*oczami Ally*
Jasne światło poranka przedostało się przez okno oślepiając przy tym moją twarz. Niespodziewanie moje powieki się otworzyły. Po wyczerpującej nocy były one ociężałe. Długo nie mogłam wczoraj zasnąć. Większość czasu spędziłam na rozmyślaniu i płakaniu. Nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieję się na prawdę...
Podniosłam lekko głowę z mojej poduszki i rozejrzałam się beznamiętnym wzrokiem po pokoju. Miałam okropny bałagan, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie dzisiaj. Usiadłam na łóżku i przetarłam swoje oczy. Przeczesałam swoje brudne włosy i zeszłam ze swojego łoża. Podeszłam do lustra i ujrzałam jakąś zjawę. Nie dało się tego nazwać człowiekiem. Podkrążone i spuchnięte oczy, czerwony nos i policzki oraz pusty wzrok - te wszystkie rzeczy sprawiły, że nie potrafiłam znaleźć mojego odbicia w obrazie tej osoby.
Bez wzruszenia wyszłam z pokoju kierując się na dół do kuchni. Po drodze jednak zajrzałam do sypialni taty. Nie było go. Postanowiłam zobaczyć czy nie jest w swoim gabinecie, ale tam też go nie znalazłam. Trochę mnie to zdziwiło, ale po chwili przypomniałam sobie, że mój tata zapewne poszedł już do sklepu, teraz była jego zmiana. Wzruszyłam tylko ramionami i skierowałam się na dół. Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej truskawki. Umyłam je i oderwałam z nich przypółki. Z misy, która stała na parapecie wzięłam banana i obrałam go. Wszystkie owoce pokroiłam na desce w plasterki. Następnie wzięłam świerze naleśniki, które tata dziś rano mi usmarzył. Posmarowałam je nutellą, a później dodałam owoce. Zrobiłam sobie takie trzy naleśniki. Odstawiłam talerz na stół, bo postanowiłam najpierw posprzątać w kuchni to co nabrudziłam. Zajęło mi to tylko chwilę. Usiadłam przy stole i uśmiechnęłam się lekko. To pierwsza miła rzecz, która mi się od wczoraj przydarzyła. I oby nie ostatnia. I wtem przypomniało mi się co się stało poprzedniego dnia. Załamałam ręcę z bezsilności i oparłam o nie moją twarz. Z oczu popłynęła mi pojedyńcza łza. Siedziałam tak chwilę nie mając siły się ruszyć.
Nagle usłyszałam jak dzwoni dzwonek do drzwi. Westchnęłam ciężko i odeszłam od stołu. Wolno kroczyłam w stronę wejścia do domu, mimo coraz częstszego dzwonienia. Uznałam, że ktoś musi być bardzo niecierpliwy skoro tak się dobija. Doszłam do drzwi i bez zastanowienia je otworzyłam. Na początku nie zwróciłam uwagi na to, kto stał po drugiej stronie. Jednak po chwili zrozumiałam kto stoi tuż przede mną z ogromnym bukietem kwiatów. Moja twarz od razu się rozpromieniła, a serce zaczęło szybciej bić z radości. Momentalnie wszystkie moje zmartwienia z poprzedniej nocy zniknęły. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, gdy ujrzałam te znajome i piękne białe ząbki.
-Austin! - zawołałam i bez zastanowienia wskoczyłam na blondyna. Chłopak trochę się zdziwił, ale pozytywnie, bo szczerze się zaśmiał.
-Witaj - szepnął mi do ucha, gdy się do niego wtulałam.
-Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w szpitalu? - zapytałam zdziwiona odrywając się od niego. Blondyn tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
-Wypuścili mnie dzisiaj. Stwierdzili, że jestem już na tyle sprawny, aby sam o siebie dbać. Nie miałem zamiaru się z nimi spierać - w tym momencie chłopak do mnie mrugnął. W środku szalałam ze szczęścia, lecz na zewnątrz starałam się tego tak bardzo nie okazywać. Jednak i tak musiałam przytulić Austina. Chłopak odwzajemnił uścisk.
