... a mianowicie z końcem bloga... już za chwilę kończę tą historię, a piszę to z łamiącym się sercem :('
A jak się podoba rozdział? Pisałam go w nocy, więc może być pare błędów, w szczególności, że nie miałam siły go sprawdzać.
Piszcie komentarze, bo to meeeega motywuje! Jeśli będzie więcej niż 20 komntarzy to może będzie jakiś bonusik? Kto wie? Kochani... po prostu cieszą mnie wasze opinie i bardzo lubię je czytać, więc PISZCIE! :*

2. Dziś są urodziny naszego młodego przystojniaka Rossa Lyncha! Wszystkiego najlepszego i, aby fale ci sprzyjały!!! <3

3. Eh... No co ja mogę powiedzieć? Powiem najprościej - Założyłam nowego bloga! Heh :) Więc zapraszam was do czytania! Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać :*
www.hate-ignore-love-raura.blogspot.com

czwartek, 26 grudnia 2013

XLIII Rozdział

*oczami Ally*
-NIEEE!!! - z gardła Mike'a wydobył się przeraźliwy krzyk. Natychmiast wstał z ziemi i ruszył na Dallasa, który zimnymi oczami wpatrywał się w blondynkę. Chłopak wpadł na bruneta przewalając go zarazem.
-Han! - krzyknęła Trish i szybko do niej podbiegła wraz z Dezem. Postanowiłam pójść w ich ślady. Austin postanowił wyrwać się z rąk Kiry, lecz z takimi ranami nie było to łatwe. Podbiegłam do leżącej blondynki, która z trudem łapała oddech. Kątem oka zobaczyłam, że Mike okłada pięściami bruneta, a pistolet leży trzy metry dalej od nich.
-Boże... - powiedziała cicho Trish widząc ranę w brzuchu dziewczyny. Patrzyłam na to z otwartymi i wystraszonymi oczami.
-Dez zadzoń na policję, JUŻ! A ty Trish na pogotowie, NATYCHMIAST! - rozkazałam, a przyjaciele bez wahania od razu chwycili za telefony i poczęli wybierać pożądane numery. Natomiast ja chwyciłam swoją koszulę i zaczęłam ją drzeć. Wydarłam z niej spory kawał. Teraz moja koszula sięgała mi do pępka. Chwyciłam wyrwany materiał i delikatnie przyłożyłam jej do rany.
-Źle to wygląda, prawda? - spytała mnie blondynka. Spojrzałam w jej oczy, w których widziałam ból i strach. Całe jej ciało się trzęsło.
-Wystarczy jak przytrzymasz to do rany i będzie dobrze. Nic ci nie będzie - obiecałam, a ona zaczęła przytrzymywać kawałek materiału do rany - Dziękuję - wyszeptałam patrząc w jej oczy. Ona się do mnie lekko uśmiechnęła, lecz jej kąciki ust on szybko opadły. Teraz widziałam wyraz smutku i skruchy.
-Przepraszam - powiedziała cicho, nie miała siły powiedzieć głośniej. Patrzyłam na nią i w końcu, po chwili zastanowienia, ujęłam jej rękę i uścisnęłam ją delikatnie uśmiechając się przy tym krzepiąco.
-Halo?! Potrzebujemy pomocy, strzelają do nas - usłyszałam głos Deza - Ile? - chłopak rozejrzał się dookoła. Jeden z nieznanych nam kolesi właśnie ruszył do walczącego Dallasa i Mike'a, lecz jeden nadal leżał nieprzytomny - Czterech, lecz jeden leży i się nie rusza - relacjonował przejęty - W lesie obok Pinecrest. Błagam przyjedźcie szybko, bo mają pistolet i mogą strzelać. Mamy już ranną osobę...
-Halo?! Mamy osobę z raną postrzałową! - mówiła drżącym głosem Trish, a ja w tym czasie ściskałam dłoń blondynki - Nie wiem. Rana jest w brzuchu, ciągle leci krew... W lesie obok Pinecrest... Przyjedźcie szybko, bo nie wiem ile ona wytrzyma - mówiła czarnowłosa patrząc w przejętą Han, której oczy były zaszklone - Nie, tylko jedna osoba jest ranna - i gdy wypowiedziała te słowa, rozległ się głos kolejnego wystrzału. Wszyscy spojrzeliśmy przerażeni w tamtą stronę. Tam bili się chłopcy - Albo może być więcej - powiedziała wystraszona drżącym głosem.
Puściłam dłoń Han, wstałam i zaczęłam biec w stonę walczącego Mike'a. Zrobiłam parę kroków, gdy usłyszałam krzyk Austina. Od razu odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam jak ten dziwny koleś miażdzy butem ranę na ramieniu blondyna. Chłopak zwijał się z bólu, a ja poczułam jaki ból mógł odczuwać teraz Austin. Bez żadego namysłu ruszyłam w ich stronę. Już prawie dobiegłam, gdy ktoś na mnie wbiegł i powalił na ziemię. Zobaczyłam obok siebie leżącą Kirę.
-Znowu ty? - spytałam wściekła, a ona z chytrym uśmiechem ujęła z ziemi nóż. Moje oczy tylko się rozszerzyły, bo wiedziałam jakie zamiary ma dziewczyna. Szybko wstałam i pędem ruszyłam w stronę stodoły, w której przebywałam wcześniej. Byłam pewna, że Kira goni mnie i jest trzy kroki za mną. Wbiegłam do małego pomieszczenia, który nadal był wypełniony dymem. Zakryłam nos i usta rękawem i podbiegłam do ściany, na której znajdowały się narzędzia. Nie widząc nic chwyciłam jakiś mały przedmiot, który schowałam do kieszeni kurtki, oraz duży, który ujęłam w dwie dłonie. W tym momencie mulatka wpadła do stodoły.
-Nie uciekniesz mi - wysyczała, a ja próbowałam nie kaszlnąć, aby nie zdradzić swojej pozycji. Kira zrobiła parę kroków do przodu, lecz nadal była ode mnie oddalona. Szukała mnie, choć nic nie widziała. Zaczęłam się dusić i już nie wytrzymałam, więc zaczęłam kaszleć. Usłyszała mnie i zaczęła biec w moim kierunku, natomiast ja skierowałam się do wyjścia. Podbiegłam do drzwi omijając ją i znowu kaszlnęłam zdradzając swoją nową pozycję. Stanęłam za drzwiami wiedząc, że dziewczyna zaraz się tu pojawi. Mocno chwyciłam w dłonie długi przedmiot, będąc gotowa do ataku. Nagle Kira wybiegła, a ja podniosłam ciężki przedmiot i jak najmocniej walnęłam ją w plecy. Dziewczyna upadła na ziemię nieprzytomna.
-Leż i nie wstawaj - powiedziłam i spojrzałam na to, co trzymałam w dłoniach. Była to łopata. Uśmiechnęłam się lekko, bo zrozumiałam, że mam dobrą broń do samoobrony. Nagle przypomniałam sobie o blondynie. Spojrzałam w kierunku, w którym się znajdował, i zobaczyłam, że nadal zmaga się z tym wielkim i muskularnym kolesiem. Wściekła podbiegłam do nich i przywaliłam łopatą temu chłopakowi w tył głowy. On także upadł nieprzytomny obok Austina. W oczach blondyna ujrzałam ulgę, lecz gdy spojrzałam na jego rany poczułam, że zaraz zemdleje. Z brzucha sączyła się krew, a jego ramię wyglądało okropnie. Rana kłuta po nożu była teraz podeptana i rozwalona jeszcze bardziej. Przygryzłam wargę na ten widok.
-Pomogłabyś mi wstać? - spytał z lekkim uśmieszkiem. Wiedziałam, że chce pokazać mi, że to go wcale nie boli i, że nie jest tak źle jak wygląda. Chwyciłam jego jedną dłoń i pomogłam mu wstać. Austin ledwo się trzymał na własnych nogach. Już miał upaść, ale chwyciłam go w swoje ramiona. Przytuliliśmy się do siebie.
-Zaraz będzie tu policja i pogotowie - wyszeptałam mu do ucha, a on tylko mocniej mnie objął. Nasz gest trwał zaledwie sekundę, bo znowu usłyszeliśmy wystrzał. Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyliśmy, że Dallas nadal walczy z Mikem, a pistolet krąży wokół nich. Z szeroko otwartymi oczami podbiegliśmy do chłopaków.
-Zabiję cię! - krzyknął Dallas, który leżał na Mike'u unieruchamiając go i w tym momencie ujął w dłoń broń palną. Widząc ten ruch moje usta otworzyły się szeroko z ogromnego strachu. Kompletnie mnie zatkało, tak, że nie mogłam się ruszyć. Ten widok mnie sparaliżował. Nawet nie zauważyłam kiedy Austin, ostatkiem swoich sił, zrzucił chłopaka z naszego kolegi.
-Nie! - krzyknęłam widząc, że Dallas nadal trzymał w ręku pistolet. Spojrzałam na Mike'a, który nagle na mnie popatrzył wystraszony. Szybko rzuciłam mu to co miałam w kieszeni, a on to chwycił i błyskawicznie wbił w jego ranę, która powstała od wbitego noża przez Hannah. Brunet zawył z bólu i wypuścił broń z dłoni. Blondyn szybko ją zabrał i schował za pas. Podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać. Mike wyjął narzędzie z rany chłopaka i patrzył na niego jak próbuje wstać. Nagle usłyszeliśmy w oddali syrenę policyjną oraz pogotowia. Przerażony Dallas chciał uciec, jednak Mike chwycił z moich rąk łopatę i przywalił mu tak, że ten znowu upadł.
-Gdzie ona jest? - spytał wystraszony brunet, a ja wskazałam mu skinieniem głowy w stronę, gdzie leżała dziewczyna. Chłopak pobiegł tam przerażony.
-Ally... - wyszeptał blondyn i spojrzałam na niego. Opadał już z sił, spojrzałam na jego ranę na brzuchu. Wyglądała coraz gorzej. Wiem, że z każdą sekundą chłopak tracił więcej krwi i sił. Nagle poczułam jak uginają się pod nim kolana i upada na ziemię. Nie dałam radę go utrzymać. Położyłam jego głowę na moich kolanach.
-Wytrzymaj chwilę - wyszeptałam błagalnym głosem słysząc, że pomoc jest coraz bliżej.

