czwartek, 27 czerwca 2013

XIV Rozdział

*oczami Ally*
Jasne światło poranka przedostało się przez okno oślepiając przy tym moją twarz. Niespodziewanie moje powieki się otworzyły. Po wyczerpującej nocy były one ociężałe. Długo nie mogłam wczoraj zasnąć. Większość czasu spędziłam na rozmyślaniu i płakaniu. Nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieję się na prawdę...
Podniosłam lekko głowę z mojej poduszki i rozejrzałam się beznamiętnym wzrokiem po pokoju. Miałam okropny bałagan, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie dzisiaj. Usiadłam na łóżku i przetarłam swoje oczy. Przeczesałam swoje brudne włosy i zeszłam ze swojego łoża. Podeszłam do lustra i ujrzałam jakąś zjawę. Nie dało się tego nazwać człowiekiem. Podkrążone i spuchnięte oczy, czerwony nos i policzki oraz pusty wzrok - te wszystkie rzeczy sprawiły, że nie potrafiłam znaleźć mojego odbicia w obrazie tej osoby.
Bez wzruszenia wyszłam z pokoju kierując się na dół do kuchni. Po drodze jednak zajrzałam do sypialni taty. Nie było go. Postanowiłam zobaczyć czy nie jest w swoim gabinecie, ale tam też go nie znalazłam. Trochę mnie to zdziwiło, ale po chwili przypomniałam sobie, że mój tata zapewne poszedł już do sklepu, teraz była jego zmiana. Wzruszyłam tylko ramionami i skierowałam się na dół. Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej truskawki. Umyłam je i oderwałam z nich przypółki. Z misy, która stała na parapecie wzięłam banana i obrałam go. Wszystkie owoce pokroiłam na desce w plasterki. Następnie wzięłam świerze naleśniki, które tata dziś rano mi usmarzył. Posmarowałam je nutellą, a później dodałam owoce. Zrobiłam sobie takie trzy naleśniki. Odstawiłam talerz na stół, bo postanowiłam najpierw posprzątać w kuchni to co nabrudziłam. Zajęło mi to tylko chwilę. Usiadłam przy stole i uśmiechnęłam się lekko. To pierwsza miła rzecz, która mi się od wczoraj przydarzyła. I oby nie ostatnia. I wtem przypomniało mi się co się stało poprzedniego dnia. Załamałam ręcę z bezsilności i oparłam o nie moją twarz. Z oczu popłynęła mi pojedyńcza łza. Siedziałam tak chwilę nie mając siły się ruszyć.
Nagle usłyszałam jak dzwoni dzwonek do drzwi. Westchnęłam ciężko i odeszłam od stołu. Wolno kroczyłam w stronę wejścia do domu, mimo coraz częstszego dzwonienia. Uznałam, że ktoś musi być bardzo niecierpliwy skoro tak się dobija. Doszłam do drzwi i bez zastanowienia je otworzyłam. Na początku nie zwróciłam uwagi na to, kto stał po drugiej stronie. Jednak po chwili zrozumiałam kto stoi tuż przede mną z ogromnym bukietem kwiatów. Moja twarz od razu się rozpromieniła, a serce zaczęło szybciej bić z radości. Momentalnie wszystkie moje zmartwienia z poprzedniej nocy zniknęły. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech, gdy ujrzałam te znajome i piękne białe ząbki.
-Austin! - zawołałam i bez zastanowienia wskoczyłam na blondyna. Chłopak trochę się zdziwił, ale pozytywnie, bo szczerze się zaśmiał.
-Witaj - szepnął mi do ucha, gdy się do niego wtulałam.
-Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w szpitalu? - zapytałam zdziwiona odrywając się od niego. Blondyn tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.
-Wypuścili mnie dzisiaj. Stwierdzili, że jestem już na tyle sprawny, aby sam o siebie dbać. Nie miałem zamiaru się z nimi spierać - w tym momencie chłopak do mnie mrugnął. W środku szalałam ze szczęścia, lecz na zewnątrz starałam się tego tak bardzo nie okazywać. Jednak i tak musiałam przytulić Austina. Chłopak odwzajemnił uścisk.
-Tak się cieszę, że już stamtąd wyszedłeś - powiedziałam patrząc na niego będąc nadal wtulona w jego ramionach.
-Ja tak samo - blondyn uśmiechnął się szczerze - Byłbym zapomniał - nagle lekko się ode mnie odsunął - Proszę, to dla ciebie - powiedział wręczają mi bukiet piwonii. To piękne kwiaty, które w tym momencie bardzo mnie oczarowały. Nie ukryłam zaskoczenia.
-Z jakiej to okazji? - spytałam zdziwiona. Na prawdę nie miałam pojęcia, dlaczego kupił mi te kwiaty.
-Czy zawsze musi być okazja? - spytał niewinnie. Podniosłam lewą brew niedowierzając mu i czekając na prawdziwą odpowiedź. Austin ciężko westchnął. Wiedział, że u mnie to nie przejdzie - To w podziękowaniu. Za to, że jesteś najlepszą i najukochańszą dziewczyną na świecie, która zajmowała się mną w tych trudnych chwilach - wyznał. Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam całując go w policzek - Wchodź do środka - pociągnęłam go za sobą wchodząc do domu. Zamknęłam drzwi i pomaszerowałam do kuchni. Blondyn podążył za mną. Wyjęłam z szafki wazon, nalałam do niego wody, wstawiłam tam kwiaty i ustawiłam je na stole. Austin usiadł przy nim i wskazał na mój talerz z naleśnikami.
-Widzę, że na mnie czekałaś - zażartował blondyn i cicho się zaśmiał. Ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
-Chcesz? Mogę ci zrobić - zaproponowałam.
-Bardzo chętnie. Nawet nie wiesz jakie obrzydliwe jedzenie podają w szpitalu - chłopak wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtych posiłków. Widząc jego minę bez wachania zaczęłam robić mu śniadanie.
Po paru minutach położyłam przed Austinem talerz z czterema naleśnikami, indentycznych do moich. Usiadłam przy stole obok blondyna i zaczęliśmy jeść. Czułam na sobie wzrok chłopaka, gdy jadłam posiłek. W końcu podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w brązowe oczy blondyna, które były skierowane we mnie.
-No o co chodzi? - spytałam zirytowana jego postępowaniem. Ten tylko przyjrzał mi się uważniej marszcząc brwi.
-Czy ty płakałaś? - spytał podejrzliwie. Na to pytanie otworzyłam lekko usta, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
-Niby czemu tak myślisz?
-Bo masz czerwone i podkrążone oczy. I w ogóle wyglądasz jakbyś płakała... - powiedział odkładając sztućce na talerz. Podniosłam brwi do góry ze zdziwienia. Zauważył to? No jasne... Przecież wyglądam okropnie. Chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. Ten czas wypełniłam zakładając kosmyk włosów za ucho.
-No bo... Kto nie oglądając "Titanica" i "Uwierz w ducha" nie uroniłby ani jednej łzy? - uśmiechnęłam się uroczo i od razu odwróciłam wzrok od Austina. W duchu modliłam się, aby nie pytał o nic więcej. Błagam, błagam... Tymczasem blondyn patrzył na mnie przez chwilę, ale potem spuścił swój wzrok i westchnął.
-No nie wiem. Na pewno ty - spojrzałam na niego. Uśmiechał sie do mnie. Odwzajemniłam jego gest.
-Smakowało? - spytałam zmieniając temat.
-Bardzo. Dziękuję. Po tygodniu spędzonym w szpitalu nie wierzyłem, że jedzenie może sprawiać mi tak ogromną przyjemność - zaśmiałam się cicho słysząc jego słowa.
-Nie pochlebiaj mi tak, bo jeszcze stanę się zadufaną w sobie Ally - mrugnęłam do niego zbierając naczynia. Podeszłam do zlewu i zaczęłam zmywać. Austin podążył za mną.
-Nie pozwoliłbym na to. Nigdy - podszedł do mnie od tyłu. Czułam jego oddech na mojej szyji - No co ty wyrabiasz? To nie tak się powinno robić - wskazał dłonią na zmywane przeze mnie naczynia. Trochę się zdziwiłam o co mu chodzi - Pozwól, że ci pokaże - Austin stanął za mną i ujął moje dłonie w swoje. Wziął te talerze oraz gąbkę , a później zaczął prowadzić moją dłoń w taki sposób w jaki, jego zdaniem, powinno się zmywać - Widzisz? Delikatne, ale zdecydowane ruchy - wyszeptał mi do ucha, a powietrze z jego ust delikatnie muskały moją szyję. Ciarki przeszły mi po całym ciele, ale to było przyjemne.
Owróciłam lekko głowę w stronę Austina i tam napotkałam jego ciepły wzrok. Patrzył na mnie wyczekująco, jakby wiedział co mam ochotę zrobić. W jednej chwili odwróciłam się do niego przodem, zarzuciłam swoje ramiona na jego szyję i wbiłam swoje usta w jego. Nasze wargi połączyły się w długim i namiętnym pocałunku. Trwał on, aż do chwili, gdy zabrakło nam powietrza w płucach. W pewnym momencie oderwaliśmy się od siebie. Poczułam na swoich plecach i biodrach mokre ręcę Austina. Spojrzałam w jego oczy, piękne i hipnotyzujące brązowe oczy, a wtedy on zaczął mnie całować. Oparł mnie lekko o zlew i wbił swe usta w moje. Moje mokre ręcę wędrowały po jego ramionach i plecach. Po paru długich, ale nadzwyczaj przyjemnych sekundach oderwaliśmy się od siebie pragnąc zaczerpnąć powietrza. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy blondyn oparł swoje czoło o moje.
-Brakowało mi ciebie - szepnął gładząc delikatnie swoją dłonią moje ramię. Uśmiechnęłam się pod nosem i przygryzłam wargę. Zdałam sobie sprawę, że od ponad tygodnia nie byłam z Austinem tak blisko. Dotarło do mnie, że ja też się za nim stęskniłam, za jego dotykiem i szeptem...
-Mnie ciebie również - wyznałam szczerze i delikatnie wtuliłam się w chłopaka. Objął mnie swoimi muskularnymi ramionami, a ja znów poczułam się jak dawniej. Bezpiecznie. Brakowało mi poczucia, że z Austinem nic mi się nie stanie. Ta aura bezpieczeństwa dawno zniknęła wraz z pojawieniem się smsów, które pokazały mi, iż mogę liczyć tylko na siebie. Właśnie, smsy... Dawno nie przychodziły, chyba od wypadku. Nie było to powodem do szczęścia, bo w każdej chwili mogły się znów pojawić.
Po dłuższej chwili uścisku lekko odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy.
-No, to ty tu pozmywaj, a ja pójdę na górę się przyszykować - powiedziałam to odchodząc od niego w stronę schodów.
-Co? Po co? - spytał zdezorientowany i trochę zdziwiony takim zwrotem akcji. Odwróciłam się w jego strone stojąc już na czwartym schodku.
-Zanim tu przyszedłeś byłam umówiona na spotkanie. Niezależnie od tego czy tu jesteś czy nie, to wychodzę - powiedziałam uśmiechając się lekko. Zaczęłam się z nim drażnić.
-Jakie spotkanie? Z kim? -  dopytywał zdziwiony.
-Z Trish i Dezem - powiedziałam jakby to było oczywiste i zaczęłam znowu wchodzić po schodach.
-Ally poczekaj! - zawołał za mną. Na jego słowa teatralnie odwróciłam się w jego stronę.
-Tak? - spytałam przeciągając trochę literę "a".
-A co ze mną? - zapytał podchodząc do schodów. Był na prawdę zdezorientowany. Chyba nadal nie załapał, że się z nim droczę. Położyłam palec na brodzie i udawałam, że się głęboko zastanawiam.
-No cóż... Z tego względu, że do mnie przyszedłeś i nie masz co ze sobą zrobić to chyba mogę zabrać cię na doczepkę. Jako taki dodatek - Austin otworzył lekko usta ze zdumienia - No, a teraz idź zmywaj - powiedziałam, uśmiechnęłam się lekko, odwróciłam na pięcie i pobiegłam na górę. Blondyn chwilę stał w osłupieniu, po czym uśmiechnł się pod nosem i zaśmiał z zadowolenia. W końcu, z rozbawienia, zaczął się zastanawiać z kim ma doczynienia i z kim się umawia.
* * * * *
Szłam z Austinem za rękę zmierzając na spotkanie z przyjaciółmi. Idąc drogą pełną ludzi podziwiałam uroki miasta. Mieszkam tu od urodzenia, a i tak to miejsce ciągle mnie zaskakuje. Kocham tą swojskość. Ludzie, którzy witają się z innymi przy małych sklepikach. Dzieci bawiące się przy dużej i nowoczesnej fontannie. Liczne stoiska z watą cukrową czy popcornem. Te wszystkie szczegóły pozornie nie pasują na do ruchliwego nadmorskiego miasta. A jednak. Tu wszystko do siebie pasuje. Tu wszyscy do siebie pasują.
Szliśmy tak beztrosko, nie zważając na nic. W pewnym momencie, na końcu ulicy, zauważyliśmy naszych przyjaciół. Między nimi działo się coś dziwnego, wprost do nich nie podobnego. Austin lekko szturchnął moje ramię i wskazał na nich palcem.
-Widzisz ich tam? - kiwnęłam głową - Czy ja dobrze widzę czy oni się przytulają? - spytał trochę zdezorientowany. Faktycznie. Przytulali się.
-Tak. Chyba tak - powiedziałam z udawanym niesmakiem.
-Ej! A może oni coś ten tego, co? - blondyn zrobił tzw. brewki i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Ja tylko wybuchnęłam śmiechem.
-Oni? Przecież oni się nie lubią. Na pewno jest jakieś wytłumaczenie - stwierdziłam rzeczowo.
-Nigdy nie wiesz. To tak jak między nami. Niby nic, a jednak coś było - powiedział. Miał w tym trochę racji.
-Ale oni się niecierpią. Coś się musiało wydarzyć - stałam przy swoim.
-No tak, ale nie uważasz, że to jak sobie dokuczają okazują sobie swoją sympatię? Pamiętaj, kto się czubi ten się lubi - powiedział Austin wiedząc, że ma rację. Był pewny tego, że mimo tych dokuczliwych żartów oni na prawdę się lubią.
-Prawda. Ale chyba nie do tego stopnia, aby się ściskać... - stwierdziłam z powątpieniem.
-Nie wiem... Ale śmiesznie byłoby gdyby zostaliby parą - blondyn zachichotał. Na samą myśl o tym wybuchnęłam śmiechem. Nie wyobrażam sobie, aby tak kiedykolwiek było. Podeszliśmy śmiejąc się tak do przyjaciół. Oni spoglądali na nas z podejrzaną miną.
-Z czego się śmiejecie? - spytał nas ciekawy Dez. Gdy chłopak zadał to pytanie trochę się uspokoiliśmy.
-Po prostu Ally powiedziała jakiś słaby żart. - skłamał Austin. Za te słowa dostał kuksańca w bok. Blondyn lekko się zgiął. Chyba trafiłam go w jakiegoś siniaka, bo go to zabolało. Ale nie zamierzałam go przepraszać. Miał za swoje.
-No to wszystko wyjaśnia! - powiedział Dez i pokiwał ze zrozumieniem głową. Popatrzyłam na niego złowrogim wzrokiem mówiącym sarkastycznie: dziękuję ci za tak delikatną opinię.
-Austin! Czekaj czekaj, to ty nie w szpitalu? - spytała podejrzliwie Trish. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział:
-Wypisali mnie. A coś się stało? - spytał pokazując palcem na rudzielca i czarnowłosą. Oni spojrzeli po sobie nie rozumiejąc o co chodzi Austinowi.
-Widzieliśmy jak się ściskaliście... - wytłumaczyłam im widząc ich miny. Przyjaciele nagle zrozumieli o co nam chodziło, a Trish od razu odsunęła się od Deza.
-To nie tak jak myślicie! - broniła się. Na te słowa, ja wraz z Austinem, wybuchnęliśmy śmiechem. Jej mina była bezcenna.
-A o czym my myśleliśmy? - spytał Austin jakby nie wiedział o co chodzi czarnowłosej.
-Nie no. Serio. Po prostu stało się coś niesamowitego i musiałam kogoś przytulić ze szczęścia. A, że akurat Dez był w pobliżu to już nie moja wina - wyjaśniła przyjaciółka.
-No jasne jasne. Tłumacz się - mrugnęłam porozumiewawczo do czarnowłosej.
-Na prawdę. Trish dostała propozycję roli w jakimś filmie. A ta rola ma być jedną z tych ważniejszych - wyjawił spokojnie Dez tłumacząc nam wszystko. Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
-Na prawdę? - Austin wolał się upewnić.
-Tak! - pisnęła ze szczęścia przyjaciółka.
-To niesamowite! Bardzo się cieszę! - podeszłam do Trish i mocno ją uścisnęłam.
-Muszę pójść jeszcze na casting, ale mówili, że to będzie tylko formalność! - dziewczyna nie mogła pohamować się z radości. Po chwili Austin także uścisnął przyjaciółkę - Wreszcie wiele godzin chodzenia za ludźmi i wciskanie im moich zdjęć oraz CV się opłaciły! - ćwierkała uradowana. Bardzo ucieszył mnie widok szczęśliwej i uśmiechniętej Trish. Od dawna czekała na taką okazję.
-A kiedy jest ten casting? - spytałam.
-Jutro - odpowiedział Dez.
-Dali mi fragment tekstu, który do jutra mam opanować - czarnowłosa posmutniała -Nie wiem tylko czy dam radę... - wyznała z powątpieniem.
-Dasz! Nie przejmuj się, pomożemy ci - blondyn uśmiechnął się do niej czule.
-No dokładnie. Chodź. Pójdziemy wszyscy do mnie i poćwiczymy tekst. Postaramy się, abyś wypadła jak najlepiej - pocałowałam ją policzek dodają jej otuchy. Trish spojrzała na mnie wdzięcznym wzrokiem i uroczo się  uśmiechnęła.
Chwilę później byliśmy w drodzę do mojego domu. Szliśmy ciesząc się ze szczęścia naszej przyjaciółki. Idąc tak razem zapomnieliśmy o wszystkich naszych troskach i problemach. Byliśmy teraz częścią ruchliwego, ale rodzinnego nadmorskiego miasta. Dołączyliśmy do ślicznego obrazka, gdzie wszystko i wszyscy do siebie pasują.

