*oczami Ally*
Dokańczałam pakowanie swoich rzeczy. Wkładałam ciuchy, kosmetyki oraz resztki jedzenia do torby i czekałam na przyjaciół. Mieli mnie dziś odebrać ze szpitala. Po paru minutach przygotowań byłam już gotowa. Spojrzałam na zegarek. Była 14:47. Za niecały kwadrans Trish i Dez mają tu być. Czy będzie też Austin? Tego nie wiem, ale bardzo mnie to już nie interesuje. Usiadłam na łóżku i po prostu czekałam.
*oczami Austina*
-Dobra, to jedziemy po nią -zadecydowałem stojąc przed domem Trish. Wraz z przyjaciółmi rozmawialiśmy z Mikem. Brunet kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie.
-Tak, jedzcie. Lepiej się niespóźnić - powiedział. Przyjaciółka zamknęła drzwi domu i zwróciła się do nas:
-Kto prowadzi?
-Ja mogę - zaproponował Dez, a na to Trish tylko się skrzywiła - No co? - spytał zdziwiony widząc jej reakcje.
-Chyba boję się z tobą jechać - wyznała pół żartem pół serio. Rudzielec zrobił obrażoną minę.
-Niby dlaczego?
-Jeszcze nas pozabijasz - zaśmiałem się cicho pod nosem, a Trish mi zawtórowała.
-Dobra, jak chcecie - powiedział lekko urażony, wzruszył ramionami i skierował się w stronę mojego auta.
-Chyba wypadło na mnie - stwierdziłem uśmiechając się.
-To jedziemy - powiedziała czarnowłosa i zwróciła się do Mike'a - Damy ci znak co i jak, dobrze? - spytała, a brunet kiwnął głową. Trish podeszła do niego i ucałowała go w policzek - To dozobaczenia.
-Do zobaczenia - powiedział do niej, a później ja podszedłem do niego i się pożegnałem. Uścisnąłem jego dłoń, a następnie Mike poszedł do siebie do domu. Wraz z Trish ruszyliśmy do samochodu, w którym znajdował się już Dez. Czarnowłosa wskazała delikatnie i niezauważalnie skinieniem głowy rudzielca i mrugnęła do mnie. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zrozumiałem, że dziewczyna chce lekko zdenerwować chłopaka.
Zasiadłem za kierownicą, a przyjaciółka chciała usiąść obok mnie, lecz tam już siedział rudzielec. Czarnowłosa otworzyła drzwi pasażera i spojrzała z ukosa na chłopaka.
-No o co ci znowu chodzi? - spytał Dez podnosząc ręcę poddajc się. W jego głosie dało się wyczuć lekką irytację.
-Przesiądź się do tyłu - powiedziała z udawanym wyrzutem. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
-Niby czemu?
-Kobiety mają pierwszeństwo - powiedziała podnosząc lekko brwi do góry. Ja prawie wybuchnąłem śmiechem. Trish ewidentnie się z nim droczyła, ale przyjaciel brał to wszystko na poważnie.
-Ty chyba żartujesz? - spytał z lekką pogardą w głosie. Ona tylko patrzyła na niego twardym wzrokiem i nic nie mówiła. Dez oniemiał. Zdezorientowany spojrzał na mnie szukając wsparcia przyjaciele, jednak ja zrobiłem smutną minę.
-Ma racje. Jest kobietą - stwierdziłem, a rudzielec zrobił się czerwony ze złości. Zaczął odpinać pasy mówiąc:
-Dobra jak chcecie. Przesiądę się, bo jak widze wy macie problem z moją obecnością w tym miejscu...- powiedział i już chciał wysiąść, ale ja Trish nagle wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem. Przyjaciel nie nadal nie rozumiał o co nam chodzi.
-Hhahah my się z tobą tylko droczymy. Wcale nie chciałam, abyś się przesiadł - powiedziała rozbawiona Trish. Dez zmrużył jedynie oczy.
-No bardzo zabawne, ubaw po pachy... - powiedział sarkastycznie - Ale teraz to się odwalcie. Ja siadam z tyłu - powiedział i już miał wysiąść, ale czarnowłosa nie dała mu przejść. Ten tylko spojrzał na nią.