-Tak się cieszę, że już stamtąd wyszedłeś - powiedziałam patrząc na niego będąc nadal wtulona w jego ramionach.
-Ja tak samo - blondyn uśmiechnął się szczerze - Byłbym zapomniał - nagle lekko się ode mnie odsunął - Proszę, to dla ciebie - powiedział wręczają mi bukiet piwonii. To piękne kwiaty, które w tym momencie bardzo mnie oczarowały. Nie ukryłam zaskoczenia.
-Z jakiej to okazji? - spytałam zdziwiona. Na prawdę nie miałam pojęcia, dlaczego kupił mi te kwiaty.
-Czy zawsze musi być okazja? - spytał niewinnie. Podniosłam lewą brew niedowierzając mu i czekając na prawdziwą odpowiedź. Austin ciężko westchnął. Wiedział, że u mnie to nie przejdzie - To w podziękowaniu. Za to, że jesteś najlepszą i najukochańszą dziewczyną na świecie, która zajmowała się mną w tych trudnych chwilach - wyznał. Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam całując go w policzek - Wchodź do środka - pociągnęłam go za sobą wchodząc do domu. Zamknęłam drzwi i pomaszerowałam do kuchni. Blondyn podążył za mną. Wyjęłam z szafki wazon, nalałam do niego wody, wstawiłam tam kwiaty i ustawiłam je na stole. Austin usiadł przy nim i wskazał na mój talerz z naleśnikami.
-Widzę, że na mnie czekałaś - zażartował blondyn i cicho się zaśmiał. Ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
-Chcesz? Mogę ci zrobić - zaproponowałam.
-Bardzo chętnie. Nawet nie wiesz jakie obrzydliwe jedzenie podają w szpitalu - chłopak wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtych posiłków. Widząc jego minę bez wachania zaczęłam robić mu śniadanie.
Po paru minutach położyłam przed Austinem talerz z czterema naleśnikami, indentycznych do moich. Usiadłam przy stole obok blondyna i zaczęliśmy jeść. Czułam na sobie wzrok chłopaka, gdy jadłam posiłek. W końcu podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w brązowe oczy blondyna, które były skierowane we mnie.
-No o co chodzi? - spytałam zirytowana jego postępowaniem. Ten tylko przyjrzał mi się uważniej marszcząc brwi.
-Czy ty płakałaś? - spytał podejrzliwie. Na to pytanie otworzyłam lekko usta, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
-Niby czemu tak myślisz?
-Bo masz czerwone i podkrążone oczy. I w ogóle wyglądasz jakbyś płakała... - powiedział odkładając sztućce na talerz. Podniosłam brwi do góry ze zdziwienia. Zauważył to? No jasne... Przecież wyglądam okropnie. Chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. Ten czas wypełniłam zakładając kosmyk włosów za ucho.
-No bo... Kto nie oglądając "Titanica" i "Uwierz w ducha" nie uroniłby ani jednej łzy? - uśmiechnęłam się uroczo i od razu odwróciłam wzrok od Austina. W duchu modliłam się, aby nie pytał o nic więcej. Błagam, błagam... Tymczasem blondyn patrzył na mnie przez chwilę, ale potem spuścił swój wzrok i westchnął.
-No nie wiem. Na pewno ty - spojrzałam na niego. Uśmiechał sie do mnie. Odwzajemniłam jego gest.
-Smakowało? - spytałam zmieniając temat.
-Bardzo. Dziękuję. Po tygodniu spędzonym w szpitalu nie wierzyłem, że jedzenie może sprawiać mi tak ogromną przyjemność - zaśmiałam się cicho słysząc jego słowa.
-Nie pochlebiaj mi tak, bo jeszcze stanę się zadufaną w sobie Ally - mrugnęłam do niego zbierając naczynia. Podeszłam do zlewu i zaczęłam zmywać. Austin podążył za mną.