*oczami Mike'a*
Pędem podbiegłem do leżącej blondynki.
-Dez leć pilnować Dallasa, aby nie uciekł! - zawołałem, a rudzielec od razu kiwnął głową i poleciał do leżącego bruneta, który z trudem próbował wstać. Trish trzymała głowę Han na kolanach. Spojrzałem na blondynkę. Była biała jak kreda, a jej oczy były zamglone. Uklęknąłem obok niej i delikatnie odgarnąłem kosmyki jej blond włosów z twarzy. Han zwróciła swój wzrok na mnie. Widać było, że traciła już siły, nie wytrzyma długo...
-Przepraszam - wyszeptała, jej oczy były smutne - Pragnę, abyś mi wybaczył zanim...
-Nie! Przestań! - przerwałem jej - Nie przepraszaj mnie. Nie będziesz się teraz ze mną żegnać, rozumiesz? - ująłem jej dłoń, a do oczu zaczęły napływać mi łzy - Nie dziś. Wytłumaczysz mi to kiedy indziej, nie teraz. Słyszysz? - mówiłem do niej, a po jej zimnym policzku spłynęła łza. Usłyszałem głos karetki. Jest coraz bliżej - Pomoc już jedzie. Wytrzymasz, rozumiesz? Jesteś silna. Jeszcze kiedyś będziesz opowiadać o tym swoim dzieciom i będziesz się z tego śmiać. Za miesiąc pójdziesz na studia architektoniczne. Pamiętaj, jeszcze zaprojektujesz w życiu wiele mieszkań, tylko teraz patrz na mnie i nie zamykaj oczu. Jesteś silna. Pamiętaj, silna - błagałem ją, a po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy. Han uścisnęła moją dłoń jak najmocniej potrafiła i uśmiechnęła się smutno do mnie.
Po chwili, zza moich pleców, wyłonili się sanitariusze.
-Proszę się odsunąć - usłyszałem głos dorosłego mężczyzny. Nie mogłem się ruszyć, nie mogłem puścić dłoni blondynki - Proszę odejść! - powiedział donośle zdenerwowany ratownik.
-Mike chodź! - powiedział Dez podnosząc mnie za ramiona i oddalając przy tym od Han. Sanitariusze okrążyli ją i od razu poczęli akcje ratunkową. Odwróciłem się twarzą do rudzielca i chwyciłem go za ramiona.
-A gdzie jest Dallas?! - spytałem przerażony. Dez spojrzał na mnie i
położył dłoń na moim ramieniu.
-Zabrali go przed chwilą wraz z Kirą i tymi dwoma chłopakami do samochodu policyjnego - powiedział spokojnie.
-A gdzie Ally i Austin? - spytałem wystraszony, że coś im się stało.
-Tam są - wskazał skinieniem głowy na dwójkę przyjaciół, których okrążali ratownicy. Szybko do nich podbiegliśmy.
*oczami Ally*
-Będzie dobrze - powiedziałam, gdy mężczyźni kładli blondyna na nosze. Chłopak nie miał siły sam wstać, doznane obrażenia pozbawiały go wszelkiej energii. Patrzył na mnie wykończonym wzrokiem.
Nagle podbiegli do nas Dez i Mike.
-Wszystko w porzą... - zaczął brunet, lecz gdy zobaczył blondyna i jego rany, szybko zamilkł.
-Zabieramy go do karetki - powiedział jeden ratownik do nas, zwinnie wzięli Austina i zanieśli do pojazdu.
-Mogę z nim jechać? - spytałam z nadzieją patrząc jak sanitariusze wchodzą do karetki.
-Niestety to nie jest możliwe - powiedział, a za chwilę przybiegli drudzy ratownicy z blondynką na noszach.
-Han! - krzyknął Mike chcąc do niej podejść, lecz drogę zagrodził mu ten sam mężczyzna, który mi odmówił.
-Przepraszam, musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Proszę tego nie utrudniać - powiedział i wszyscy ratownicy weszli do karetki zamykając, przed naszymi nosami, drzwi. Zobaczyłam złość, oburzenie i strach na twarzy bruneta. Widziałam, że chciał już mu coś powiedzieć, jednak nie zdążył tego zrobić, gdyż ktoś go wyprzedził.
-Allyson Dawson, Michael Moore oraz Dezmond Worthy? - spytał nas przystojny mężczyzna ubrany w garnitur. Musiał być po trzydziestce. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Tak, to my - odpowiedział ostrożnie rudzielec. Ja wraz z brunetem wpatrywaliśmy się w nieznanego podejrzliwie.
-Nazywam się Andrew Doney. Jestem detektywem i pracuję dla policji. Muszą państwo pójść z nami złożyć zeznania - powiedział stanowczo, ale nadzwyczaj spokojnie. Moje usta szeroko się otworzyły.
-Najpierw jedziemy do szpitala - zadecydował Mike i już chciał odejść, lecz ten mężczyzna zatorował mu drogę.
-Może powiem inaczej, jeżeli nie pojedziecie teraz i nie złożycie zeznań, to tamta czwórka wyjdzie na wolność jeszcze dzisiaj. Więc jeśli chcecie, aby sprawiedliwości stało się za dość to pojedźcie ze mną, aby złożyć krótkie, ale obiążające ich wyjaśnienia - powiedział poważnie i w tym momencie przyszła roztrzęsiona Trish.
-Już z nim rozmawiałam. Jeśli nie pojedziemy teraz to oni nie będą mieć prawa ich przetrzymywać, więc wyjdą na wolność. A do tego nie możemy dopuścić - powiedziała kładąc dłoń na ramieniu bruneta.
-To nie potrwa długo, a po wszystkim osobiście zawiozę was do szpitala. Obiecuję - mężczyzna wypowiedział te słowa bardzo łagodnie, miałam przez to wrażenie, że mogę mu ufać. Dez kiwnął twierdząco głową dając znak, że się zgadza. Rozejrzałam się dookoła. Policjanci zamykali już Dallasa, Kirę i resztę w furgonetce, zbierali też wszystkie dowody rzeczowe i zabezpieczali teren, a karetka przed chwilą błyskawicznie odjechała.
-Dobrze - powiedział Mike i spojrzał na mnie. Poczułam jego wzrok na sobie, więc ja także na niego spojrzałam. Wiedziałam, że chłopak nigdzie się nie ruszy bez mojej aprobaty. Jesteśmy w tym razem. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Tylko szybko - powiedziałam i wszyscy ruszyliśmy do samochodu detektywa.
* * * * *
-Panno Allyson, podsumujmy. Oskarża Pani Dallasa Centineo oraz Kirę Starr o szantaż, groźby, mobbing, porwanie, pobicie i usiłowanie zabójstwa Pani oraz pańskich przyjaciół, tak? - spytał mnie detektyw Andrew. Siedzieliśmy w pokoju przesłuchań na komendzie. Było to małe pomieszczenie, w którym znajdowało się jeden stół i dwa krzesła. Byliśmy tutaj tylko we dwójkę. Patrzyłam na mężczyznę zmęczonym wzrokiem. Nie siedziałam tu długo, może piętnaście minut, jednak po tych wszystkich wydarzeniach byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie.
-Tak - powiedziałam cicho, a on kiwnął głową.
-Doszło do bijatyki, Dallas zaatakował Panią nożem? - spytał, a pokręciłam głową.
-Po pierwsze to była rzeź, walka na śmierć i życie. Po drugie osobiście mnie nie zaatakował tym narzędziem. Po prostu próbowałam chronić innych, gdy on ich w ten sposób atakował - powiedziałam roztrzęsiona. Wzięłam łyka wody, którą dostałam od mężczyzny.
-Jednak nie uniknęła Pani zetknięcia z nożem - stwierdził, a ja spojrzałam na niego nierozumiejąc co ma na myśli. Mężczyzna ruchem dłoni wskazał na moje czoło. Zmrużyłam oczy, ale postanowiłam dotknąć swojego czoła. Miałam tam ranę, z której powoli ciekła krew - Chce Pani opatrzeć tą ranę?
-Nie trzeba, dziękuję.
-Dobrze - powiedział i spojrzał w jakieś papiery - To wystarczy, żeby ich zatrzymać. Jednak i tak będziemy musieli spotkać się na dokładniejsze zeznania, dobrze?
-Oczywiście - powiedziałam roztrzęsiona. Spojrzałam na zegarek. Minęło prawie dwadzieścia minut.
-Tak jak obiecałem zabiorę Panią i resztę do szpitala - powiedział, wstał, podszedł do drzwi i otworzył je - Panno Dawson, możemy jechać - poinformował mnie, a jak strzała wybiegłam z tego pomieszczenia. Na korytarzu spotkałam Mike'a, Trish i Deza. Spojrzałam w oczy bruneta, w których widziałam strach i pewne pytanie, na które pragnie znać odpowiedź. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Han nic nie będzie. Powiedziałam, że Dallas ją zmusił do tego wszystkiego. Nie będzie o nic sądzona - wyszeptałam mu do ucha, a on westchnął ciężko i mocniej mnie przytulił.
-Jedziemy - zadecydował mile detektyw i musieliśmy się od siebie oderwać. Pospiesznie, wręcz biegiem ruszyliśmy do samochodu. Byliśmy zdenerwowani i wystraszeni. Po prostu baliśmy się o osoby, które kochamy.