---------------
Witajcie :*
Dziś wstawiam chyba najdłuższy rozdział dotychczas. Bardzo przyjemnie mi się go pisało, lecz nie dzieje się w nim nic ciekawego... :/ później powinno się więcej dziać, więc wybaczcie nudę.
Nie wiem czy zauważyliście, ale ja staram się szczegółowo opisywać historię bohaterów. Dlatego czasem robi się nudno, ponieważ opis wyprzedza akcję. Mam nadzieję, że doceniacie to, a nie potępiacie.
Nie wiem kiedy pojawi ię kolejny rozdział, ale im więcej komentarzy i wejść tym większa motywacja. A wiąże się to z szybszym napisaniem i wstawieniem moich wypocin ;)
Całuję ! :*

niedziela, 23 czerwca 2013

XIII Rozdział

*oczami Ally*
Minął prawie tydzień od tego wypadku. Austin nadal leży w szpitalu, ale już niedługo mają go puścić do domu, gdzie będzie musiał odpoczywać dzień i noc. Odwiedzam blondyna bardzo często, ponieważ tata zastępuje mnie w sklepie. Mój ojciec wie jak bardzo przeżywam tą całą sytuacje, więc stara się mnie trochę odciążyć od pracy. Ja sama zdaję sobie sprawę z tego, że gdy on mnie choć trochę odciąża to ja obarczam go kolejnymi problemami. Będę musiała się kiedyś mu odwdzięczyć.
Ostatnio jestem nieprzytomna. Nic nie jest tak jakbym chciała. Austin leży w szpitalu, przyjaciele są nieświadomi całej sytuacji, a ja czuję się jak więzień. Więzień swojego życia. Nie mogę nic nikomu powiedzieć, bo Dallas ruszy do ataku. A tak bardzo potrzebuję pomocy... Jednak jestem zdana na siebie i to moje decyzje decydują o życiu moich bliskich. Ta świadomość jest okropna. Gdyby każdy mój ruch mógłby ranić tylko mnie byłoby łatwiej, bo ta odpowiedzialność za szczęście innych jest wprost przygnębiająca...
Idę teraz wraz z przyjaciółmi do szpitala. Dez i Trish wciąż o czymś rozmawiają, natomiast ja nadal jestem pogrążona w swoich myślach. Czarnowłosa musiała to zauważyć, ponieważ nagle zaczęła lekko potrząsać mnie za ramię.
-Ziemia do Ally! - powiedziała, a ja w tym samym momencie wróciłam z krainy myśli do realnego świata.
-Tak? - spytałam lekko zdezorientowana.
-Chyba ze trzy razy pytałam się ciebie o to czy rozmawiałaś ostatnio z Dallasem. A więc? - spytała patrząc mi głęboko w oczy.
-Co? Z Dallasem? A czemu z nim? - spytałam przerażona, ale starałam się tego nie pokazywać.
-Ponieważ mówił nam, że nie odbierasz od niego telefonów. Mówił, że się martwi... - wyznała Trish wciąż się we mnie wpatrując.
To prawda. Nie odbieram żadnych telefonów od bruneta. Kilka razy próbował się ze mną skontaktować, ale ja nie dałam mu tej szansy. Nie zamierzam mieć z nim nic wspólnego, ewentualnie tylko na pokaz. Dla przyjaciół, którzy nadal są nieświadomi niczego. Przecież gdyby Dallasowi bardzo zależało na przekazaniu mi czegoś to by napisał. Niekoniecznie ze swojego numeru i niekoniecznie podpisując się pod jego treścią...
-Pewnie nie zauważyłam, że do mnie dzwonił - powiedziałam wymijająco i od razu odwróciłam swój wzrok od przyjaciółki, która zauważyła, że jest coś nie tak.
-Ally? Czy ty go przypadkiem nie unikasz? - spytała podejrzliwie marszcząc brwi.
-Co? - spytałam zszokowana - Ja miałabym go unikać? - zaśmiałam się nerwowo - Przecież to jest mój przyjaciel. Niby czemu miałabym to robić? - zadałam retoryczne pytanie ze sztucznym uśmiechem. Czarnowłosa przyjrzała mi się dokładniej i już chciała mnie o coś spytać, ale Dez ją wyprzedził:
-Ally, co się dzieje...? - miał zmarszczone brwi i ponury wyraz twarzy. W pierwszej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć. Moje usta szeroko się otworzyły, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Nie byłam przygotowana na to pytanie, dlatego powoli zaczął narastać we mnie strach. Strach przed możliwością wydania się wszystkiego. Moje oczy powoli zaczęły się rozszerzać. Co tu powiedzieć? Co? W końcu zaczęłam się nerwowo i głośno śmiać.
-No co ty! Hahah -uśmiechnęłam się szeroko, ale sztucznie. Chyba to było widać, bo Dez pytająco podniósł brew. Przestałam się uśmiechać i wskazałam ręką na szpital - Chodźcie szybciej. Austin już na nas czeka - nie była to delikatna zmiana tematu, ale nic lepszego nie wymyśliłam. Po wypowiedzeniu tych słów ruszyłam szybciej w stronę instytucji, gdzie znajdował się blondyn.
Zostawiłam przyjaciół w tyle niewiedząc, że oni spojrzeli na siebie z podejrzliwym wzrokiem. Nie widziałam także Deza, który wzruszył obojętnie ramionami na tą całą sytuacje, oraz Trish, która nadal patrzyła na mnie podejrzliwie. Nie byłam także świadoma tego, że czarnowłosa postanowiła odkryć przyczynę mojego dziwnego zachowania...
* * * * *
-Siemka - przywitał nas blondyn, gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi. Na jego twarzy malował się szeroki, a zarazem szczery uśmiech. Widać było, że lepiej się czuje niż dwa dni wcześniej. Mimowolnie, na jego widok, uśmiechnęłam się pod nosem.
-Siema stary!  - przywitał go Dez podchodząc do niego i mocno klepiąc w ramie. Blondyn cicho jęknął z bólu, a na jego twarzy pojawił się grymas. Rudzielec od razu to zauważył, ale bez większego wrażenia przyjął to do wiadomości -Oj, wybacz - powiedział bez wzruszenia, lecz to nie było niemiłe. Bardziej to było w jego stylu. Austin wiedział o tym, dlatego uśiechnął się pod nosem i cicho zaśmiał.
-Dobrze cię widzieć, znowu - powiedziała Trish podchodząc do niego i całując go w policzek. Uśmiechnęła się i stanęła obok rudzielca. Zaczęła powoli wyjmować jedzenie, które dla niego kupiliśmy. Głównie to były przysmaki Austina takie jak coca cola, biała czekolada, żelki oraz naleśniki. Blondyn na ten widok bardzo się rozpromienił.
-Ooo w końcu jakieś normalne jedzenie - uśmiechnął się i lekko wzruszył - Dziękuje wam, jesteście najlepsi.
-Nie przesadzaj, to tylko jedzenie - powiedziałam drażniąc się z nim i podeszłam do niego. Cmoknęłam go w usta i usiadłam obok niego na łóżku uśmiechając się szeroko -Witaj - przywitałam się z nim jak gdyby nic.
-Witam - powiedział odwzajemniając mój gest. Patrzył mi głęboko w oczy z czułością. Nie mogłam przestać się uśmiechać, aż w końcu zaśmiałam się i oderwałam od niego wzrok.
-No dobrze, a jak się dziś czujesz? - zadałam moje standardowe pytanie.
-Coraz lepiej. Z każdym dniem te wszystkie rany i siniaki mniej mnie bolą. Ale żebra nadal mi dokuczają, najbardziej przy oddychaniu. Gdy wciągam powietrze to czuję nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. A tak to czuję się świetnie. - wyznał i uśmiechnął się pokazując swoje białe ząbki. To wywołało uśmiech na mojej twarzy. On czuje się lepiej, Dallas go nie pokonał. Może wygrał tą bitwę, ale nie wojnę. Nie pozwolę na to.
-No to bardzo się ciesze - powiedziała Trish szczerze. Wzięła w dłoń butelkę gazowanego napoju i wskazała na niego głową - Masz ochotę na coca cole?
-Tak, poproszę - blondyn odpowiedział i poprawił się na łóżku, aby móc na nim usiąść i oprzec swoje plecy o poduszki. Czarnowłosa nalała cały kubek napoju i podała go przyjacielowi. Ten wziął cole od dziewczyny i szybko się napił. Opróżnił naczynie w kilka sekund. Musiał być bardzo spragniony, spragniony niezdrowych płynów. Po skończeniu swojej czynności lekko odsapnął.
-Dzięki - powiedział rozkoszując się smakiem dobrze znanemu mu napoju.
-Byłbym zapomniał! - ocknął się nagle Dez i zaczął wodzić wzrokiem w poszukiwaniu zagubionej rzeczy. W końcu ją znalazł, wziął ją i ciężko rzucił się na łóżko Austina. W chwili, gdy rudzielec wskoczył na łoże, blondyn krzyknął z bólu.
-Dez! - krzyknął na niego zdezorientowany - Co ty robisz? To była moja noga! - Austin zaciskał zęby, aby uśmierzyć ból. Chłopak, aż zgiął się w pół z bólu.
-Austin? - szybko spytałam zaniepokojona.
-Dez ty głupku! - Trish równolegle ze mną krzyknęła. Rudzielec miał bardzo speszoną minę, bo chyba za bardzo nie zdawał sobie sprawy z tego co robi. Zapomniał, że nogi blondyna są całe poobijane.
-Wybacz - powiedział speszony i od razu zszedł z łóżka.