-Nie pozwoliłbym na to. Nigdy - podszedł do mnie od tyłu. Czułam jego oddech na mojej szyji - No co ty wyrabiasz? To nie tak się powinno robić - wskazał dłonią na zmywane przeze mnie naczynia. Trochę się zdziwiłam o co mu chodzi - Pozwól, że ci pokaże - Austin stanął za mną i ujął moje dłonie w swoje. Wziął te talerze oraz gąbkę , a później zaczął prowadzić moją dłoń w taki sposób w jaki, jego zdaniem, powinno się zmywać - Widzisz? Delikatne, ale zdecydowane ruchy - wyszeptał mi do ucha, a powietrze z jego ust delikatnie muskały moją szyję. Ciarki przeszły mi po całym ciele, ale to było przyjemne.
Owróciłam lekko głowę w stronę Austina i tam napotkałam jego ciepły wzrok. Patrzył na mnie wyczekująco, jakby wiedział co mam ochotę zrobić. W jednej chwili odwróciłam się do niego przodem, zarzuciłam swoje ramiona na jego szyję i wbiłam swoje usta w jego. Nasze wargi połączyły się w długim i namiętnym pocałunku. Trwał on, aż do chwili, gdy zabrakło nam powietrza w płucach. W pewnym momencie oderwaliśmy się od siebie. Poczułam na swoich plecach i biodrach mokre ręcę Austina. Spojrzałam w jego oczy, piękne i hipnotyzujące brązowe oczy, a wtedy on zaczął mnie całować. Oparł mnie lekko o zlew i wbił swe usta w moje. Moje mokre ręcę wędrowały po jego ramionach i plecach. Po paru długich, ale nadzwyczaj przyjemnych sekundach oderwaliśmy się od siebie pragnąc zaczerpnąć powietrza. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy blondyn oparł swoje czoło o moje.
-Brakowało mi ciebie - szepnął gładząc delikatnie swoją dłonią moje ramię. Uśmiechnęłam się pod nosem i przygryzłam wargę. Zdałam sobie sprawę, że od ponad tygodnia nie byłam z Austinem tak blisko. Dotarło do mnie, że ja też się za nim stęskniłam, za jego dotykiem i szeptem...
-Mnie ciebie również - wyznałam szczerze i delikatnie wtuliłam się w chłopaka. Objął mnie swoimi muskularnymi ramionami, a ja znów poczułam się jak dawniej. Bezpiecznie. Brakowało mi poczucia, że z Austinem nic mi się nie stanie. Ta aura bezpieczeństwa dawno zniknęła wraz z pojawieniem się smsów, które pokazały mi, iż mogę liczyć tylko na siebie. Właśnie, smsy... Dawno nie przychodziły, chyba od wypadku. Nie było to powodem do szczęścia, bo w każdej chwili mogły się znów pojawić.
Po dłuższej chwili uścisku lekko odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy.
-No, to ty tu pozmywaj, a ja pójdę na górę się przyszykować - powiedziałam to odchodząc od niego w stronę schodów.
-Co? Po co? - spytał zdezorientowany i trochę zdziwiony takim zwrotem akcji. Odwróciłam się w jego strone stojąc już na czwartym schodku.
-Zanim tu przyszedłeś byłam umówiona na spotkanie. Niezależnie od tego czy tu jesteś czy nie, to wychodzę - powiedziałam uśmiechając się lekko. Zaczęłam się z nim drażnić.
-Jakie spotkanie? Z kim? - dopytywał zdziwiony.
-Z Trish i Dezem - powiedziałam jakby to było oczywiste i zaczęłam znowu wchodzić po schodach.
-Ally poczekaj! - zawołał za mną. Na jego słowa teatralnie odwróciłam się w jego stronę.
-Tak? - spytałam przeciągając trochę literę "a".