----------------
Siemanko! :D
BAAAAAARDZO Wam dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy mega mili i uroczy!  Nawet nie sądziłam, że moglibyście nazywać mój blog "zajebistym" czy "zarąbistym" xd Takie opinie sprawiają m ogromną radość! To jeden z lepszych prezentów na te święta :3
Co do tego rozdziału, mam nadzieję, że i on się spodobał, pomimo mojego postanowienia, że potrzymam was jeszcze trochę w niepewności co do Han i Austina. Jeśli chodzi o nich to na pewno dowiedzie się co z nimi będzie w następnym rozdziale :) A kiedy next? Hmmm..... I have no idea :/ ale mam nadzieję, że zdąże na 29 ;)
Miłego dalszego obżerania się! :D
Całuję! :*
P.S. Nie mogłam znaleźć serialowych nazwisk Deza i Dallasa, więc podałam nazwiska aktorów, którzy ich odgrywają xd

wtorek, 24 grudnia 2013

MERRY CHRISTMAS <3

Kochani moi!
W ten cudowny dzień życzę Wam wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku! Aby wszystkie Wasze marzenia i pragnienia się spełniły i, byście spędzili ten czas w rodzinnym gronie :) Życzę Wam szczęścia, radości, uśmiechu każdego dnia, weny (dla wszystkich pisarzy :D) i cierpliwości do mnie i moich rozdziałów :P

Dużo zdrowia i radości
w twoim domu niech zagości
i prezenty i śnieg biały
by te święta urok miały,
dzbanek miodu, litr wódeczki (bądź Piccolo xd),
by odrzucić twe smuteczki
i sto latek na dodatek,
by smaczniejszy był opłatek.
By spełniło się choć jedno z twoich marzeń,
dużo szczęścia i niezapomnianych wrażeń!
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :D

poniedziałek, 23 grudnia 2013

XLII Rozdział

*oczami Austina*
-To musi być tutaj! - krzyknął Dez widząc samochód taty Allyson.
Szybko podjechałem do tego auta i zatrzymałem się. Przyjaciele od razu wyskoczyli z samochodu i zaczęli rozglądać się wokoło. Po chwili ja także do nich dołączyłem. Spojrzeliśmy w stronę ciemnego lasu i nagle ogarnął nas strach.
-Tędy - powiedział Mike patrząc na swoją komórkę. Nadal miał sygnał, gdzie znajduje się telefon Ally, oby miała go przy sobie.