-Nie chciałam cię zdenerwować. Myślałam, że zrozumiesz żart - powiedziała już uspokojona.
-No to ci nie wyszedł - stwierdził lekko obrażony. Patrzyłem na nich w ciszy. Trish lekko się uśmiechnęła.
-Oj nie obrażaj się - zachichotała i dźgnęła rudzielca w bok swoim palcem. U niego pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Już się przestał gniewać - Nie gniewaj się, wszyscy cię kochamy - powiedziała, lekko się schyliła w stronę przyjaciela i ucałowała go w policzek. Tak, ucałowała go! Dez w pierwszym momencie nie wiedział o co chodzi. Czarnowłosa od razu zamknęła drzwi i ruszyła w stronę tylnich siedzeń. Rudzielec, korzystając z okazji, że Trish nas nie widzi, spojrzał na mnie zszokowany. Moja mina nie była lepsza. Malował się na niej grymas. Bo co to był za ruch? Co to za nagła bliskość między nimi? Chciałbym to wiedzieć, ale widząc jego minę stwierdziłem, że on mi nie pomoże w zrozumieniu tego.
-Co ona...? - wyszeptał zdziwiony. Zdążyłem tylko podnieść ramiona mówiąc: "Nie wiem". W tym momencie do auta wsiadła Trish.
-Jedźmy, bo się spóźnimy - zarządziła Trish, jednak nie zareagowałem na jej polecenie. Nadal próbowałem zrozumieć o co chodzi przyjaciółce. Dziewczyna lekko zirytowana moim wolnym tempem zaczęła mnie pośpieszać. Uruchomiłem, więc samochód i ruszyliśmy. Jednak pierwsze kilkanaście sekund przejechaliśmy w ciszy, ale po chwili wszystko wróciło do normy, gdy Dez zaczął świrować w aucie.
* * * * *
No świetnie, już jesteśmy spóźnieni, a nawet nie dotarliśmy na miejsce - narzekała Trish.
-Nie moja wina. Ten GPS wyprowadził nas na jakieś pole - wyznałem. A słowa przeze mnie wypowiedziane były dosłowne. Mój nawigator wywiózł nas gdzieś, gdzie ja nigdy w życiu nie byłem. Jechaliśmy właśnie małą szosą wśród drzew i pól uprawnych.
-Jak to się stało, że ze środka miasta dotarłeś TUTAJ?! - pytała rozgniewana czarnowłosa.
-Nie krzycz tak! - nakazał jej Dez - To jest droga na obrzeżu dzielnicy. Zawsze tu była i uwierz mi, że dało się tu wjechać.
-No widzisz.
-Nie obchodzi mnie to jak ci się udało tu dotrzeć geniuszu tylko to, dlaczego jesteśmy tu, a nie w szpitalu?! - czarnowłosa pytała podenerwowana. Na prawdę zależało jej na tym, aby dziś się nie spóźnić.
-Nie wiem, pewnie nawigator mi się popsuł - w jednej chwili zacząłem walić w niego dłonią nie spuszczając wzroku z drogi.
-To go napraw.
-Sama go napraw, ja prowadzę. Nie widzisz? - spytałem zirytowany.
-Powinieneś był to sprawdzić przed odjazdem! Przez ciebie się spóźnimy! - krzyknęła, a we mnie się, aż zagotowało.
-Przeze mnie? Nie zwalaj na mnie winy! Może gdybyś nie siedziała w łazience tyle ile tam byłaś to wyjechalibyśmy wcześniej! - wytykałem jej, ale co raz mniej skupiałem się na drodzę, lecz na dyskusji z przyjaciółką.
-I tak byś się zgubił, jeśli ten twój GPS jest zepsuty!
-ZAMKNIJCIE SIĘ! - wykrzyknął Dez cały zdenerwowany.
-Sam się zamknij idioto! - krzyknęła Trish.
-Jak ty mnie nazwałaś?! - spytał oburzony i wściekły.
-Idiotą! - powtórzyła Trish.
-Zamknijcie się! - próbowałem ich uspokoić.
-Sam się zamknij! - powiedzieli równocześnie. I dalej drążyli kłótnie. Mnie głowa zaczęła boleć od ich wrzasków. Myślałem, że nie wyrobię. Nagle odwróciłem się w stronę przyjaciółki.