-A co ze mną? - zapytał podchodząc do schodów. Był na prawdę zdezorientowany. Chyba nadal nie załapał, że się z nim droczę. Położyłam palec na brodzie i udawałam, że się głęboko zastanawiam.
-No cóż... Z tego względu, że do mnie przyszedłeś i nie masz co ze sobą zrobić to chyba mogę zabrać cię na doczepkę. Jako taki dodatek - Austin otworzył lekko usta ze zdumienia - No, a teraz idź zmywaj - powiedziałam, uśmiechnęłam się lekko, odwróciłam na pięcie i pobiegłam na górę. Blondyn chwilę stał w osłupieniu, po czym uśmiechnł się pod nosem i zaśmiał z zadowolenia. W końcu, z rozbawienia, zaczął się zastanawiać z kim ma doczynienia i z kim się umawia.
* * * * *
Szłam z Austinem za rękę zmierzając na spotkanie z przyjaciółmi. Idąc drogą pełną ludzi podziwiałam uroki miasta. Mieszkam tu od urodzenia, a i tak to miejsce ciągle mnie zaskakuje. Kocham tą swojskość. Ludzie, którzy witają się z innymi przy małych sklepikach. Dzieci bawiące się przy dużej i nowoczesnej fontannie. Liczne stoiska z watą cukrową czy popcornem. Te wszystkie szczegóły pozornie nie pasują na do ruchliwego nadmorskiego miasta. A jednak. Tu wszystko do siebie pasuje. Tu wszyscy do siebie pasują.
Szliśmy tak beztrosko, nie zważając na nic. W pewnym momencie, na końcu ulicy, zauważyliśmy naszych przyjaciół. Między nimi działo się coś dziwnego, wprost do nich nie podobnego. Austin lekko szturchnął moje ramię i wskazał na nich palcem.
-Widzisz ich tam? - kiwnęłam głową - Czy ja dobrze widzę czy oni się przytulają? - spytał trochę zdezorientowany. Faktycznie. Przytulali się.
-Tak. Chyba tak - powiedziałam z udawanym niesmakiem.
-Ej! A może oni coś ten tego, co? - blondyn zrobił tzw. brewki i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Ja tylko wybuchnęłam śmiechem.
-Oni? Przecież oni się nie lubią. Na pewno jest jakieś wytłumaczenie - stwierdziłam rzeczowo.
-Nigdy nie wiesz. To tak jak między nami. Niby nic, a jednak coś było - powiedział. Miał w tym trochę racji.
-Ale oni się niecierpią. Coś się musiało wydarzyć - stałam przy swoim.
-No tak, ale nie uważasz, że to jak sobie dokuczają okazują sobie swoją sympatię? Pamiętaj, kto się czubi ten się lubi - powiedział Austin wiedząc, że ma rację. Był pewny tego, że mimo tych dokuczliwych żartów oni na prawdę się lubią.
-Prawda. Ale chyba nie do tego stopnia, aby się ściskać... - stwierdziłam z powątpieniem.
-Nie wiem... Ale śmiesznie byłoby gdyby zostaliby parą - blondyn zachichotał. Na samą myśl o tym wybuchnęłam śmiechem. Nie wyobrażam sobie, aby tak kiedykolwiek było. Podeszliśmy śmiejąc się tak do przyjaciół. Oni spoglądali na nas z podejrzaną miną.
-Z czego się śmiejecie? - spytał nas ciekawy Dez. Gdy chłopak zadał to pytanie trochę się uspokoiliśmy.
-Po prostu Ally powiedziała jakiś słaby żart. - skłamał Austin. Za te słowa dostał kuksańca w bok. Blondyn lekko się zgiął. Chyba trafiłam go w jakiegoś siniaka, bo go to zabolało. Ale nie zamierzałam go przepraszać. Miał za swoje.
-No to wszystko wyjaśnia! - powiedział Dez i pokiwał ze zrozumieniem głową. Popatrzyłam na niego złowrogim wzrokiem mówiącym sarkastycznie: dziękuję ci za tak delikatną opinię.