*oczami Kiry*
-I co teraz? - spytałam unosząc jedną brew. Brunet myślał, lecz dobrze mu to nie wychodziło. Hannah chodziła w kółko ze stresu. Przetrzymywaliśmy brunetkę w starej stodole, a sami siedzieliśmy w małym, starym i rozwalającym się leśniczym domku -Mówisz, że sobie przypomniała? - dopytywałam się chłopaka. On kiwnął głową.
-Tak, podsłuchałem ją jak o tym wspominała. No i w pewnym momencie zorientowała się, że jestem blisko niej, więc ogłuszyłem ją lekko, aby już więcej nic nie powiedziała - wyznał ze stoickim spokojem Dallas. Blondynka spojrzała na niego z rozszerzonymi oczami.
-Lekko?! To miało być lekko?! Walnąłeś ją kijem w głowę! - podniosła głos zdenerwowana.
-Hannah uspokój się, nie możemy sobie teraz pozwolić na strach - powiedziałam stanowczo pragnąc trochę uspokoić blondynkę. Dziewczyna objęła się ramionami i oparła o ścianę.
-Na pewno zdążyła powiadomić o tym Austina, możliwe też, że Trish i Deza. Oni mogą się tu zaraz pojawić... - powiedziała Han patrząc na nas.
-Racja - zgodziłam się z dziewczyną - Mogą nas znaleźć - powiedziełam wyraźnie i powoli. Dallasowi zabłysły oczy.
-Dlatego my zaczekamy sobie tutaj na nich - zadecydował brunet, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, bo to oznacza, że wyjdziemy z ukrycia. Wreszcie chłopak odważył się na ten krok.
-A co z Ally? - spytała blondynka.
-Musimy się nią jakoś zająć, unieszkodliwić - powiedział z chytrym uśmieszkiem - I ty to zrobisz - skierował te słowa do kuzynki. Hannah spojrzała na niego zdziwiona.
-Dallas... Nie, ja nie mogę. Nie chce nikogo krzywdzić.
-I tak już to zrobiłaś nie rozumiesz?! - chłopak podniósł głos zdenerwowany. Emocje go tak poniosły, że, aż wstał z krzesła.
-Ja to zrobię - wypaliłam nagle. Brunet spojrzał się na mnie zdziwiony - Ktoś musi - powiedziałam i wstałam udając się do miejsca, w którym leżała nieprzytomna brunetka. Lecz nawet nie wspomniałam Dallasowi ani Han, że wizyta u Ally może sprawić mi czystą przyjemność.

*oczami Austina*
-Sygnał dochodzi z tego miejsca - powiedział powoli Mike. Rozejrzeliśmy się wokoło, jednak nie zobaczyliśmy w pobliżu brunetki.
-Patrzcie - Trish ujęła w swoje dłonie telefon Allyson i pokazała nam go.
-Niech to szl... - Dez nie dokończył okazywać swoich negatywnych emocji poprzez słowa. Spojrzeliśmy sobie wszyscy w oczy. Nasze obawy z każdą minutą stawały się coraz większe.
-To gdzie ona jest? - spytałem drżącym głosem.
-Chyba musimy ją poszukać - powiedział zadziwiająco spokojnie. Kiwnęliśmy głową i po cichu ruszyliśmy w głąb ciemnego lasu.

*oczami Ally*
Ociężale uniosłam swoje powieki. Wszystkie obrazy miałam zamazane. Delikatnie uniosłam głowę do góry i w tym samym czasie poczułam przeszywający ból z tyłu czaszki. Cicho jęknęłam na to uczucie.
Zorientowałam się, że leżę w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Podłoga była lodowata, wykonana z betonu. Z trudem zaczęłam się rozglądać. Uniosłam lekko głowę i wyostrzyłam swój wzrok. Ujrzałam jedno krzesło i wiele narzędzi takich jak łopaty, obcęgi, dłuta i inne. Nagle ogarnął mnie strach. W pomieszczeniu było widno, świeciła tylko jedna lampka, która ledwo co oświetlała to miejsce. Wsparłam się na łokciach i odwróciłam wzrok. Spojrzałam w ciemne miejsce przede mną i zaczęłam zastanawiać się gdzie jestem. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za włosy i mocno odchyla głowę do tyłu.
-AAAA! - wychrypiałam i spojrzałam na ciemną postać wpatrującą się we mnie.
-Zamknij się suko - wysyczała, a ja rozpoznałam ten głos. Ostatnio słyszałam go w restauracji, gdy byliśmy na podwójnej randce i, gdy przyłapałam ich na spiskowaniu.
-Kira... - powiedziałam zaciskając mocno zęby. Nagle ogarnęła mną złość, zebrałam całe moje siły i rękoma rzuciłam się na jej twarz. Pragnęłam wydrapać jej te śliczne oczka. Zdążyłam jedynie delikatnie zadrapać jej policzki. To wywołało ogromną złość u ciemnowłosej. Jeszcze mocniej pociągnęła mnie za włosy. Tak mną zarzuciła, że ponownie upadłam.
-Jeszcze ci mało? - spytała słodkim głosem. Zamknęłam powieki, aby przeżyć ból, który zadała mi ta dziewczyna.
-Dlaczego mi to zrobiliście? - spytałam otwierając przy tym oczy. Spojrzałam w jej ślepia, które wpatrywały się z kpiną.
-A co my zrobiliśmy? - spytała ponownie udając, że nie wie o co chodzi - My? Jacy my, złotko? - spytała przesłodko. Zacisnęłam zęby ze złości, jednak nie miałam dosyć siły, aby wstać i stawić jej czoło.
-Ty, Dallas i Hannah. Nie udawaj, że nic nie wiesz o wiadomościach i o wszystkich groźbach - powiedziałam groźnie, nie miałam zamiaru się z nią cackać. Lepiej niech mi wszystko powie, dla jej własnego dobra. Kira zaśmiała się szyderczo.
-Nie sądziłam, że jesteś, aż tak głupia. Hahahaha. Kochanie, ja to wszytko zaplanowałam - wyznała z chytym uśmieszkiem. Mnie zatkało.
-Co...? - spytałam ze zdziwieniem, jednak nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo dziewczyna kopnęła mnie mocno w brzuch. Nie mogłam wziąć wdechu, brakło mi tlenu. Nagle poczułam dziwny zapach. Zaczęłam wdychać jakiś dym, który zaczął wypełniać całe to pomieszczenie. Poczęłam przerażliwie kaszleć, ten dym drażnił moje gardło. Spojrzałam w miejsce, gdzie przed chwilą stała Kira. Zobaczyłam jak ciemnowłosa opuszcza to pomieszczenie. Miałam ochotę wstać i ruszyć za nią, lecz nie miałam na to siły...

