środa, 12 czerwca 2013

XII Rozdział

* oczami Ally*
Stałam jak wryta. Czy ja się nie przesłyszałam? Dobrze zrozumiałam słowa, które przed chwilą wypowiedział? Miałam oczy szeroko otwarte ze zdziwienia i przerażenia. Nigdy by mi do głowy nie wpadła taka myśl, którą mogłabym wykorzystać przeciw drugiej osobie.
-Co ty wygadujesz? - spytałam cicho. Byłam w takim szoku , że nie potrafiłam głośniej. Dallas ciągle chytrze się uśmiechał - Chyba żartujesz! - powiedziałam już głośniej. Brunet patrzył na mnie, po czym lekko pokręcił głową.
-Nie. Mówię poważnie. Śmiertelnie poważnie - ostatnie zdanie mocno podkreślił. Jakby zrobił to specjalnie. Nie, na pewno zrobił to specjalnie. Nie mogłam w to uwierzyć. W ciągu kilku godzin mój świat wywrócił się do góry nogami. Jeszcze niedawno wszystko było w porządku. Nikomu nic nie zagrażało. Jedynie ja byłam dręczona tajemniczymi wiadomościami. Tylko ja. A teraz? Każdy mój ruch i zachowanie ma wpływ na moich przyjaciół. Na ich życie. Przy mnie nie mogą się czuć bezpiecznie. Dla ich dobra mogłabym zrobić co Dallas chce. Dla ich szczęścia... Ale z drugiej strony to tym sposobem także ich zranie. Wniosek jest prosty - nie ma dobrego rozwiązania. W głowie miałam mętlik. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak ktoś ucierpi. Wolałabym, abym to była ja, a nie moi przyjaciele. Szczególnie Austin. Nie mogę zranić osobę, którą tak szczerze kocham. Mówi się, że miłość wszystko przetrwa. Miejmy nadzieję, bo nie pozwolę, aby ktoś kierował moim życiem. Nikomu. A już na pewno nie Dallasowi.
-Nigdy w życiu tego nie zrobię - wypowiedziałam to z zaciśniętymi zębami patrząc mu prosto w twarz. Brunet chyba nie spodziewał się tej odpowiedzi, bo widać było jak narasta w nim złość. Złość spowodowana brakiem władzy nad człowiekiem. To mu się nie podobało.
-Jak chcesz. Ale to nie wpłynie dobrze na ciebie ani na twoich bliskich - moje serce zaczęło szybciej bić - Ale propozycja nadal jest aktualna. Zawsze masz wyjście. Wyjście, które może kogoś ocalić - brunet uniósł lekko jedną brew do góry, a potem chytrze się uśmiechnął. Miałam dziwną ochotę go walnąć w tą zadowoloną twarz. Poczułam jak narasta we mnie złość i jak mój strach oraz przerażenie przeradzają się w ogromną wściekłość. Zebrałam w sobie moje ostatki sił i mocno go od siebie odepchnęłam uwalniając się od niego.
-Jesteś nienormalny! - krzyknęłam oddalając się od bruneta na tyle daleko, aby nie mógł mnie dotknąć. Widziałam jaką chłopak miał zdezorientowaną minę, ale szybko znów wrogość pojawiła się na jego twarzy.
-Nie waż się nikomu o tym mówić,  bo nie skończy się to dla ciebie dobrze. Nie ma żadnych smsów. A ja jestem twoim najlepszym przyjacielem. Zrozumiałaś? - stał trzy kroki ode mnie, ale nadal był blisko mnie. Widziałam jak unosi lekko brwi do góry czekając na odpowiedź. Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego. Dlatego po prostu kiwnęłam lekko głową. Patrzyłam w jego oczy z urazą i bólem. Na prawdę mu zaufałam... - I jeszcze jedno - zrobił krok w moją stronę - Myślsz, że to ja spowodowałem ten wypadek, prawda? - spytał się mnie powoli podchodząc do mnie bliżej. Patrzyłam na niego, a moja mina mówiła: "Tak" - A jak mógłbym to zrobić? Jeżeli w chwili wypadku byłem tuż obok ciebie? - wyszeptał mi do ucha swoje pytanie. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy zrozumiałam, że nie wiem co powiedzieć. To prawda. On nie mógłby tego zrobić. Ale przyznał się do wysyłania tych smsów. Ale co to oznacza? Że ktoś mu pomaga? Niewykluczone, inaczej by o tym nie wspomniał. Już chciałam to jakoś skomentować, gdy nieoczekiwanie zza moich pleców pojawili się przyjaciele.
-Już jesteśmy - poinformawała nas Han.
-Były jakieś wieści od lekarza? - spytała Trish.
-Nie - odpowiedział Dallas do nich. Był świetnym aktorem, ponieważ zachowywał się jakby nic między nami nie było. Jakby nie było rozmowy.
-Ally, proszę. Oto twoja herbata - usłyszałam głos Deza zza moich pleców. Odwróciłam się w jego kierunku. Zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie ciepło. Odwzajemniłam jego gest i wzięłam od niego herbatę. Upiłam jeden łyk i stwierdziłam, że bardzo mi smakuje.
-Dziękuję - powiedziałam do przyjaciela i usiadłam na krześle.
Siedzieliśmy i czekaliśmy na wieści od lekarza przez jakieś 30 minut. Chociaż myśleliśmy, iż trwało to o wiele dłużej. Nagle, w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, koło nas zjawił się lekarz. Na widok tego specjalisty od razu podniosłam się z krzesła i podbiegłam do niego.
-Co z Austinem doktorze? - spytałam z niepokojem w głosie.
-Czy państwo są rodziną Austina Moona? - spytał nas doktor. Nagle na mojej twarzy pojawił się smutek.
-Nie. Nie jesteśmy - powiedziała z pochmurną miną Trish.
-To w takim razie nie mogę państwu udzielić żadnych informacji - doktor zrobił krok do tyłu gotów do odejścia, lecz powstrzymał go głos Deza.
-Ale to jest nasz przyjaciel! Jest dla nas jak brat! - powiedział to zawzięcie. Postanowił walczyć.
-Rozumiem, ale to nie jest powó....
-Ale to właśnie jest powód, aby nam pan to powiedział Zależy nam na nim! -zawtórowała rudzielcowi Trish. Widziałam jak do jej oczu napływają łzy.