-Spoko, tylko nigdy już tak nie rób - powiedział Austin nadal odczuwając ból. Trish patrzyła na rudzielca złowrogo, ale tylko przez chwilę, bo od razu wszyscy zaczęliśmy się cieszyć naszym spotkaniem. Jedliśmy pizze śmiejąc się i wspominając nasze wspólne i piękne chwile przyjźni. Bo czym bylibyśmy, gdyby nie przyjaciele? Zapewne kimś innym. Pewnie sobą, ale tą skrytą wersją, nie tą obnażoną przed kimś. Przed bliskimi nam osobami nazywających się przyjaciółmi.
* * * * *
Nasze odwiedziny trwały ponad godzinę. W tym czasie zdążyliśmy pogadać o wszystkich rzeczach, o których musieliśmy. Ten czas był nam na prawdę potrzebny, ale niestety kiedyś musiał się skończyć. Powoli zaczęliśmy się zbierać. Zostawiliśmy Austinowi wszystkie jego przysmaki wraz z iPadem, aby mógł kontaktować się z nami przez skype'a. Każdy pożegnał się z blondynem i skierowaliśmy się do drzwi z uśmiechem na twarzy. Pierwsza podeszłam do drzwi, więc położyłam dłoń na klamce i przekręciłam ją. Gdy je otworzyłam na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie. Usta się lekko uchyliły, a oczy delikatnie rozszerzyły. Stałam nieruchomo, nie chciałam się ruszyć.
-Dallas? - spytałam wreszcie patrząc brunetowi w twarz. Momentalnie spojrzałam na Austina, który uśmiechnął się na widok kolejnych gości. Znowu spojrzałam na Dallasa. - Co ty tu robisz? - spytałam szorstko, za szorstko.
-Jak to co? Przyszedłem odwiedzić mojego kolegę - powiedział pewnie - Mogę przejść? - wskazał dłonią moją rękę nadal trzymającą klamkę, która zagradzała mu drogę. Wciąż spoglądałam na bruneta. Patrzyłam mu głęboko w oczy dając mu do zrozumienia, że nie podoba mi się jego obecność tutaj. Po paru sekundach cofnęłam swoją rękę dając mu przejść. Na ten gest Dallas lekko się uśmiechnął i niezauważalnie szturchnął moje ramię przechodząc obok mnie. Spojrzałam za nim, a w środku zaczęła wzrastać we mnie złość.
-Siema, jak się czujesz? - Dallas przywitał się z Austinem przybijając sobie piątke, jak dobrzy znajomi. To mnie bardzo zdziwiło. Przecież pare dni temu blondyn nie trawił bruneta. Widocznie nie tylko mnie to zdziwiło, bo nagle Trish spytała:
-To wy się lubicie? - spytała będąc równie zszokowana jak ja. Austin spojrzał na czarnowłosą, a później na Dallasa. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na nas, swoich przyjaciół - Po tym jak Dallas regularnie mnie odwiedzał tu w szpitalu i jak dobrze zajmował się wami, a w szczególności Ally, to po prostu nie umiałem mu nie zaufać.
Po tych słowach miałam wrażenie jakby mnie coś uderzyło. Dallas się mną zajmował? Pierwsze słysze. O czym ja nie wiem?
-Chodzi o to, że jak Ally była bardzo zdruzgotana całą tą sytuacją to ja ją pocieszałem. Raz nawet do niej poszedłem, bo płakała mi przez telefon. Po prostu nie mogłem jej tak samej zostawić, prawda Ally? - spytał mnie Dallas. Spojrzałam na niego nie mogąc uwierzyć w to co mówi. On się mną bawi i kieruje moim życiem.
-Prawda - odpowiedziałam cicho spuszczając swój wzrok w dół. To jest nasza okropna gra. Nie mogłam patrzeć na bruneta, ani na nikogo, gdy kłamię.
-Nie słyszeliśmy o tym - powiedział Dez oskarżycielsko.
-To prawda, ale my nie wspomnieliśmy o tym, że ostatnio z Dallasem dużo spędzaliśmy czasu - wyznała Trish. Tego się nie spodziewałam.
-Co? -wyrwało mi się. Wszyscy na mnie dziwnie spojrzeli. Tak jakby moje pytanie było zbędne - Znaczy... Nie mówiliście mi o tym...
-Nie odbierałaś potem moich telefonów - brunet zaczął bronić reszte.
-No i ciągle chciałaś siedzieć w domu - rudzielec się dołączył.
-Więc to chyba nic dziwnego, że wraz z Dallasem i Han spędzaliśmy czas - stwierdziła Trish niewinnie.
-Wraz z Han? - podniosłam lewą brew ze zdziwienia.
-Ktoś mnie wołał? - spytała blondynka niespodziewanie pojawiając się za moimi plecami. Odwróciłam się do niej i ujrzałam jej szeroki uśmiech - Austin! - powiedziała i szybko ruszyła w jego stronę przy czym lekko, ale znacząco trąciła moje ramię. Nie wierze...Czy tylko ja to widze? Spojrzałam na Hannah, która podbiegła do blondyna, schyliła się ku niemu i czule ucałowała w policzek. -Jak się czujesz nasza gwiazdo? - spytała słodkim głosem i zamrugała swoimi długimi rzęsami do blondyna.
-Już lepiej, niedługo mają mnie wypisać - powiedział do niej Austin uśmiechając się szeroko na jej widok. Patrzyli na siebie długo, zbyt długo.
-To bardzo się cieszę... - blondynka zaćwierkała i zaczęła poprawiać Austinowi kołdrę. Podciągnęła mu ją, aż do piersi, a potem zaczęła delikatnie ją wygładać. Przy czym dotykała klatki piersiowej blondyna. A później uśmiechnęła się do niego słodko. Czy ona go podrywa? Czy ona z nim flirtuje? Czy on tego nie widzi? Czy ktokolwiek to zauważył? Powoli zaczęła narastać we mnie złość. Jeszcze chwila i wybuchnę. Obiecuję, że zaraz ta blondynka pożałuje tego, że ma taki piękny uśmiech.
-Pytałaś o Han - to zdanie kompletnie wybiło mnie z moich myśli i przywróciło na ziemię - Tak, czasem wszyscy razem gdzieś wychodziliśmy i mile mijał nam czas - wyznała Trish mówiąc do mnie. Wreszcie do mnie dotarło, dlaczego tak mnie zabolał fakt, iż się spotykali. Dallas próbuje mnie zniszczyć. Chce odebrać mi przyjaciół. I robi to w bardzo przemyślany sposób. Robi to powoli, ale skutecznie. Moje ciało przeszły ciarki. Nie mogę tu zostać. Nie wytrzymam tego wszystkiego.
-Rozumiem i bardzo się cieszę - uśmiechnęłam się lekko nie patrząc na przyjaciół, choć ja widziałam ich wzrok na sobie - Wiecie, ja już muszę iść. To cześć! - powiedziałam pospiesznie, wzięłam torbę i wyszłam nie patrząc na nich. Gdy przekroczyłam próg drzwi zaczęłam iść szybciej. Musiałam się stąd wydostać. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Szłam potykając się o włane nogi, gdy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i zatrzymuje. Poczułam lekki ból. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam znienawidzonego przeze mnie chłopaka.
-Czego chcesz?! - krzyknęłam do niego przez łzy.
-Co ty robisz? Nie taka była umowa! - powiedział Dallas ciągle trzymając mnie za rękę.Podszedł do mnie bliżej z gniewną miną - Miałaś być urocza i cieszyć się na mój widok. Pamiętasz? Najlepsi przyjaciele! - mocniej ścisnął moje ramię. Zamknęłam oczy z bólu, który ogarnął całe moje ciało.
-Dlaczego mi to robisz? -szepnęłam bezsilnie -Co ty zamierzasz? - spytałam patrząc w jego oczy. On tylko zmarszczył swoje brwi i odpowiedział:
-Chce, abyś została sama. Nikogo wkrótce nie będziesz miała. Zostaniesz sama - wycedził przez zęby. Ciarki ponownie przeszły moje ciało. Zacisnęłam usta, aż zrobiły się sine.
-Czemu? - spytałam pozbawiona jakich kolwiek sił. Dallas lekko się uśmiechnął.
-Miałaś wybór. Wybrałaś Austina, więc ponosisz konsekwencje. Ale zawsze możesz to zmienić. Wystarczy tylko zmienić swoje zdanie - odpowiedział, a jego twarz wydawała się wyjątkowo mroczna. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nie wiedziałam co zrobić. Miałam mętlik w głowie. Wszystko działo się tak szybko. Za szybko.
-Puść mnie! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku. Chłopak się tego nie spodziewał - Nie wiem czym sobie tak zasłużyłam, ale nie ujdzie ci to na sucho! - po tych słowach brunet tylko się zaśmiał. Bawiło go to.
-A co mi niby zrobisz, co? - nagle przybliżył swoją twarz do mojej zaciskając swoje zęby. Moje serce stanęło. A oczy wytrzeszczyły z przerażenia.
-Dallas? -usłyszałam głos dochodzący z sali, w której leżał Austin. To był głos Hannah. Brunet odwrócił się rozkojarzony, a ja postanowiłam wykorzystać tą sytuację. Szybko odsunęłam się od chłopaka i natychmiast zaczęłam biec przed siebie. Nie zwarzałam na to czy ktoś mnie woła czy goni. Miałam jeden cel: oddalić się od tego miejsca jak najszybciej. Biegłam niewiedząc gdzie, bo łzy zakrywały mi mój widok. Wreszcie wydostałam się ze szpitala. Zwolniłam i oparłam się o jakieś drzewo. Zaczęłam łkać, bo właśnie zrozumiałam, że człowiek, którego znałam okazał się moim najgorszym koszmarem. Koszmarem, który ogarnia całe moje życie i ciało...