*oczami Austina*
-Patrzcie tam - powiedziała po cichu Trish i wzkazała nam palcem na dwa małe drewniane domki w tym lesie. Przed nimi rozciągało się małe pole namiotowe, gdzie nie było dużo drzew.
-Myślicie, że oni są tam w środku? - spytał Dez.
-Nie zaszkodzi sprawdzić - stwierdziłem i już miałem ruszyć, lecz ktoś złapał mnie za ramię.
-Lepiej chodźmy na około tego pola i na tyły tych domków - stwierdził Mike i po chwili poszliśmy w chcianym kierunku.
Trudno było przedrzeć się przez te wszystkie drzewa pozostając niezauważonym, jednak wciąż mieliśmy nadzieję, że nikt nas nie zobaczył. Szliśmy po cichu, gdy nagle Mike się zatrzymał. Spojrzeliśmy na niego pytająco,  ten wskazał tylko skinięciem głowy na jakąś stodołę. Nagle zobaczyliśmy jakąś postać wychodzącą stamtąd.
-Chyba musimy się pospieszyć - powiedział ledwo słyszalnym głosem brunet i skierowaliśmy się jak najbezpieczniejszą drogą do tego małego drewnianego budynku, który był oddalony od nas o kilkadziesiąt metrów.

*oczami Ally*
Ten okropny dym znalazł się już w całym pomieszczeniu. To wyglądało jak mgła, jednak tylko wyglądem były podobne. Mgła nie dusi człowieka i nie sprawia, że czuje się bezradny. Ten dziwny gaz powodował, że się dusiłam. Brakowało mi tchu. Z każdym wdechem wciągałam truciznę, nie tlen. Z każdą sekundą coraz bardziej opadałam z sił, nie miałam ich, aby pokonać ten dym. Dodatkowo, pod wpływem wdychania tego gazu, moje powieki powoli zaczęły się niebezpiecznie zamykać...

*oczami Mike'a*
Po kilkudziesięciu sekundach dotarliśmy na tyły dwóch domków.
-Powinniśmy się rozdzielić - powiedział Dez, a my kiwnęliśmy głowami.
-Ja pójdę z Trish do tego mniejszego domku, z którego ktoś przed chwilą wychodził, a wy pójdziecie do tego większego - postaniwiłem, a wszyscy się zgodzili.
-Chłopcy, uważajcie tylko na siebie. Ten domek wygląda niebezpiecznie... -powiedziała ze strachem w głosie czarnowłosa. Rudzielec podszedł do niej i mocno przytulił.
-Nic się nie stanie - obiecał.
-Ale on jest bezwzględny - dodała dziewczyna odwzajemniając uścisk. Do nich podszedł blondyn i w tym momencie Dez odsunął się lekko od przyjaciółki dając możliwość Austinowi pocieszyć Trish.
-Nikomu nic się nie stanie, wszyscy wyjdziemy z tego cało. Obiecuję - blondyn wypowiedział kojące słowa przytulając dziewczynę, która powoli zaczęła się uspokajać.
-Dobrze, to chodźmy - powiedziała i oderwała się od chłopaka. Austin i Dez uścisnęli moją dłoń.
-Dziękuję, za wszystko - powiedział blondyn.
-Podziękujesz jak będzie po sprawie - powiedziałem, a oni się lekko uśmiechnęli.
-Idziemy - zadecydował Dez i wraz z blondynem ruszyli ostrożnie do leśniczego domku, który wydawał się być niezamieszkany.
-Chodźmy - powiedziałem cicho i skierowałem się do stodoły. Trish szła tuż za mną. Gdy byliśmy przy drzwiach do tego pomieszczenia, chwyciłem jakiś kij z ziemi, aby w razie potrzeby móc obronić siebie i ciemnowłosą. Położyłem palec na ustach, dając do zrozumienia, że teraz musimy być bardzo cicho. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je zdecydowanie, szybko i ostrożnie. Wpadłem do środka gotów do walki, jednak to co tam zobaczyłem mnie zdzwiło. To był dym. A przy każdym wdechu, czułem jak drapie mnie po gardle.
-Co to? - spytała Trish kaszląc.
-Nie wiem - odpowiedziałem z trudem. Ledwo co widziałem coś przez ten dym.
-Słyszałeś to? - spytała przestaszona. Zmarszczyłem brwi i zacząłem się wsłuchiwać. Nagle, pare kroków dalej, usłyszałem ciche kaszlnięcie. Od razu rzuciłem się w stronę tego głosu, nieważne kto to był, ale ta osoba potrzebowała pomocy. Wystraszony podbiegłem do miejsca, gdzie leżała jakaś postać. Za sobą słyszałem kroki Trish.
-Ally! - krzyknęła wystraszona. Spojrzałem na leżącą i z trudem oddychającą osobę, ciemnowłosa miała rację, to brunetka.
-Musimy ją stąd zabrać. Natychmiast! - nakazałem równie wystraszony jak jej przyjaciółka. Chwyciłem prawie nieprzytomną dziewczynę. Trish pomogła mi wziąć ją na ręcę. Gdy już trzymałem Ally w swoich ramionach, postanowiliśmy uciec stąd, ponieważ ten dym zaczął powodować, że i my zaczęliśmy się dusić. Przemierzyliśmy ten mały budynek w miarę sprawnie. Gdy wybiegliśmy stamtąd poczęliśmy łapczywie wciągać powietrze. Położyłem brunetkę na ziemi i uklęknąłem obok niej. Trish przykucnęła z drugiej strony przyjaciółki. Zacząłem lekko klepać ją po policzku, aby ją ocucić.
-Ally? Ally, obudź się. Obudź się, błagam - mówiłem wciąż do niej próbując przebudzić, lecz nic się nie działo.
-Ally, nie rób nam tego - ciemnowłosa błagalnym głosem zwróciła się do dziewczyny.
Nagle brunetka zaczęła przeraźliwie kaszleć i zwijać się z bólu. Odetchnęliśmy z ulgą. Allyson otworzyła oczy, a w nich panował strach. Nagle usiadła i z niespokojnym oddechem zaczęła się rozglądać wystraszona. Jednak po chwili spotkała się z naszym spojrzeniami.
-Już jesteś bezpieczna - powiedziała Trish, a na twarzy brunetki pojawiła się ulga. Pomogliśmy jej wstać, była osłabiona i dodatkowo nadal kaszlała próbując pozbyć się tej dziwnej trucizny z płuc. Dziewczyna mocno wtuliła się w swoją przyjaciółkę, a później podeszła do mnie i pozwoliłem schronić się jej w moich ramionach.
-Dziękuję - wyszeptała, a ja tylko mocniej ją objąłem. Wszystko było dobrze, lecz nagle poczułem jak ciało brunetki się napina. Zdziwiłem się i po sekundzie zorientowałem się, że coś jest nie tak. Nie myliłem się.
-Widzę, że jesteśmy w komplecie - usłyszałem niski i groźny głos. Ciało Ally zaczęło się trząść ze strachu. Wiedziałem, że złapali kontakt wzrokowy. Trish wpatrywała się już w Dallasa. Oderwałem się lekko od dziewczyny i odwróciłem w stronę bruneta. Moje usta lekko się otworzyły, gdy zobaczyłem co się tam działo.
Dallas stał i wpatrywał się w nas z chytrym uśmieszkiem, a obok niego stała Kira z dumnie uniesioną głową. Obok mulatki stała Han. Do tej pory wciąż miałem nadzieję, że ona nie jest w to zamieszana, lecz teraz wszystko było jasne. Coś w moim sercu jakby pękło, lecz to nie było najgorsze. Obok tej trójki stało dwóch nieznanych mi chłopaków, którzy kurczowo trzymali Austina i Deza. Każdy z nich przykładał nóż do szyji przyjaciół dziewczyn.
-Co? Nagle odebrało wam mowę? - spytała z kpiną Kira patrząc na nas. Całe moje ciało się napięło ze strachu i złości, miałem ochotę rzucić się na nich wszystkich i oswobodzić kolegów z rąk tych kolesi, jednak wiedziałem, że takim zagraniem mógłbym pogorszyć ich sytuację. Nagle poczułem jak Ally wściekła i przerażona wyrwała do przodu. Widocznie chciała wydrzeć oczy tej manipulantce. Jednak w odpowiednim momencie chwyciłem ją i zatrzymałem, niepozwalając jej zrobić jakiejś głupoty.
-Ty szmato! - wydarła się na całe gardło - Zostaw ich! - krzyczała, a do jej oczu napływały łzy. Nagle zaczęła się szarpać - Mike zostaw mnie! MIKE, PUŚĆ! -krzyczała, a ja ją złapałem tak, aby mi się nie wyrwała. Po chwili uspokoiła się i przestała się wyrywać. Kira tylko się śmiała widząc to całe wydarzenie.
-Mike? - spytała cicho Han. W jej oczach widziałem zdziwienie. Spojrzałem na nią.
-Tak, to moje prawdziwe imię. Nie nazywam się Jason - powiedziałem spokojnie, a jej usta się lekko otworzyły.
-Okłamałeś mnie? - spytała zszokowana - Zaufałam ci! Otworzyłam się przed tobą! - krzyknęła przybliżając się do mnie o kilka kroków. Ja zrobiłem to samo, zostawiając Ally, którą trzymała teraz Trish. Mnie i Hannah dzieliło kilka metrów.
-Na prawdę? Mnie to mówisz? Widzisz co teraz robisz?! Jesteś po stronie ludzi, którzy pragną skrzywdzić moich bliskich i mnie! Gdybyś coś do mnie czuła to nigdy byś na to nie pozwoliła! - krzyknąłem. Reszta obecnych wydała się być lekko zdezorienyowana naszą wymianą zdań.
-Nie rozumiesz!
-Masz rację, nigdy nie zrozumiem jak można bezwględnie krzywdzić drugiego człowieka! - krzyknąłem i w tym momencie Trish złapała mnie za ramię i odciągnęła od zbliżającej się blondynki. Kira zrobiła to samo z Han.
-Zamknijcie się, ale coś się im stanie! - krzyknął Dallas wskazując unieruchomionego i pobitego blondyna i rudzielca. Od razu postanowiłem się opanować. Popatrzyłem na Trish i Ally. Obydwie były przerażone.