-Dokłanie! Musi nam to powiedzieć - powiedziała ze smutkiem w głosie Han. Widząc ich reakcje zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Musimy wiedzieć - dołączył się Dallas. Spojrzałam się na niego. Na jego twarzy malowało się zmartwienie. Nie mogłam uwierzyć w to jak dobrze odgrywał swoją rolę. Życiową rolę.
-Nie wytrzymam dłużej w niewiedzy - usłyszałam swój głos - Muszę się dowiedzieć co mu jest - zrobiłam krok w strone lekarza, a z oczu popłynęła mi łza - Muszę się dowiedzieć czy wszystko z nim dobrze. On jest dla mnie wszystkim. Nie mogę dłużej czekać, bo tego nie przeżyje. Czy potrafiłby pan czekać na wieści o osobie, która tak wiele dla pana znaczy? - spytałam go patrząc mu w oczy. Policzki miałam mokre od płynących po nich łez. Lekarz spoglądał na mnie długą chwilę. Widziałam jak się waha i szuka odpowiedniej odpowiedzi. Jednak nic nie powiedział, lecz ciężko westchnął widząc moje spojrzenie.
-Stan Austina Moona jest stabilny - powiedział, a my wszyscy nagle odetchnęliśmy z ulgą - Ma złamane dwa żebra, stłuczoną wątrobę oraz jest bardzo poobijany. Także mieliśmy podejrzenia co do wstrząsu mózgu. Okazało się, że pacjent miał lekki wstrząs, ale nie wpływa on na jego życie. Zbyt wiele powiedziałem. A teraz przepraszam - lekarz kiwnął głową na pożegnanie i już miał odejść, gdy powiedziałam:
-Panie doktorze, bardzo panu dziękuję - mój głos był ciepły i przepełniony radością. Austinowi nic nie grozi! Lekarz lekko kiwnął do mnie głową mając minę jakby mówił "Nie ma za co". Wiem, że dla nas złamał przepisy. Nie każdy by tak zrobił. Doktor już odchodził, gdy nagle się odwrócił mówiąc:
-Pacjent miał wielkie szczęście, ponieważ gdyby leżał pod tym rusztowaniem jedynie metr dalej mogłoby się to skończyć tragicznie- spojrzałam na dorosłego mężczyznę. Otworzyłam szerzej oczy. Tylko metr... Od tragedii dzielił go tylko jeden krok. Jeden. Gdyby stał w innyn miejscu wszystko skończyłoby się inaczej. Moje ciało ogarnęła nagle złość. Dallas! To jego wina. Nie obchodzi mnie jak to zrobił, ale to na pewno on. Ale... on tego nie mógł zrobić. Miałam mętlik w głowie. Zamknęłam oczy. Z oczu popłynęły mi łzy. Zacisnęłam mocno pięści i odwróciłam lekko głowę w stronę Dallasa. Brunet na mnie patrzył. Miałam wrażenie, że wiedział, iż pragnę rzucić się na niego i go udusić. Ale opamiętałam się, gdy zobaczyłam w jego oczach tak jakby ostrzeżenie, przypomnienie o naszej tajemnicy. Tajemnicy, od której zależy wszystko.
-Możemy się z nim zobaczyć? - spytała Trish z nadzieją. Mężczyzna spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
-Oczywiście, proszę za mną - powiedział i wskazał ręką kierunek drogi. Wszyscy za nim podążyliśmy. Szliśmy długimi i wąskimi korytarzami. Ja podążałam za resztą. Postanowiłam iść na końcu, ponieważ musiałam się przygotować na spotkanie z Austinem. Muszę zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z dzisiejszego dnia. O wszystkich rozmowach. O wszystkim. I przypomnieć sobie najlepsze chwile z blondynem. Muszę być silna. Dla niego.
W końcu doszliśmy do sali, w której przebywał Austin. Pierwszy wszedł Dez, potem Trish, następnie Hannah i na końcu Dallas. Ja się chwilę wstrzymywałam z wejściem do pomieszczenia, ale w końcu odważyłam się i przekroczyłam próg drzwi. Weszłam po cichu i spojrzałam na leżącego Austina na łóżku. Widziałam jak przyjaciele witają zmęczonego, lecz w pełni świadomego blondyna. Uśmiechał się. Od razu zrobiło mi się lepiej. Chłopak nie zauważył jak weszłam, dlatego mogłam w spokoju obserwować całą tą scenę. Słyszałam ich rozmowy.
-Jak się czujesz stary? - spytał Dez klepiąc przyjaciela po ramieniu. Ten jęknął cicho z bólu. Rudzielec to zobaczył i szybko przeprosił.
-Nie ma sprawy. Wszystko mnie boli i  czuję jak każdy ruch sprawia mi ból, ale to nie ma wielkiego znaczenia - wyznał uśmiechając się do nas.
-Najważniejsze jest to, że żyjesz i nic poważnego ci się nie stało - powiedziała do niego Han uśmiechając się czule. Austin odwzajmnił gest, ale po chwili spochmurniał.
-A Ally nie ma? - spytał ze smutkiem. Nikt się nie odezwał, bo nagle zorientowali się, że mnie z nimi nie ma. Stałam za ich plecami.
-Oczywiście, że jestem - powiedziałam z cicho, ale czule. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja podeszłam do łóżka blondyna. Chłopak uśmiechnął się szeroko na mój widok. Odwzajemniłam jego gest. Poczułam jak po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia - Austin... - usiadłam obok jego łóżka i ujęłam jego dłoń w swoją - Tak się o ciebie bałam - łzy płynęły mi strumieniami.
-Ale już wszystko jest dobrze - powiedział ściskając moją dłoń.
-My musimy na chwilę wyjść - powiedziała Trish po czym wszystkich skierowała do wyjścia dając nam chwilę prywatności. Siedziałam tak z blondynem i wpatrywałam się w niego. Austin ujął moją twarz delikatnie dłonią.
-Już wszystko jest dobrze. Nic się nie stało. Już jestem z tobą i nigdzie się stąd nie ruszę. Choć nie wiem co się stanie - powiedział szczerze patrząc głęboko w moje oczy. Patrzyłam na jego świerze rany i siniaki, które były na całym ciele. Na jego policzku przylepiony był plaster, który już zdążył przesiąknąć krwią. Ale mimo tych wszelkich obrażeń jego oczy nadal miały ten swój dawny blask. Blask świadczący o tym, że Austin tak na prawdę nie ucierpiał.
-Razem, pomimo wszystko - powiedziałam szczerze, choć gdzieś w głębi duszy nie byłam wcale tego taka pewna tych słów.