-Austin! Czekaj czekaj, to ty nie w szpitalu? - spytała podejrzliwie Trish. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział:
-Wypisali mnie. A coś się stało? - spytał pokazując palcem na rudzielca i czarnowłosą. Oni spojrzeli po sobie nie rozumiejąc o co chodzi Austinowi.
-Widzieliśmy jak się ściskaliście... - wytłumaczyłam im widząc ich miny. Przyjaciele nagle zrozumieli o co nam chodziło, a Trish od razu odsunęła się od Deza.
-To nie tak jak myślicie! - broniła się. Na te słowa, ja wraz z Austinem, wybuchnęliśmy śmiechem. Jej mina była bezcenna.
-A o czym my myśleliśmy? - spytał Austin jakby nie wiedział o co chodzi czarnowłosej.
-Nie no. Serio. Po prostu stało się coś niesamowitego i musiałam kogoś przytulić ze szczęścia. A, że akurat Dez był w pobliżu to już nie moja wina - wyjaśniła przyjaciółka.
-No jasne jasne. Tłumacz się - mrugnęłam porozumiewawczo do czarnowłosej.
-Na prawdę. Trish dostała propozycję roli w jakimś filmie. A ta rola ma być jedną z tych ważniejszych - wyjawił spokojnie Dez tłumacząc nam wszystko. Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
-Na prawdę? - Austin wolał się upewnić.
-Tak! - pisnęła ze szczęścia przyjaciółka.
-To niesamowite! Bardzo się cieszę! - podeszłam do Trish i mocno ją uścisnęłam.
-Muszę pójść jeszcze na casting, ale mówili, że to będzie tylko formalność! - dziewczyna nie mogła pohamować się z radości. Po chwili Austin także uścisnął przyjaciółkę - Wreszcie wiele godzin chodzenia za ludźmi i wciskanie im moich zdjęć oraz CV się opłaciły! - ćwierkała uradowana. Bardzo ucieszył mnie widok szczęśliwej i uśmiechniętej Trish. Od dawna czekała na taką okazję.
-A kiedy jest ten casting? - spytałam.
-Jutro - odpowiedział Dez.
-Dali mi fragment tekstu, który do jutra mam opanować - czarnowłosa posmutniała -Nie wiem tylko czy dam radę... - wyznała z powątpieniem.
-Dasz! Nie przejmuj się, pomożemy ci - blondyn uśmiechnął się do niej czule.
-No dokładnie. Chodź. Pójdziemy wszyscy do mnie i poćwiczymy tekst. Postaramy się, abyś wypadła jak najlepiej - pocałowałam ją policzek dodają jej otuchy. Trish spojrzała na mnie wdzięcznym wzrokiem i uroczo się uśmiechnęła.
Chwilę później byliśmy w drodzę do mojego domu. Szliśmy ciesząc się ze szczęścia naszej przyjaciółki. Idąc tak razem zapomnieliśmy o wszystkich naszych troskach i problemach. Byliśmy teraz częścią ruchliwego, ale rodzinnego nadmorskiego miasta. Dołączyliśmy do ślicznego obrazka, gdzie wszystko i wszyscy do siebie pasują.
---------------
Witajcie :*
Dziś wstawiam chyba najdłuższy rozdział dotychczas. Bardzo przyjemnie mi się go pisało, lecz nie dzieje się w nim nic ciekawego... :/ później powinno się więcej dziać, więc wybaczcie nudę.
Nie wiem czy zauważyliście, ale ja staram się szczegółowo opisywać historię bohaterów. Dlatego czasem robi się nudno, ponieważ opis wyprzedza akcję. Mam nadzieję, że doceniacie to, a nie potępiacie.
Nie wiem kiedy pojawi ię kolejny rozdział, ale im więcej komentarzy i wejść tym większa motywacja. A wiąże się to z szybszym napisaniem i wstawieniem moich wypocin ;)
Całuję ! :*