*oczami Ally*
-Zostaw ich - powiedziałam błagalnym głosem. Dallas spojrzał na mnie z udawanym współczuciem. Wystawił do mnie rękę i pokazał mi, aby do niego podeszła.
-Zostań - powiedział stanowczo Mike.
-Muszę - wyszeptałam i zwinnie podeszłam pare kroków do bruneta, wymykając się Mike'owi, który próbował mnie złapać.
-Ani kroku dalej! Albo karzę im coś zrobić - powiedział stanowczo Dallas kierując te słowa do Mike'a i Trish. Obydwoje się posłuchali, nie chcieli, aby chłopak zrobił krzywdę przyjaciołom - Podejdź - powiedział do mnie, a ja zrobiłam pare niepewnych kroków w jego stronę. Spojrzałam na Deza i Austina, w ich oczach widziałam strach. Blondyn kiwał głową na 'nie'. Wiedziałam, że nie chciał, abym do niego podchodziła, ale muszę to zrobić, aby chociaż spróbować ich uratować. Podeszłam do bruneta, byłam na wyciągnjęcie jego ręki.
-Wypuść ich, przecież masz mnie - powiedziałam zrozpaczona, byłam gotowa zrobić wszystko, aby ocalić bliskich.
-Kochanie... - powiedział łagodnie i nagle złapał mnie mocno za ramiona. Kątem oka zobaczyłam, jak Austin próbował wyrwać się z uścisku jakiegoś chłopaka. Oberwał za to mocnym walnięciem w ramię - Tu już nie chodzi o ciebie - powiedział udając, że jest mu przykro.
-I to od dawna - powiedziała Kira, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Co jak co, ale jeśli powie coś jeszcze to się na nią rzucę.
-To już nie chcesz ze mną być? - spytałam zdziwiona, a Dallas się uśmiechnął.
-Ally, z czasem wiele się zmieniło - powiedział i mocniej ścisnął mnie za ramiona. Teraz byliśmy tylko my.
-Co to znaczy? - pytałam chcąc zrozumieć o co mu chodziło. Dallas spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Gdy wybrałaś jego - wskazał palcem na blondyna, którego oczy biły złością - Chciałem się zemścić na was, w szczególności na nim. Pragnąłem, abyś była ze mną. Te wiadomości były tylko pomocą w dokonaniu tego czego chciałem. Jednak potem ponownie spotkałem Kirę - w tym momencie popchnął mnie na ziemię. Upadłam na ramiona i jęknęłam cicho.
-Ty gnoju! Zabiję cię! - Austin wyrywał się jak oszalały. Patrzyłam na niego smutnym wzrokiem, bo wiedziałam, że on pragnie mnie ochronić, lecz nie może. Nie teraz. Koleś, który go trzymał, schował nóż za pas i tak mocno uderzył blondyna w brzuch, że ten się zatoczył. Potem zaczął go kopać.
-Nie! - krzyknęłam i chciałam wstać i podbiec do Austina, jednak Kira chwyciła mnie niepozwalając mi wstać.
-Dokąd to? - spytała unosząc jedną brew. Spojrzałam na Trish i Mike'a. Nie wiem kiedy i kto sprawił, że teraz leżeli na ziemi ogłuszeni. Odwróciłam się w stronę Dallasa.
-Gdy znowu ją spotkałem dowiedziałem się, że ona zerwała z Austinem, jednak chciała się na nim zemścić, tak jak i ja - wyszczerzył zęby i objął Kirę ramieniem - Jednak, gdy cię zyskałem, a Kira wykonała swój plan z zawającą się sceną na blondyna to zrozumiałem, że to jest dziewczyna, z którą chcę być. No cóż zakochałem się - powiedział, a czarnowłosa się w niego wtuliła - W tym czasie Hannah zakochała się w Austinie, a gdy on ją odrzucił po wielu próbach zechciała się na nim i na tobie zemścić, a ja stwierdziłem, że nie zależy mi już na tobie i twoim szczęściu. Zostałaś mi obojętna, było mi wszystko jedno czy spawie ci ból czy nie. Wszystko szło zgonie z planem: 'Mieliśmy was zniszczyć i wasze relacje. Mieliście się znienawidzić, pozostać bez siebie, stracić osoby, które kochacie.' Niby prosty plan, ale skuteczny i nas satysfakcjonujący.
-Mieliście poczuć się jak my, czyli zranieni, osamotnieni i upokorzeni. Tylko pragnęliśmy, abyście odczuli to sto razy bardziej niż my - powiedziała rozgniewanym wzrokiem Kira.
-Tak, lecz nagle Han stwierdziła, że jednak nie chce się mścić, ty straciłaś pamięć, a ona zaczęła umawiać się z twoim kolegą. No i wszystko się skomplikowało - powiedział Dallas, a mnie zatkało. Czyli tak na prawdę to wszystko co robiłam wcale nie chroniło moich bliskich. Nagle poczułam jak złość ogarnia całe moje ciało. Spojrzałam na bruneta morderczym wzrokiem i w jednej sekundzie wstałam i rzuciłam się na bruneta. Ten zdziwiony odsunął od siebie Kire i złapał mnie w uścisk, którym mnie unieruchomił.
-Kłamałeś! Mówiłeś, że jak zrobię to co chcesz to nic im nie zrobisz! - krzyknęłam, a on tylko wykrzywił moją rękę.
-Tak i gdybyś nie zwabiła ich tutaj to może przeżyliby, teraz nie widzę innego wyjścia jak pozbycie się ich i ciebie - wyszeptał mi do ucha, a moje oczy rozszerzyły się ze strachu. Spojrzałam na Mike, który patrzył na mnie. Znałam ten wzrok. Ten wzrok był naszym znakiem. Niezauważalnie kiwnęłam głową na znak gotowości i sekundę później się zaczęło. Kopnęłam Dallasa i ogłuszyłam w taki sposób, że mnie puścił. W tym czasie Mike ruszył na kolesia, który trzymał Deza, a Austin znowu zaatakował swojego oprawcę. Trish natomiast rzuciła się na Kirę, która próbowała mnie oderwać od jej chłopaka. A Hannah tylko stała przerażona naszym widokiem. Dziewczyny zaczęły się okładać, a ja zaczęłam obezwładniać bruneta. Chłopak próbował mnie zbić. Walnął mnie pięścią w bruch, a ja kopnęłam go w czułe miejsce. To powinno go na chwilę spowolnić, jednak on tylko się wściekł i rzucił na mnie. Leżeliśmy na ziemi, przeturlaliśmy się parę razy, aż w końcu brunet mnie unieruchomił leżąc na mnie.
-Widzę, że się trochę wyszkoliłaś - powiedział przez zęby.
-Dobrze widzisz - powiedziałam próbując się wyswobodzić z jego uścisku.
-Nic ci to nie pomoże i tak nie wygrasz. Jesteś za słaba. Boisz się mnie - wmawiał mi szeptając do mojego ucha.
-Nie, nie boję. Tylko mam ochotę cię załatwić - powiedziałam prawdę rzucając się lekko, lecz to i tak nic nie dało. Dallas był za silny.
-Mogłem cię dziś nie puszczać. Zawsze możemy dokończyć to co zaczęliśmy - powiedział muskając moją szyję swoimi ustami. Wiedziałam o czym on mówi, dlatego tylko pisnęłam ze strachu i ponownie próbowałam go z siebie ściągnąć, ale na nic. Nagle ktoś zaczął szarpać bruneta za koszulę.
-Zostaw ją! - krzyknęła Hannah. Zdenerwowany kuzyn spojrzał na nią i tak mocno walnął, że blondynka upadła dwa metry dalej i z trudem łapała oddech. Zaczęłam szybciej oddychać ze strachu. Dallas wrócił do trzymania mnie i, swoimi ustami, zaczął schodzić niżej. Kierował się w stronę mojego dekoltu.
-Zostaw mnie! - wydarłam się i w tej samej chwili poczułam jak ktoś zrzuca bruneta ze mnie. Obróciłam się. To był Austin. Rzucił się na bruneta i teraz obydwaj okładali się pięściami na ziemi.
-Austin! - krzyknęłam przerażona, gdy brunet walnął go tak, że blondyn obrócił się o 180°. Spojrzałam przerażona w stronę Mike'a. Chłopak wraz z Dezem nadal okładał tych dwóch nieznanym nam chłopaków. Odwróciłam się w inną stronę i zobaczyłam leżącą Trish, a ponad pięć metrów dalej leżała Han. A gdzie Kira? Zaczęłam energicznie się za nią rozglądać, lecz nigdzie jej nie widziałam. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za włosy i ciągnie do tyłu.
-AAAA! - wydarłam się z bólu. Spojrzałam do góry i ujrzałam Kirę. Złapałam ją za rękę, którą trzymała moje włosy i wbiłam swoje paznokcie jak najmocniej. Mulatka syknęła z bólu i puściła mnie. Ja wykorzystałam to i szybko wstałam stając naprzeciw niej gotowa do ataku.
-Myślisz, że dasz mi radę? - pytała z kpiną - Paznokciami nie wygrasz - powiedziała, a ja ze złości chciałam ją kopnąć, jednak dziewczyna złapała moją nogę i obróciła przez co upadłam na ziemię -Jesteś za słaba - powiedziała stając obok mnie - Zawsze byłaś ofiarą i nią pozostaniesz. Myślałaś, że jak nikomu nie powiesz o tym, że Dallas cię szantażuje to ich ochronisz? Nie, nigdy tak nie było. Kupiłaś im tylko czas, a do tego wciągnęłaś w to jakiegoś chłopaka. Widzisz? Przez ciebie każdy ucierpi. To tylko wyłącznie przez ciebie - wysyczała Kira, a ja szybkim krokiem podcięłam ją tak, że upadła na ziemię. Ja szybko wstałam i popatrzyłam na nią.
-Nie, to wszystko przez was. Wy niszczycie i krzywdzicie ludzi. To wy jesteście wszystkiemu winni! - powiedziałam podnosząc głos. Kątem oka zobaczyłam, że Mike i Dez unieszkodliwili już jednego chłopaka. Brunet okładał drugiego, natomiast rudzielec wraz blondynką próbował ocucić Trish. Austin i Dallas nadal walczyli.
-Przegrasz - wyszeptała Kira i rzuciła się na mnie. Zaczęła walić mnie rękoma, jednak ja sprytnie unikałam jej ataków.
-Co to znaczy, że ty to wszystko zaplanowałaś? - chciałam wiedzieć. Biłyśmy się i rozmawiałyśmy zarazem.
-To ja pociągałam za sznurki, Dallas był ich wykonawcą. Jednak za każdy pocałunek z moim chłopakiem dostaniesz o jeden kopniak więcej! - krzyknęła i znowu mnie zaatakowała. Walnęła mnie w ramię i nogę, a ja jej oddałam.
-Każdy pocałunek z nim był obrzydliwy. Jednak ty oberwiesz za każdą bliską mi osobę, którą skrzywdziłaś - ostrzegłam ją i uderzyłam w kolano. Zaczęłyśmy się okładać. To były sekundy. Co chwila któraś z nas upadała i wstawała. Ta walka była między nami. Musiałyśmy wyrównać między sobą porachunki.
-Mam czarny pas w karate - poinformowała mnie i rzuciła na ziemię. Upadłam ramieniem na jakiś kamień. Otworzyłam oczy szeroko z odczuwanego bólu. Kira ukucnęła obok mnie - A wiesz co jest najlepsze? Że nawet jeśli uda ci się nas pokonać, a na to nie licz, to Austin już na tyle cię nienawidzi, że nigdy z tobą nie będzie. Po tym jak go okłamałaś już nigdy ci nie zaufa. Zostaniesz sama - ostatnie słowa wycedziła, a mnie ogarnęła złość. Nie, nie wygra. Zrobiła mi tyle przykrości, że poniesie za to karę. Zebrałam całą siłę w sobie i podcięłam ją. Upadła, ja ją walnęłam, lekko podniosłam i rzuciłam o ziemie. Kira upadła na jakiś korzeń, już nie miała siły wstać.
-A ja uczyłam się u krajowego mistrza w samoobronie i judo - powiedziałam i nagle się odwróciłam w poszukiwaniu przyjaciół.
Dez pomagał wstać Trish, Mike właśnie tak przywalił jakiemuś kolesiowi, że upadł nieprzytomny, a Han nagle zaczęła biec w jego stronę.
-Mike, uważaj! - krzyknęłam, a on odwrócił się do mnie i w tym czasie podbiegła do niego blondynka łapiąc go za ramię.