---------------
Siemka! :*
Ponad tydzień czekaliście, ale się doczekaliście :) Już słyszeliście co mi się przydarzyło, więc mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie.
Wiem, że nudny rozdział, ale nie miałam pomysłów, aby go bardziej urozmaicić :/ mam nadzieję, że wam się spodoba mimo wszystko :)
Jak wasze plany na wakacje? Co zamierzacie?
Piszcie i mówcie co myślicie.
Całuję was! :3
xoxo

Notka :(

Wybaczcie, że tak dawno nie pisałam i nie dodawałam nowego posta. Bardzo przepraszam :( Ale uwierzcie mi, że udar słoneczny oraz całe poparzone ciało nie pomagają w pisaniu :'( Mam dla was jedną małą, ale dobrą radę: Nigdy nie chodźcie ze znajomymi na plażę bez kremu do opalania ;) Jeżeli to zapamiętacie to ułatwicie sobie życie. Wiem, że jest to oczywiste, ale jak widać możliwe.
A wracając do bloga to mam nadzieję, iż niedługo wstawię nowy rozdział, ponieważ jestem w trakcie jego pisania :)
Bawcie się dobrze, bo już prawie są wakacje :D Bardzo się cieszę, że to już prawie koniec, a wy? Obyście lepiej zaczęli tegoroczne wakacje niżeli ja :'(
Całuje! :*

sobota, 15 czerwca 2013

2 Months :3

Witajcie!
Nie wiem czy wiecie i pamiętacie, ale dziś mijają już DWA miesiące od kiedy dzielę się z wami moimi wypocinami :P Ja bardzo się cieszę, iż mogłam spędzić z wami tyle czasu i mam nadzieję, że wy również jesteście z tego zadowoleni :) Chce wam bardzo podziękować za wasze wszelkie komentarze, które pozostawiliście pod moimi rozdziałami. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze jakiś czas ;) Jesteście moją motywacją! I wierzę, że jeszcze chwilę nią pozostaniecie :*
Kocham was za wasze wsparcie i miłe słowa! Mam nadzieję, że będziecie się cieszyć z kolejnych rozdziałów mojego opowiadania :3
A teraz macie pare zdjęć naszych bohaterów!

I jeśli możecie to opowiedzcie o swoich wrażeniach dotyczących mojego bloga ;)