--------------
Siemka! :*
Wybaczcie, że nie wstawiałam ostatnio opowiadania, ale byłam z klasą na wycieczce klasowej przez ostatnie 3 dni i nie miałam czasu po prostu -.-
A jak wam się podoba rozdział? Uważam, że się nie dość przyłożyłam, ale pisałam szybko na tym wyjezdzie, aby wstawić jak najszybciej ;) Piszcie co o nim myślicie i do usłyszenia!
Miłego wieczoru! :*

8 komentarzy:

  1. Uff...wszystko jest okej.
    Jak ja uwielbiał to opowiadanie, potrafisz wzbudzić emocje.
    Rozdział jest super. Jak już mówiłam uwielbiał tego bloga. Z niecierpliwością czekam na kolejny =>

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, jak ja koffam to Twoje opowiadanie <3
    Nie mogę się doczekać nexta :)
    ~JulkaXD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny. Czekam na następną notkę z niecierpliwością. Potrafisz wywołać w człowieku skrajne emocje, co naprawdę jest świetne. Masz talent. Ciepło pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny, cudowny...zajebisty rozdział!
    Jak ja się cieszę, że Austin żyje o.o
    Nienawidzę Dallas -.- Wolałabym, zęby to on teraz leżał na łóżku szpitalnym ._.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :3
    ~Twoja wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  5. wow świetny *___*
    nienawidzę tego Dallasa -.- gdybyś go mogła zabić ! -____-
    Ally mogła mu przywalić -,- ale jestem złaaa
    Chcę szybciutko kolejny :<
    Czekam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty to masz talent kochana...
    A co do rozdziału jest Fantastyczny, zresztą jak zwykle. :)

    OdpowiedzUsuń