*oczami Mike'a*
-Musimy porozmawiać! - krzyknęła łapiąc mnie mocno. Już chciałem ją obezwładnić, gdy zorientowałem się, że nie jest wrogo nastawiona.
-Nie teraz! Nie mamy o czym! - powiedziałem donośle zrzucając jej dłoń z mojego ramienia.
-Nie rozumiesz! Oni mnie zmusili! Na początku byłam z nimi, lecz gdy zorientowałam się, że oni chcą was skrzywdzić to się wycofałam! Jednak potem Dallas zaczął mnie szantażować, dlatego tutaj jestem! - krzyknęła mając łzy w oczach.
-Dlaczego mam ci zaufać?!
-Bo mówię prawdę - powiedziała, a z jej oczu popłynęły łzy.
-Nie mam powodów, aby ci ufać. Jesteś jak oni! - krzyknąłem.
-Nie! Nie prawda! Kocham cię! - krzyknęła łkając i próbując ująć moją dłoń w swoje.
-Nie! Kłamiesz! Ty nie potrafisz kochać! - krzyknąłem, a kątem oka zauważyłem, że Ally nagle pobiegła do nadal walczącego Dallasa i Austina. Moje oczy otworzyły się szerzej ze strachu. Odepchnąłem lekko blondynkę i zacząłem biec do walczącej już trójki.