-CICHO! Prowadze! - wykrzyknąłem i w jednej chwili usłyszałem dziwny trzask i poczułem jak tracę kontrolę nad autem, które nagle zaczęło się 'ślizgać' po jezdni.
*oczami Ally*
Była już 15:14 , a ich nadal nie było. Siedziałam podenerwowana na łóżku szpitalnym. Zaczęłam zastanawiać się czy przyjadą... Przyjadą. Na 100% będą. Tylko czemu ich nadal nie ma? Spóźniają się, ale jadą z Trish, więc nic dziwnego. Lecz mogli dać mi znać, że coś ich zatrzymało... Mimo dziwnych obaw i lekkiego smutku towarzyszącemu mi z powodu zaistniałej sytuacji, postanowiłam nadal po prostu czekać na przyjaciół.
*oczami Austina*
Jedyne co słyszałem to stłumiony krzyk Trish i Deza. Wszytko trwało chwilę. Czułem jakby to była jedna sekunda. Straciłem panowanie nad kierownicą po tym jak, zapewne, moja opona się przebiła. Wykonałem pare manewrów będąc wystraszony, ale zaskakująco opanowany. Po paru ruchach kierownicy udało mi się opanować samochód i zatrzymać go. Z wrażenia nie mogłem się ruszyć ani nic powiedzieć. Tak samo jak moi przyjaciele. Nagle poczułem na sobie wzrok przyjaciela. Spoglądał raz na mnie raz na przyjaciółkę i całą sytuację skomentował słowami:
-No... atrakcji nigdy za wiele, co? - spytał z lekkim uśmiechem próbując rozładować sytuację, mimo że chłopak nieźle się wystraszył. Spojrzałem na Trish, która nadal była w lekkim szoku. Spotkała się ze mną wzrokiem. W jednej chwili obydwoje uśmiechnęliśmy się i zaśmialiśmy ze stresu.
-Tak, to jest o wiele ciekawsza droga niż w środku miasta - wyznała z lekkim uśmiechem. Staraliśmy się uspokoić, ale to nie było takie łatwe, bo serce waliło nam jak oszalałe.
-Co to było...? - spytał już poważnie Dez. Spojrzałem na niego.
-Nie mam pojęcia... - wyznałem. Na pewno z opon zeszło powietrze, ale jak?- Musimy to sprawdzić.
Gdy to powiedziałem, odpiąłem pas i po prostu wyszedłem z auta. Spojrzałem na opony i tam zobaczyłem coś dziwnego - Ej, chodźcie tu - zawołałem przyjaciół, którzy po krótkiej chwili znaleźli się tuż obok mnie - Patrzcie - wskazałem na oponę, na której widać było jakieś kolce. Każda opona była przebita w ten sposób.
-Co to? - spytała Trish biorąc jeden w dłonie.
-To kolce. Z tego co widzę to każda opona jest tak przebita... Dziwne... - powiedziałem i zamyśliłem się na chwilę.
-Dobra. Tak czy siak musimy zadzwonić po pomoc, bo wątpie, że masz cztery zapasowe koła w bagażniku, oraz musimy skontaktować się z Ally i powiadomić ją, że trochę się spóźnimy - stwierdził Dez. Kiwnęliśmy głowami, a Trish sięgnęła po komórkę. Nagle trochę się zdziwiła i zdenerowała.
-Nie mam tu zasięgu - spojrzała na nas, a my sięgneliśmy po swoje telefony.
-Nie no to chyba jakiś żart! - krzyknąłem zdenerwowany i już miałem rzucić komórkę o ziemię, ale się powstrzymałem.
-Świetnie, jest 15:37 - powiedział podenerwowany Dez.
-Bosko, ona nas zabije - powiedziałem zrozpaczony i złapałem się za głowę. To nie tak miało być...