środa, 12 czerwca 2013

XII Rozdział

* oczami Ally*
Stałam jak wryta. Czy ja się nie przesłyszałam? Dobrze zrozumiałam słowa, które przed chwilą wypowiedział? Miałam oczy szeroko otwarte ze zdziwienia i przerażenia. Nigdy by mi do głowy nie wpadła taka myśl, którą mogłabym wykorzystać przeciw drugiej osobie.
-Co ty wygadujesz? - spytałam cicho. Byłam w takim szoku , że nie potrafiłam głośniej. Dallas ciągle chytrze się uśmiechał - Chyba żartujesz! - powiedziałam już głośniej. Brunet patrzył na mnie, po czym lekko pokręcił głową.
-Nie. Mówię poważnie. Śmiertelnie poważnie - ostatnie zdanie mocno podkreślił. Jakby zrobił to specjalnie. Nie, na pewno zrobił to specjalnie. Nie mogłam w to uwierzyć. W ciągu kilku godzin mój świat wywrócił się do góry nogami. Jeszcze niedawno wszystko było w porządku. Nikomu nic nie zagrażało. Jedynie ja byłam dręczona tajemniczymi wiadomościami. Tylko ja. A teraz? Każdy mój ruch i zachowanie ma wpływ na moich przyjaciół. Na ich życie. Przy mnie nie mogą się czuć bezpiecznie. Dla ich dobra mogłabym zrobić co Dallas chce. Dla ich szczęścia... Ale z drugiej strony to tym sposobem także ich zranie. Wniosek jest prosty - nie ma dobrego rozwiązania. W głowie miałam mętlik. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak ktoś ucierpi. Wolałabym, abym to była ja, a nie moi przyjaciele. Szczególnie Austin. Nie mogę zranić osobę, którą tak szczerze kocham. Mówi się, że miłość wszystko przetrwa. Miejmy nadzieję, bo nie pozwolę, aby ktoś kierował moim życiem. Nikomu. A już na pewno nie Dallasowi.
-Nigdy w życiu tego nie zrobię - wypowiedziałam to z zaciśniętymi zębami patrząc mu prosto w twarz. Brunet chyba nie spodziewał się tej odpowiedzi, bo widać było jak narasta w nim złość. Złość spowodowana brakiem władzy nad człowiekiem. To mu się nie podobało.
-Jak chcesz. Ale to nie wpłynie dobrze na ciebie ani na twoich bliskich - moje serce zaczęło szybciej bić - Ale propozycja nadal jest aktualna. Zawsze masz wyjście. Wyjście, które może kogoś ocalić - brunet uniósł lekko jedną brew do góry, a potem chytrze się uśmiechnął. Miałam dziwną ochotę go walnąć w tą zadowoloną twarz. Poczułam jak narasta we mnie złość i jak mój strach oraz przerażenie przeradzają się w ogromną wściekłość. Zebrałam w sobie moje ostatki sił i mocno go od siebie odepchnęłam uwalniając się od niego.
-Jesteś nienormalny! - krzyknęłam oddalając się od bruneta na tyle daleko, aby nie mógł mnie dotknąć. Widziałam jaką chłopak miał zdezorientowaną minę, ale szybko znów wrogość pojawiła się na jego twarzy.
-Nie waż się nikomu o tym mówić,  bo nie skończy się to dla ciebie dobrze. Nie ma żadnych smsów. A ja jestem twoim najlepszym przyjacielem. Zrozumiałaś? - stał trzy kroki ode mnie, ale nadal był blisko mnie. Widziałam jak unosi lekko brwi do góry czekając na odpowiedź. Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego. Dlatego po prostu kiwnęłam lekko głową. Patrzyłam w jego oczy z urazą i bólem. Na prawdę mu zaufałam... - I jeszcze jedno - zrobił krok w moją stronę - Myślsz, że to ja spowodowałem ten wypadek, prawda? - spytał się mnie powoli podchodząc do mnie bliżej. Patrzyłam na niego, a moja mina mówiła: "Tak" - A jak mógłbym to zrobić? Jeżeli w chwili wypadku byłem tuż obok ciebie? - wyszeptał mi do ucha swoje pytanie. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy zrozumiałam, że nie wiem co powiedzieć. To prawda. On nie mógłby tego zrobić. Ale przyznał się do wysyłania tych smsów. Ale co to oznacza? Że ktoś mu pomaga? Niewykluczone, inaczej by o tym nie wspomniał. Już chciałam to jakoś skomentować, gdy nieoczekiwanie zza moich pleców pojawili się przyjaciele.
-Już jesteśmy - poinformawała nas Han.
-Były jakieś wieści od lekarza? - spytała Trish.
-Nie - odpowiedział Dallas do nich. Był świetnym aktorem, ponieważ zachowywał się jakby nic między nami nie było. Jakby nie było rozmowy.
-Ally, proszę. Oto twoja herbata - usłyszałam głos Deza zza moich pleców. Odwróciłam się w jego kierunku. Zobaczyłam, że uśmiecha się do mnie ciepło. Odwzajemniłam jego gest i wzięłam od niego herbatę. Upiłam jeden łyk i stwierdziłam, że bardzo mi smakuje.
-Dziękuję - powiedziałam do przyjaciela i usiadłam na krześle.
Siedzieliśmy i czekaliśmy na wieści od lekarza przez jakieś 30 minut. Chociaż myśleliśmy, iż trwało to o wiele dłużej. Nagle, w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, koło nas zjawił się lekarz. Na widok tego specjalisty od razu podniosłam się z krzesła i podbiegłam do niego.
-Co z Austinem doktorze? - spytałam z niepokojem w głosie.
-Czy państwo są rodziną Austina Moona? - spytał nas doktor. Nagle na mojej twarzy pojawił się smutek.
-Nie. Nie jesteśmy - powiedziała z pochmurną miną Trish.
-To w takim razie nie mogę państwu udzielić żadnych informacji - doktor zrobił krok do tyłu gotów do odejścia, lecz powstrzymał go głos Deza.
-Ale to jest nasz przyjaciel! Jest dla nas jak brat! - powiedział to zawzięcie. Postanowił walczyć.
-Rozumiem, ale to nie jest powó....
-Ale to właśnie jest powód, aby nam pan to powiedział Zależy nam na nim! -zawtórowała rudzielcowi Trish. Widziałam jak do jej oczu napływają łzy.
-Dokłanie! Musi nam to powiedzieć - powiedziała ze smutkiem w głosie Han. Widząc ich reakcje zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Musimy wiedzieć - dołączył się Dallas. Spojrzałam się na niego. Na jego twarzy malowało się zmartwienie. Nie mogłam uwierzyć w to jak dobrze odgrywał swoją rolę. Życiową rolę.
-Nie wytrzymam dłużej w niewiedzy - usłyszałam swój głos - Muszę się dowiedzieć co mu jest - zrobiłam krok w strone lekarza, a z oczu popłynęła mi łza - Muszę się dowiedzieć czy wszystko z nim dobrze. On jest dla mnie wszystkim. Nie mogę dłużej czekać, bo tego nie przeżyje. Czy potrafiłby pan czekać na wieści o osobie, która tak wiele dla pana znaczy? - spytałam go patrząc mu w oczy. Policzki miałam mokre od płynących po nich łez. Lekarz spoglądał na mnie długą chwilę. Widziałam jak się waha i szuka odpowiedniej odpowiedzi. Jednak nic nie powiedział, lecz ciężko westchnął widząc moje spojrzenie.
-Stan Austina Moona jest stabilny - powiedział, a my wszyscy nagle odetchnęliśmy z ulgą - Ma złamane dwa żebra, stłuczoną wątrobę oraz jest bardzo poobijany. Także mieliśmy podejrzenia co do wstrząsu mózgu. Okazało się, że pacjent miał lekki wstrząs, ale nie wpływa on na jego życie. Zbyt wiele powiedziałem. A teraz przepraszam - lekarz kiwnął głową na pożegnanie i już miał odejść, gdy powiedziałam:
-Panie doktorze, bardzo panu dziękuję - mój głos był ciepły i przepełniony radością. Austinowi nic nie grozi! Lekarz lekko kiwnął do mnie głową mając minę jakby mówił "Nie ma za co". Wiem, że dla nas złamał przepisy. Nie każdy by tak zrobił. Doktor już odchodził, gdy nagle się odwrócił mówiąc:
-Pacjent miał wielkie szczęście, ponieważ gdyby leżał pod tym rusztowaniem jedynie metr dalej mogłoby się to skończyć tragicznie- spojrzałam na dorosłego mężczyznę. Otworzyłam szerzej oczy. Tylko metr... Od tragedii dzielił go tylko jeden krok. Jeden. Gdyby stał w innyn miejscu wszystko skończyłoby się inaczej. Moje ciało ogarnęła nagle złość. Dallas! To jego wina. Nie obchodzi mnie jak to zrobił, ale to na pewno on. Ale... on tego nie mógł zrobić. Miałam mętlik w głowie. Zamknęłam oczy. Z oczu popłynęły mi łzy. Zacisnęłam mocno pięści i odwróciłam lekko głowę w stronę Dallasa. Brunet na mnie patrzył. Miałam wrażenie, że wiedział, iż pragnę rzucić się na niego i go udusić. Ale opamiętałam się, gdy zobaczyłam w jego oczach tak jakby ostrzeżenie, przypomnienie o naszej tajemnicy. Tajemnicy, od której zależy wszystko.
-Możemy się z nim zobaczyć? - spytała Trish z nadzieją. Mężczyzna spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
-Oczywiście, proszę za mną - powiedział i wskazał ręką kierunek drogi. Wszyscy za nim podążyliśmy. Szliśmy długimi i wąskimi korytarzami. Ja podążałam za resztą. Postanowiłam iść na końcu, ponieważ musiałam się przygotować na spotkanie z Austinem. Muszę zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z dzisiejszego dnia. O wszystkich rozmowach. O wszystkim. I przypomnieć sobie najlepsze chwile z blondynem. Muszę być silna. Dla niego.
W końcu doszliśmy do sali, w której przebywał Austin. Pierwszy wszedł Dez, potem Trish, następnie Hannah i na końcu Dallas. Ja się chwilę wstrzymywałam z wejściem do pomieszczenia, ale w końcu odważyłam się i przekroczyłam próg drzwi. Weszłam po cichu i spojrzałam na leżącego Austina na łóżku. Widziałam jak przyjaciele witają zmęczonego, lecz w pełni świadomego blondyna. Uśmiechał się. Od razu zrobiło mi się lepiej. Chłopak nie zauważył jak weszłam, dlatego mogłam w spokoju obserwować całą tą scenę. Słyszałam ich rozmowy.
-Jak się czujesz stary? - spytał Dez klepiąc przyjaciela po ramieniu. Ten jęknął cicho z bólu. Rudzielec to zobaczył i szybko przeprosił.
-Nie ma sprawy. Wszystko mnie boli i  czuję jak każdy ruch sprawia mi ból, ale to nie ma wielkiego znaczenia - wyznał uśmiechając się do nas.
-Najważniejsze jest to, że żyjesz i nic poważnego ci się nie stało - powiedziała do niego Han uśmiechając się czule. Austin odwzajmnił gest, ale po chwili spochmurniał.
-A Ally nie ma? - spytał ze smutkiem. Nikt się nie odezwał, bo nagle zorientowali się, że mnie z nimi nie ma. Stałam za ich plecami.
-Oczywiście, że jestem - powiedziałam z cicho, ale czule. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja podeszłam do łóżka blondyna. Chłopak uśmiechnął się szeroko na mój widok. Odwzajemniłam jego gest. Poczułam jak po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia - Austin... - usiadłam obok jego łóżka i ujęłam jego dłoń w swoją - Tak się o ciebie bałam - łzy płynęły mi strumieniami.
-Ale już wszystko jest dobrze - powiedział ściskając moją dłoń.
-My musimy na chwilę wyjść - powiedziała Trish po czym wszystkich skierowała do wyjścia dając nam chwilę prywatności. Siedziałam tak z blondynem i wpatrywałam się w niego. Austin ujął moją twarz delikatnie dłonią.
-Już wszystko jest dobrze. Nic się nie stało. Już jestem z tobą i nigdzie się stąd nie ruszę. Choć nie wiem co się stanie - powiedział szczerze patrząc głęboko w moje oczy. Patrzyłam na jego świerze rany i siniaki, które były na całym ciele. Na jego policzku przylepiony był plaster, który już zdążył przesiąknąć krwią. Ale mimo tych wszelkich obrażeń jego oczy nadal miały ten swój dawny blask. Blask świadczący o tym, że Austin tak na prawdę nie ucierpiał.
-Razem, pomimo wszystko - powiedziałam szczerze, choć gdzieś w głębi duszy nie byłam wcale tego taka pewna tych słów.

--------------
Siemka! :*
Wybaczcie, że nie wstawiałam ostatnio opowiadania, ale byłam z klasą na wycieczce klasowej przez ostatnie 3 dni i nie miałam czasu po prostu -.-
A jak wam się podoba rozdział? Uważam, że się nie dość przyłożyłam, ale pisałam szybko na tym wyjezdzie, aby wstawić jak najszybciej ;) Piszcie co o nim myślicie i do usłyszenia!
Miłego wieczoru! :*