*oczami Ally*
Podbiegłam do chłopaków, rzuciłam się na Dallasa, który miał w ręku nóż.
-Ally, NIE! - krzyknął Austin widząc, że atakuję bruneta. Oprawca chciał zrzucić mnie z jego pleców, gdy sprawnie ściskałam jego gardło, aby go jakoś unieszkodliwić. Jednak on szybko mnie zrzucił tak, że upadłam obok jego stóp. W tym samym czasie blondyn podbiegł do bruneta, który machnął ręką i zadał Austinowi nożem ranę ciętą w brzuch. Usłyszałam krzyk bólu wydobywający się z ust blondyna. Mimo obrażeń on nadal próbował zgładzić bruneta. Gdy Dallas ponownie chciał dźgnąć mojego przyjaciela, Mike wpadł na niego okładając go pięściami.
-Austin? - podniosłam się i podbiegłam do ledwo stojącego chłopaka. Zobaczyłam, że z rany powoli sączy się krew. Nie tylko tutaj ma ranę, także na ramieniu - O Boże... - wyszeptałam.
-To nic... Wszystko dobrze? - spytał jak gdyby nic mu nie było.
-Tak, nic mi nie jest - powiedziałam uspokajając go. Nagle usłyszałam krzyk Mike'a i odwróciłam się w jego stronę. Bił się z Dallasem i Kirą. Bez namysłu podbiegłam do nich, mimo wołań blondyna.
-Zostawcie go! - wrzasnęłam i dołączyłam się do bójki. Austin pobiegł za mną. Nie wiem co się działo. To były dwie sekundy. Nagle Kira trzymała Austina, Mike leżał na ziemi, a Dallas przytrzymywał mnie i przykładał mi pistolet do głowy.
-I co teraz? - zapytał z kpiną. Mike już miał rzucić się na bruneta, lecz on tylko mocniej mnie przytrzymał - Żadnych kroków, bo strzelę! Chcecie byc winni jej śmierci?! - krzyczał, a mnie opanował ogromny strach. On nie żartował.
-Tylko spokojnie - próbował opanować sytuację Dez. Wszyscy stali i patrzyli się na nas.
-Spokojnie? - Dallas zaczął się śmiać - Mam was gdzieś! Dla mnie nie ma problemu, aby pociągnąć za spust. Mogę ją zabić - powiedział powoli brunet i w tym momencie ktoś zadał mu ranę nożem w ramię - AAAA! - chłopak zwolnił trochę uścisk, dlatego mu się wyrwałam i oddaliłam o krok. Odwróciłam się i spojrzałam kto mnie ochronił. Zobaczyłam jak Han i Dallas się szarpią.
-Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić! - krzyknęła.
-Masz rację - powiedział i strzelił z pistoletu. Oczy Hannah nagle się powiękrzyły. Jej ciało straciło siły, dziewczyna powoli zsunęła się po ciele kuzyna i upadła. Dallas trzymał w ręku pistolet, a jego dłonie były lekko zamazane krwią dziewczyny...

---------------
Siemanko :*
Mam nadzieję, że odczuliście to co zamierzałam, abyście poczuli. Chciałam wywołać atmosferę grozy i strachu. Wyszło mi? Szczerze już nawet nie będę tego poprawiać, bo siły nie mam xd
Piszcie jak podoba się wam rozdział! Błagam! To na prawdę mnie motywuje -.-
ŻYCZĘ WAM MIŁYCH I RODZINNYCH ŚWIĄT ORAZ BOŻEGO BŁOGOSŁAWIEŃSTWA KOCHANI!!!!!! <3