*oczami Ally*
15:46. Sprawdziłam telefon. Żadnych wiadomości ani połączeń. Po prostu nic. Postanowiłam do nich zadzwonić. Spróbowałam skontaktować się z Trish, lecz na marne, bo dziewczyna miała wyłączony telefon. Zadzwoniłam zatem do Deza. To samo. Coś mnie ścisnęło w gardle. Zapomnieli o mnie? Spóźniają się prawie całą godzinę. Ścisnęłam swój telefon w dłoniach z ogarniającego mnie smutku. Nagle pomyślałam o tym, aby zadzwonić do Austina. Jednak bardzo się wahałam. Chwilę mi zajęło zanim odważyłam się wybrać do niego numer. Po prostu pragnęłam dowiedzieć się czy blondyn pojechał z nimi. A jeśli tak to czemu się spóźniają. Nie powinnam do niego dzwonić skoro on nawet się mną nie przejmował. Jednak wybrałam do niego numer i czekałam na połączenie. Niestety usłyszałam tylko głos sekretarki. Każdy z nich ma wyłączony telefon. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Może o mnie zapomnieli? Jeśli tak to ich strata. Pod wpływem nagłego impulsu wybrałam numer jeszcze jednej osoby, do której mam zaufanie. Nie musiałam długo czekać, aby ta osoba odebrała.
-Cześć. Mam do ciebie prośbę, mógłbyś po mnie przyjechać do szpitala? Byłabym ci bardzo wdzięczna - powiedziałam do słuchawki.
-Jasne, będę za 15 minut - usłyszałam odpowiedź, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
*oczami Dallasa*
Prowadziłem właśnie samochód. Obok mnie siedziała dziewczyna.
-Muszę wysadzić cię tutaj - powiedziałem odkładając swój telefon na pulpit.
-Co? Przecież miałeś odwieść mnie do domu - powiedziała zdziwiona i trochę zderwowana. Spojrzała na mnie lekko gniewnym głosem.
-Wiem, ale muszę pojechać do szpitala - zrobiłem krótką pauzę podczas, której dziewczyna zaczęła być czerwona ze złości - Jadę odebrać Ally - dziewczyna, aż wypuściła powietrze. Była wkurzona.
-Przecież Austin, Dez i Trish mieli ją odebrać - przypomniała.
-Tak, ale musiałem zadbać o to, żebym ja to zrobił - uśmiechnąłem się chytrze i wskazałem skinieniem głowy na tylnie siedzenie. Ona odwróciła się i spojrzała w tamtą stronę. Na siedzeniu leżała instrukcja obsługi GPS oraz pas z kolcami.
-Co ty zrobiłeś? - spytała zaciekawiona z lekkim uśmiechem.
-Troszeczkę przestawiłem informacje i drogę w nawigatorze oraz zadbałem o to, aby ich wszystkie koła zostały przebite.
-To znaczy, że wywiozłeś ich na jakieś pole? - spytała zaintrygowana, a ja kiwnąłem głową - A tym długim pasem z kolcami przebiłeś ich opony?
-Dokładnie. Gdy ich samochód po nich przejechał nie mieli już szans - wyznałem nadal prowadząc auto.
-No to nieźle to sobie wymyśliłeś... Ale nadal nie rozumiem czemu Ally zadzwoniła po ciebie. Nie chciała na nich czekać, aż naprawią opony? - spytała zdezorientowana. -Nie mieli jak się z nią skontaktować.
-Jak to?
-Pewien koleś wisiał mi przysługę, a on pracuje w sklepie sieci komórkowych. On zadbał o to, aby Trish, Dez i Austin nie mieli zasięgu i możliwości wykonywania połączeń od godziny 15 - powiedziałem i zaparkowałem samochód przy parku, który znajdował się w miare niedaleko od domu dziewczyny.
-Czyli to wszystko już od dawna sobie planowałeś? - upewniła się.
-Od wczoraj.
-Jaki jest w tym cel? - spytała, a ja spojrzałem głęboko w jej oczy.
-Aby to wszystko mogło się skończyć, a my moglibyśmy być w końcu razem, nie ukrywając się - wyznałem, a na jej twarzy zauważyłem uśmiech. Delikatnie mnie pocałowała w usta.
-Lecę. Powodzenia - powiedziała z uśmiechem. Ja odwzajemniłem jej gest, a ona opuściła moje auto, abym ja mógł wykonać mój mały plan.
--------------
Siemka!! :*
Wybaczcie, że wczoraj nie wstawiłam, ale nie miałam internetu :(
Mówcie jak rozdział się podobał. Licze na wasze komentarze!!!!!
Całuję! :3