środa, 5 czerwca 2013

XI Rozdział

*oczami Ally*
Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam nic powiedzieć. Stałam jak wryta i patrzyłam jak rusztowania podtrzymujące scenę się zawalają. Ludzie zaczęli uciekać od miejsca wypadku. Nic nie słyszałam. Czułam się jak w niemym filmie. Nie potrafiłam się ruszyć. W mojej głowie miałam mętlik. W jednej chwili Dallas wypowiedział niepokojące słowa, a w drugiej Austin znalazł się w niebezpieczeństwie. No właśnie...Austin! Nagle w kieszeni wyczułam jak wibruje mi telefon. Znowu dostałam wiadomość od zablokowanego numeru. Ze strachu otworzyłam szeroko oczy. Przeczytałam smsa.
"Myślisz, że żartowałem? Ze mną się nie zadziera. Teraz mi wierzysz?"
Coś jakby mnie uderzyło. Nie mogłam w to uwierzyć. To wszystko przeze mnie! W jednej sekundzie wszystko do mnie dotarło. Głosy ludzi i dźwięk nadjeżdzających karetek pogotowia, policji i straży pożarnej.  Zauważyłam jak niektóre osoby uwolniły się z zawalającej się konstrukcji. Widziałam muzyków, którzy przed chwilą grali piosenkę blondyna. Gdzie on jest?
-Austin? - z moich suchych już ust wydobył się cichy szept. Szept nadzieji - Austin?! - krzyknęłam już głośniej, a z moich oczu popłynęła łza. Zaczęłam powoli iść w kierunku sceny. Ponownie zawołałam chłopaka. Nagle zaczęłam biec - AUSTIN! - krzyczałam przerażona - AUSTIN!!! - mój głos się załamywał. Biegłam co tchu, gdy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i mocno trzyma nie dając mi uciec. Zaczełam walić rękoma ciało osoby, która nie chciała mnie puścić.
-Ally, uspokój się! - krzyknął do mnie chłopak. Miał znajomy głos. Odwróciłam się, aby zobaczyć z kim mam do czynienia.
-Dez? - zdziwiłam się i nagle poczułam ogromną złość, która ogarnęła całe moje ciało - Puść mnie! Muszę pomóc Austinowi! - krzyczałam waląc go po piersi i kopiąc go nogami. Ale on nadal mnie trzymał. Zaczęłam płakać. Nie mogłam się powstrzymać. Moje ciało nagle zaczęło się trząść. Powoli się uspakajałam. Przestałam uderzać i kopać Deza. Natomiast mocno się do niego przytuliłam. Płakałam w jego ramie. Kurczowo się go trzymałam. Dez mocniej mnie objął i szeptał mi do ucha słowa zapewniające, że Austinowi nic się nie stanie. Nie wiem ile to trwało, ale po pewnym czasie się uspokoiłam. W końcu przestałam szlochać. Moje ciało przestało drżeć. Cięzko wypuściłam powietrze. Lekko się odsunęłam od przyjaciela i spojrzałam się na niego.
-Dziękuję - wyszeptałam. W oczach nadal miałam łzy. Wytarłam je opuszkami palców.
-Nie ma za co - odpowiedział rudzielec. Pierwszy raz zobaczyłam w nim czułego i zawsze rozumiejącego sytuację chłopaka. Wiedział co należało zrobić w tej sutuacji. Jako jedyny. Zachował spokój i zdrowy rozum. Przytuliłam się do niego ponownie. W tym samym czasie podbiegła do nas Trish wypowiadając niezrozumiale słowa.
-Spokojnie Trish, oddychaj głęboko - poradził jej Dez. Czarnowłosa zrobiła to co polecił jej rudzielec. Pare sekund się uspokajała, ale po chwili powiedziała:
-Austin... znaleźli go - wskazała ręką w stronę karetki. Mój wzrok powędrował w tamtą stronę. W oddali zobaczyłam jego blond czuprynę. Moje serce zaczęło szybciej bić. Czy wszystko z nim dobrze? Czy coś mu się stało? W poszukiwaniu odpowiedzi oderwałam się od Deza i szybko pobiegłam w stronę blondyna. Przepychałam się między ludźmi. Wymijałam strażników, którzy próbowali mnie złapać, ponieważ nikomu nie wolno było podchodzić tak blisko miejsca wypadku. Wreszcie prześlizgnęłam się między wszystkimi i dotarłam do leżącego na "leżance szpitalnej" blondyna.
-Austin? - na jego widok popłynęła mi łza. Był ledwo przytomny. Gdy mnie ujrzał lekko się uśmiechnął.
-Ally... -powiedział ledwo słyszalnym głosem. Gdy usłyszałam wypowiedziane przez niego moje imię, kolejna łza popłynęła mi po policzku. Cicho zaśmiałam się ze szczęścia.
-Proszę się odsunąć - usłyszałam za sobą rozkaz. Odwróciłam się, za mną stała ratowniczka - Musimy przewieść poszkodowanego do szpitala - powiedziała kobieta, a po chwili inni ratownicy zaczęli przenosić chłopaka do karetki.
-Mogę z nim jechać? - spytałam się kobiety. Miała surowy wyraz twarzy. W ogóle się nie uśmiechała. Widziałam, że dokłanie przykłada się do pracy i że bierze to wszystko na poważnie. Spojrzała na mnie z góry. Nie miała zadowolonej miny, ale kiwnęła głową dając mi znak, abym wsiadła do karetki. Uśmiechnęłam się do niej w podzięce i wsiadłam do pojazdu.
Zanim ruszyliśmy zobaczyłam przyjaciół. Powiedziałam, że spotkamy się w szpitalu. Drzwi karetki się zamknęły i kierowca ruszył. Ujęłam dłoń Austina w swoją i lekko ją uścisnęłam. Chłopak, resztkami swoich sił odwzajemnił mój gest, lekko się do mnie uśmiechnął i po chwili pogrążył się w sen.
* * * * *
Szpital. Białe, bez wyrazu ściany i ten chemiczny charakterystyczny zapach - te dwie rzeczy zawsze korzają mi się z tym miejscem. A teraz tu siedzę i czekam na wieści od lekarza. Obok mnie siedzą przyjaciele. Dez nerwowo chodzi po korytarzu. Trish siedzi na krześle tuż obok mnie, a Hannah naprzeciwko obgryzając swoje zadbane paznokcie. Dallas stał ze spuszczoną głową opierając się o ścianę. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.
-Dez błagam cię, przestań tak dreptać - poprosiła czarnowłosa.
-Wybacz. Bardzo się denerwuje - powiedział ze smukiem i usiadł obok mnie na krześle. 
Byłam pochylona lekko do przodu, a głowę opierałam na swoich dłoniach. 11. E
Wpatrywałam się ślepo podłogę. Trish obejmowała mnie jednym ramieniem. Czułam jak jej ciało się trzęsie. Han powoli zaczęła tupać nogami o podłoże ze zdenerwowania.
-Nie no, ja tak dalej nie wytrzymam! - nagle wstała - Muszę się napić jakiejś herbaty. Ktoś idzie ze mną? - spytała. W jej głosie dało się wyczuć niepokój.
-Ja pójdę - zgłosiła się Trish - Chcesz coś? - spytała mnie troskliwie. Pokiwałam przecząco głową. Czarnowłosa wstała i podeszła do blondynki.
-Zaraz do was dojdę, dobra? - powiedział rudzielec na co dziewczyny tylko kiwnęły głowami i odeszły. Zostaliśmy tylko we trójkę. Ja, Dez i Dallas... Przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, więc dało się słyszeć ciszę. Ciągle siedziałam w poprzedniej pozie, lecz w końcu usiadłam prosto i założyłam za ucho kosmyk włosów.
-Dziękuję ci, że mnie powstrzymałeś. Wtedy tam pod sceną - czułam na sobie spojrzenie przyjaciela, ale wciąż wpatrywałam się w podłogę - Nie wiem co ja sobie myślałam. Przecież i tak bym mu nie pomogła, a sama mogłam narazić swoje życie. Ratownicy powiedzieli, że znaleźli go pod rusztowaniem. Coś go przygniatało! Nawet gdybym go znalazła to nie udałoby mi się mu pomóc... Zachowałam się jak idiotka! - załamałam ręcę, a z oczu popłynęły mi łzy. Dez miał smutny wyraz twarzy.
-Ally, to nie prawd...
-Właśnie prawda! Nawet nie pomyślałam! A ty? Od razu wiedziałeś co zrobić i jak się zachować. Zdawałeś sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństwa i powstrzymałeś mnie przed nim. Nawet, gdy ciebie kopałam i waliłam z całych sił... - spojrzałam na jego ramiona. Były całe posiniaczone - Zadałam ci ból, ale ty mnie nie puściłeś. Nie doceniałam cię - spojrzałam mu głęboko w oczy - Zawsze byłeś moim przyjacielem, ale nigdy nie pomyślałam, że mógłbyś tak wiele dla mnie zrobić. Za to cię ogromnie przepraszam. Nigdy nie powinnam w to wątpić - spuściłam wzrok ze wstydu. Nienawidziłam siebie za to jak go potraktowałam w mojej podświadomości. Nastała chwila ciszy. Miałam wrażenie, że trwała wieczność, lecz Dez w końcu się odezwał:
-Sam nie wiem jak to się dzieje, że w takich sytuacjach zachowuję zimną krew i zdrowy rozum. Tak po prostu jest - przyjaciel lekko ujął moją dłoń spoglądając na mnie. Mimowolnie popatrzyłam się na niego - Nie mam ci niczego za złe. Życie wciąż nas zaskakuje, tak samo jest z ludźmi. I wiedz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko. Tak jak dla Trish i Austina. Jesteście dla mnie jak rodzeństwo. Traktuję cię i kocham jak siostrę. Jakim byłbym bratem gdybym nie potrafił cię ochronić? - z oczu popłynęła mi łza. Uśmiechnęłam się lekko ze wzruszenia.
-Ja ciebie także traktuję jak brata. I tak samo mocno cię kocham - wyznałam mu. Mówiłam szczerze. I Dez o tym wiedział. Uśmiechnął się czule i mocno objął mnie ramieniem. To był przyjemny gest, tak jak cała rozmowa. Wtuliłam się w niego. Chwilę trwaliśmy w tej pozie, gdy rudzielec lekko się odsunął.
-Muszę iść do dziewczyn. Pewnie na mnie czekają. Przyniosę ci herbatę, dobrze? - kiwnęłam głową.
-A mogę prosić z cytryną? - spytałam się z nadzieją. Dez uśmiechnął się i cicho zaśmiał.
-No jasne. To niedługo przyjdziemy -wstał z krzesła i odszedł. Zostałam sama. A nie, jednak nie. Jest też Dallas. Kompletnie zapomniałam o jego istnieniu.
Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę. Od wypadku minęły już dwie godziny. Ciężko westchnęłam. Już miałam schować komórkę, gdy przypomniałam sobie rozmowę z Dallasem przed występem Austina. Wypowiedział podobne słowa do tych, które znajdowały się w ostatnim smsie. Nagle wszystko do mnie dotarło. On wiedział, że coś się stanie! Miał tego świadomość. Nawet mnie o tym powiadomił tuż przed całym zdarzeniem. Zemdliło mnie i zarazem zakręciło w głowie. Czy moje podejrzenia są słuszne? Czy zaufałam właściwej osobie? Biłam się z myślami. Nagle oszołomiona wstałam i lekko się zatoczyłam. Prawie straciłam równowagę, ale na szczęście podtrzymałam się na krześle. Spojrzałam groźnie na bruneta. Na mojej twarzy malowała się wściekłość. Zaczęłam iść w stronę Dallasa.
-To ty! - prawie krzyknęłam. Zbliżałam się do niego. Chłopak spojrzał się na mnie zdezorientowany - To ty wysyłałeś mi te wiadomości! - byłam co raz bliżej - Ty spowodowałeś ten wypadek! - dotarłam do niego - Nienawidzę cię! - zaczęłam okładać go rękami. Biłam go na oślep z całą siłą. Po policzkach spływały mi łzy - Zaufałam ci! - zaczęłam szlochać. Tak bardzo mnie to bolało. Ciągle go waliłam. Nagle poczułam jak brunet mocno łapie mnie za nadgarstki.
-Uspokój się! - krzyknął. Zaczął mną potrząsać, a po chwili popchnął mnie na ścianę wciąż mnie trzymając. Aż za bardzo ściskał moje dłonie. Czułam, że nie dopływa mi krew. Ze strachu i oszołomienia przestałam płakać i opierać się. Zobaczyłam wściekłość w jego oczach. Czułam, że przyciska mnie do ściany z całych swoich sił - Co ty wygadujesz? - spytał ciszej. Widziałam, że jest zły. Nie mogłam uwierzyć, że udaje i kłamie mi w oczy nie przyznając się do winy.
-To ty wysyłałeś mi te wiadomości. Prawda? - wyszeptałam zawzięcie. Twarz Dallasa spochmurniała. Przez chwilę na jego twarzy pojawiło się przerażenie, ale trwało to tylko sekundę. Brunet patrzył mi głęboko w oczy po czym cynicznie sie zaśmiał.
-Myślisz, że byłbym do tego zdolny? - przestał się śmiać. Patrzył na mnie. Jego twarz była przerażająco blisko mnie.
-Tak. Jestem pewna - powiedziałam szczerze i zmarszczyłam brwi.
-Na jakiej podstawie? - Dallas mnie spytał zaciskając mocno zęby.
-Nawet nie spytałeś mnie o jakie smsy mi chodzi -brunet otworzył szerzej oczy. Zrozumiał, że popełnił błąd - A to oznacza, że miałeś z tym coś do czynienia. Że to byłeś cały czas ty! - powiedziałam donioślej. Na to brunet mocniej docisnął mnie do ściany. Na mojej twarzy pojawił mi się grymas z bólu. Dallas cicho się zaśmiał. Z zadowolenia? Nie wiem.
-Zbyt mnie doceniasz - wyszczerzył swoje białe ząbki - Sądzisz, że sam mógłbym tego wszystkiego dokonać? - zaśmiał się cynicznie.
-Co masz na myśli? Co chcesz przez to powiedzieć? - otworzyłam szerzej oczy z przerażenia. Czy to oznacza, że ktoś mu w tym pomógł?
-Mam na myśli to, że powinnaś być ostrożniejsza, ponieważ nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć - zaniemówiłam. On mi groził. Prosto w twarz. Zaczęłam szybciej oddychać. Moje dłonie mnie bardzo bolały. Brunet ciągle je ściskał. Nie mogłam się ruszyć, ponieważ on wciąż mnie dociskał do ściany. Zaczęłam próbować się uwolnić. Poczęłam się z nim szarpać, ale chłopak był silniejszy i szybko ponownie mnie docisnął. Jęknęłam cicho z bólu - Jedyne co chciałem zrobić to cię uchronić przed nim! Przed tym potworem, z którym nigdy nie byłabyś szczęśliwa jak mogłabyś być ze mną - otworzyłam usta ze zdziwienia. Co on sobie wyobraża?
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi - wydukałam.
-Ale ja cię kocham - mówił to bardzo przekonująco. To mnie zszokowało.
-Ale ja ciebie nie! - znów zaczęłam się szarpać, ale Dallas znów mnie pokonał. Znów mnie popchnął na ścianę. Zrobił to tak mocno, że tył mojej głowy walną o nią. Ponownie jęknęłam.
-Ale wiesz co? Jest jednak możliwość, abyś w końcu przestała się bać i była znów szczęśliwa... - powiedział obojętnie. Patrzyłam na niego wyczekująco. Nie wiedziałam do czego zmierza.
-Co masz na myśli? - spytałam przerażona. Na jego twarzy zauważyłam chytry uśmieszek.
-Wystarczy, że rzucisz Austina. Zostawisz go. A później zostaniesz ze mną. Proste i logiczne, nieprawdaż?

---------------
Siemanko! :*
A więc wstawiłam rozdział dzisiaj jak obiecałam. Uważam, że końcówka mi nie wyszła, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;) Wiele się teraz dzieję, więc nie wiem dokładnie kiedy wstawie następny. Powinien być już niedługo ;)
A co do bloga - Piszcie swoje opinie, chwalcie i krytykujcie. Mówcie co wam leży na sercu! :3
xoxo

Notka ;)

Siemano! :*
Chciałam was poinformować, że możliwe jest, iż dziś dodam nowy rozdział :) ale MOŻE. A jeśli się nie uda to na 100% będzie jutro, więc bądzcie cierpliwi ;)
Miłego dnia! :3
xoxo

niedziela, 2 czerwca 2013

X Rozdział

*oczami Ally*
Rano, gdy się przebudziłam, nie otwierając oczu zaczęłam ręką dotykać miejsca, w którym szukałam pewnego ciała. Nikogo nie wyczułam. Zaczęłam zataczać szersze koła dłonią na zimnym materacu. Nic. Otworzyłam powoli oczy i próbowałam zorientować się w sytuacji. Na łóżku leżałam tylko ja. Sama. A gdzie jest Austin? Podniosłam się lekko i rozejrzałam po pokoju. Nigdzie go nie widziałam. Zdziwiłam się, ponieważ miałam nadzieję, że jak się obudzę blondyn będzie leżał tuż obok mnie.
Przetarłam lekko oczy i usiadłam na łóżku. Może wrócił do domu, aby przygotować się na Festiwal? Ciężko westchnęłam i podeszłam do lustra. Spojrzałam na siebie w odbiciu i zmarszczyłam brwi. Jednak makijaż wiele zmienia, nawet taki delikatny, pomyślałam i wyszłam z pokoju. Zaczęłam schodzić po schodach, gdy nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk dochodzący z dołu. Moje ciało się napięło. Wytężyłam słuch, ale nic takiego ponownie nie usłyszałam. Zeszłam więc i poszłam do kuchni, aby napić się mleka. Gdy przekroczyłam próg drzwi prowadzących do tego pomieszczenia, ujrzałam blondyna krojącego jakieś owoce. W jednej chwili uderzyło mnie ciepłe powietrze pachnące potrawą, którą mój chłopak robił. Stałam tak i patrzyłam się na niego z uśmiechem na ustach. A jednak został tu ze mną. Trochę się rozczuliłam. Wciąż wpatrywałam się w Austina. Patrzyłam z jaką precyzją kroił owoce. Widziałam jak z każdym ruchem ręki jego ramiona delikatnie się napianają uwydatniając jego mięśnie. Od pewnego czasu chodzi na siłownie, a rezultaty tego z każdym dniem widać co raz bardziej. Blondyn chyba wyczuł moje spojrzenie na sobie, bo nagle, jak oparzony, spojrzał za siebie. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i przywitał mnie:
-Dzień dobry kochanie. To bardzo źle, że się już obudziałaś - powiedział. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi, blondyn musiał to zauważyć, bo po chwili dodał - Ponieważ chciałem zrobić ci niespodziankę czyli śniadanie do łóżka.
Uśmiechnęłam się czule do chłopaka i powoli do niego podeszłam.
-Dziękuję ci. Ale w takim razie pomogę tobie w dokończeniu posiłku. Co robisz? - spytałam rozglądając się po kuchni. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to mały bałagan. Uśmiechnęłam się lekko. Widać, że nie często przebywa w tym pomieszczeniu.
-Co? Nie. Nie ma mowy. Ty idziesz usiąść sobie wygodnie na kanapie. To ja ci robię śniadanie, więc pozwól mi je zrobić sam - Austin uśmiechnął się do mnie i lekko popchnął w stronę kanapy - No już idź.
-No już już idę - powiedziałam śmiejąc się, ale w pewnym momencie odwróciłam się do niego kładąc swoje dłonie na jego klacie. Gołej klacie. Podejrzewam, że było mu zbyt gorąco w koszulce przygotowując posiłek. Ale ja tylko tak myślę, może jest jakiś inny powód? Uśmiechnęłam się pod nosem - Ale w takim razie musi to być dobre śniadanie - drażniłam się z nim.
-Oczywiście, że będzie - jego kąciki ust lekko uniosły się do góry. Patrzyłam w jego brązowe oczy i lekko się przybliżyłam do niego. Kładąc swoją dłoń na jego ramieniu kompletnie straciłam czujność, gdyż Austin nagle, lecz delikatnie obsypał moją twarz mąką. Odruchowo zamknęłam oczy i zaczęłam strzepywać proszek z buzi zdezorientowana - Nie ma czułości przed śniadaniem! Musisz chwilę poczekać - uśmiechnął się zawiadacko, mrugnął do mnie i wrócił do poprzedniej czynności. Nie mogłam uwierzyć w to co mi przed chwilą powiedział. Lecz i tak uśmiechnęłam się pod nosem, cicho zaśmiałam z niedowierzenia, a później położyłam się grzecznie na kanapie.
* * * * *
-Smakowało? - spytał niepewnie Austin.
-I to bardzo! - wyznałam odkładając talerz na stolik obok kanapy - Nigdy w życiu nie jadłam tak pysznych naleśników - popatrzyłam na blondyna i delikatnie go pocałowałam w podzięce, a później wygodnie położyłam głowę na jego piersi. Leżeliśmy obydwoje na kanapie delektując się tą chwilą.
-To bardzo się cieszę - wyszeptał mi do ucha. Moje ciało się odprężyło, gdy usłyszałam jego ciepły głos. Mocniej wtuliłam się w jego ciało i objęłam go jedną ręką. Zaczęliśmy oglądać telewizję. Na jakimś programie leciał akurat film "Szczęściarz", więc oboje z przyjemnością pogrążyliśmy się w świecie bohaterów ekranizacji powieści Nicholasa Sparksa. Na długą chwilę zapomniałam o otaczającym mnie świecie, ale w końcu wróciłam na ziemię. Przypomniałam sobie o ostatnim smsie. Nadal sądzę, że są to tylko głupie i świńskie żarty, jednak w głębi serca czuję, iż ten ktoś wcale nie żartuje. Miałam wątpliwości. W głowie miałam mętlik. Nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem. Dlatego musiałam spytać.
-Austin?
-Tak? - odparł głaszcząc mnie po głowie.
-Czy musisz występować na Festiwalu Miami? - spytałam niepewnie, a blondyn w tym samym czasie przestał wykonywać poprzednią czynność.
-Nie rozumiem... Nie chcesz, abym występował? Przecież mocno mnie do tego namawiałaś i bardzo cieszyłaś się z tej możliwości - przypomniał mi. Był zdezorientowany, czułam to po jego głosie. Podniosłam się i usiadłam prosto na kanapie. Austin zrobił to samo. Założyłam za ucho kosmyk włosów i spojrzałam na niego.
-Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy spędzić ten dzień razem na wspólnym odpoczynku - zaproponowałam nieśmiało. Blondyn czule się uśmiechnął i objął mnie ramieniem.
-Też bym tak chiał. Uwierz mi, lecz to jest niesamowita szansa dla mnie. Nie mogę jej zmarnować.
-Wiem. Głupi pomysł. Przepraszam - speszyłam się.
-Nie masz za co. Bardzo mi się ten pomysł spodobał. Może kiedyś spędzimy cały dzień razem. Tylko ty i ja. Z dala od świata. Co ty na to? - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam jego gest. Trącił mój nosek co spowodowało, że się cicho zaśmiałam i wtuliłam w objęcia blondyna.
Siedzieliśmy w tej pozie długą chwilę, do czasu gdy nadeszła pora rozstania. Austin musiał wrócić do siebie do domu, aby się przygotować do występu. Pospiesznie się ubrał. Stał już w drzwiach wyjściowych i żegnał się ze mną.
-Widzimy się na miejscu. Zadzwoń jak już tam będziesz, dobra?
-Jasne - kiwnęłam głową. Austin uśmiechnął się szeroko i dał mi buziaka na pożegnanie. Stałam tak chwilę patrząc jak chłopak odchodzi i znika w oddali.
* * * * *
-No nie. Znowu się spóźnie - powiedziałam sama do siebie.
Biegałam po swoim pokoju jak oszalała. Ciągle o czymś zapominałam. Tu brak pierścionka na palcu, tam nie schowałam portfela do torebki. Po prostu za późno zaczęłam się szykować, choć miałam na to dużo czasu. To chyba wszystko, pomyślałam. Spojrzałam w lustro. Umalowałam się, a włosy spięłam w tzw. kok w nieładzie. Miałam na sobie pudrową transparentną koszulę z długim rękawem, którą zapiełam pod szyję oraz krótkie dżinsowe spodenki z wysokim stanem. Do tego dobrałam beżową listonoszkę oraz baleriny. Założyłam długie złote kolczyki i dwa duże pierścionki. Sięgnęłam po różowy błyszczyk i pomalowałam nim usta. Przyjrzałam się swojemu odbiciu i stwierdziłam, że mogę domalować czarne kreski na powiekach. Chwyciłam eyeliner i namalowałam średniej grubości linie, a końcówkę kreski zarysowałam do góry. Idealnie. Teraz wszystko do siebie pasuje. Uśmiechnęłam się do siebie, wzięłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z domu.
* * * * *
Tłum ludzi. To pierwsze co rzuciło mi się w oczy, gdy doszłam do miejsca gdzie odbywał się Festiwal Miami. Przy wejściu pokazałam ochroniarzowi przepustkę dla uczestników występów i szybko weszłam do środka. Przeciskałam się między ludźmi, aby jak najprędzej dostać się do sceny. Przedostanie się do niej zajęło mi parę minut, lecz gdy kolejnemu ochroniarzowi pokazałam przepustkę, znalazłam się za kulisami. Rozglądałam się wokoło szukając Austina albo jednego z moich przyjaciół Deza lub Trish. Jednak nigdzie ich nie widziałam. Szłam nie patrząc gdzie idę. Nagle wpadłam na kogoś.
-Przepraszam bardzo! - powiedziałam pospiesznie.
-Nic się nie stało, Ally.
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam swoje imię. Od razu spojrzałam na osobę, na którą wpadłam. Odebrało mi mowę na widok mojej nowej i dobrej koleżanki.
-Han? A co ty tu robisz? - spytałam zdziwiona jej obecnością, ponieważ blondynka nie dostała od nas tej specjalnej przepustki za kulisy.
-Jak to co? Wspieram Austina! - wyznała z wielkim uśmiechem na twarzy. Coś mi nie pasowało.
-Ale jak się tu dostałaś? - pytałam dalej.
-Kira załatwiła mi te bilety.
-Jak to? To ty znasz Kire? - spytałam podejrzliwie marszcząc brwi. Zauważyłam widoczne zmieszanie na jej twarzy.
-Eee... Dallas zdobył te bilety, a dostał je od Kiry. Długa i zaplątana historia. Ale co ja będę opowiadać? Lepiej chodźmy do Austina - chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę jakiś pomieszczeń. Sprytnie i szybko zmieniła temat, pomyślałam. Coś mi tu nie pasuje. Skąd one się znają? Dziwna sprawa... Doszłyśmy do dużych brązowych drzwi i weszłyśmy do środka pokoju. Tam zobaczyłam wszystkich moich przyjaciół.
-Ally! Co tak długo? - spytała mnie podenerwowana Trish, gdy mnie ujrzała.
-Wybaczcie, trochę się zgubiłam - powiedziałam i przywitałam się z Dezem, Trish, Austinem oraz Dallasem.
-Myślałam, że spotkam ciebie i Han przed sceną tuż przed występem - powiedziałam do bruneta podchodząc do niego.
-Niespodzianka! - uśmiechnął się do mnie szeroko. Odwzajemniłam jego gest, lecz w głębi duszy miałam wątpliwości co do jego szczerości. Nagle drzwi do garderoby blondyna się otworzyły i przez nie wszedł wysoki i barczysty mężczyzna.
-Austin Moon, wchodzisz za 10 minut - poczekał na znak, że blondyn przyjął tą wiadomość i wyszedł.
-No to my już pójdziemy. Będziemy czekać na ciebie przed sceną - powiedział Dez do przyjaciela. Podszedł do niego i poklepał po ramieniu - Powodzenia stary!
-Dzięki - uśmiechnął się szczerze.
Wszyscy zaczęli mu życzyć udanego występu. Hannah i Trish ucałowały go w policzek, a Dallas uścisnął mu dłoń.
-Ja zaraz do was dojdę, dobra? - spytałam przyjaciół dając im znać, że chcę pobyć sama z blondynem.
-Będziemy czekać - powiedział brunet i wszyscy wyszli zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na Austina. Siedział na krześle przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie. Podeszłam do niego od tyłu, otoczyłam rękoma jego szyję, dłonie położyłam mu na piersi i delikatnie się w niego wtuliłam.
-Stresujesz się? - spytałam patrząc w nasze odbicia. Austin spojrzał mi prosto w oczy.
-Odrobinę. Po prostu mam dziwne przeczucie, jakby coś mogłoby pójść nie tak - wyznał ze smutnym wyrazem twarzy. Moje serce zabiło szybciej. Oderwałam się od niego i obróciłam jego obrotowe krzesło tak, aby nasze twarze były skierowane naprzeciw siebie.
-Nie masz się czym przejmować. Wystąpisz i dasz niesamowite show. Wierzę w to, czas na to, abyś i ty uwierzył w swoje siły - patrzyłam mu prosto w oczy. Miałam zawziętą minę. Wiedziałam, że jak będę przekonująca to Austin przestanie się zamartwiać. Blondyn spojrzał na mnie, lekko się uśmiechnął i chwycił moją dłoń.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tu jesteś - wyznał. Uśmiechnęłam się czule do niego pochlebiona tymi słowami.
-I ja się cieszę, że mogę być tu z tobą - wyznałam to co czułam. Blondyn patrzył na mnie przez chwilę, a później wstał z krzesła wciąż trzymając moją dłoń. Przeczesał swoją ręką moje włosy i ujął moją twarz. Oparł swoje czoło o moje i popatrzył na mnie.
-Kocham cię - wyszeptał. Jego ciepły głos przyjemnie łaskotał moją skórę.
-Ja ciebie też kocham - wyznałam. Austin delikatnie mnie pocałował. Odwzajemniłam jego czułość. Po tych kilku sekundach objął mnie w pasie i mocno przytulił. Staliśmy tak chwilę, gdy do garderoby ponownie wszedł tamten barczysty mężczyna.
-Za 5 minut wchodzisz - jak to powiedział szybko zniknął i zamknął drzwi. Odsunęłam się od chłopaka trochę i uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-To co? Jesteś gotowy?
Austin odwzajemnił mój gest. I kiwnął energicznie głową.
-Tak, jestem.
Podeszłam do lustra, gdzie leżała gitara blondyna. Wzięłam instrument i podałam go chłopakowi. Stanęłam naprzeciwko niego i postawiłam do góry kołnierzyk jego koszuli. Pocałowałam go delikatnie w usta i powiedziałam:
-Powodzenia.
Austin uśmiechnął się do mnie w podzięce, a ja powoli oddaliłam się od niego idąc w stronę drzwi. Do momentu, gdy wyszłam z garderoby, czułam na sobie wzrok blondyna, ale wcale mi to nieprzeszkadzało.
* * * * *
-Gdzie on jest?! Już dawno powinien być na scenie! - Hannah próbowała przekrzyczeć tłum ludzi.
-Pewnie jest jakieś opóźnienie! - podejrzewał Dez, na co kiwnęła mu Trish.
-On na pewno wystąpi?! - spytał mnie Dallas.
-Tak! Na pewno! - odpowiedziałam mu wciąż wypatrując Austina.
-Oby tego nie żałował - te słowa wypowiedział bardzo cicho, były ledwo słyszalne, lecz one do mnie dotarły. Te słowa przypomniały mi ostatniego smsa. Odwróciłam się do bruneta przerażona i zdziwiona zarazem.
-Coś ty powiedział? - na te słowa Dallas znieruchomiał, a jego twarz pochmurniała. Jakby wiedział co podejrzewam. Popatrzył mi głęboko w oczy.
-Nie o to powinnaś się teraz martwić - odpowiedział tajemniczo. Zmarszczyłam brwi. Powiedział to takim niespokojnym głosem.  Dopiero po chwili zrozumiałam, że jego słowa mnie przeraziły i zdenerwowały. Już otworzyłam usta, aby spytać się go co dokładnie ma na myśli, ale w tym samym czasie Austin wszedł na scenę.
-Witajcie! Jestem Austin Moon i dziś dla was zaśpiewam! - krzyknął do publiczności na co ona przywitała go głośnymi okrzykami. Blondyn dał znać kapeli i muzyka zaczęła grać. Po chwili chłopak śpiewał i tańczył na scenie. Jednak ja nie potrafiłam się z tego cieszyć. Spojrzałam na bruneta. Bawił się świetnie, jak gdyby nic się nie stało. Nie mogłam w to uwierzyć. Jego słowa mnie bardzo poruszyły choć nie wiedziałam dlaczego.
-O co ci chodziło?! - musiałam się go o to spytać. Dallas patrzył na mnie nic nie mówiąc. Po chwili spojrzał na scenę i nie odrywał od niej wzroku. Usłyszałam jak tłum ludzi wokoło mnie zaczął krzyczeć, lecz nie z podniecenia a z przerażenia. Odruchowo odwróciłam się w stronę, gdzie mój chłopak śpiewał.  W jednej chwili moje źrenice się powiększyły, a buzia otworzyła z przerażenia. Nie mogłam w to uwierzyć, ale to działo się naprawdę. Scena zaczęła się zawalać...

---------------
No siemano! -.-
Po tych wszystkich przemiłych, przeuroczych i mega motywujących opiniach postanowiłam nie zawieszać bloga. Czytając wasze komentarze na mojej twarzy wielokrotnie pojawiał się uśmiech i za to wam bardzo DZIĘKUJĘ! Jak to powiedziała Weronika C. "Musisz pamiętać, że piszesz to także dla siebie. nie możesz się poddawać" - to są mądre słowa. Ciągle próbuje pamiętać, iż robie to dla siebie, jednakże czasem potrzebuje zachęty i poczucia, że na kogoś "działa" to co piszę.
Ale wracając do bloga ^^ Jak wam się podoba zakończenie? Na dalszą historie musicie poczekać, bo znowu się szkoła zaczyna. Możliwe, że dodam nowy rozdział po 4 dniach,  a jak nie to w niedziele.
Zaglądajcie i komentujcie!
xoxo